Natomiast w Polsce, mimo że 95% obywateli (ponoć) to katolicy, długo wolnym dniem nie było. Ale po długiej przerwie, od 2011 roku znów jest. Wcześniej, w latach 1952-1960 też było, ale później czerwona zaraza zlikwidowała.
W styczniu, jak pamiętam, to w Polsce jeszcze i 17-go było święto: Rocznica Wyzwolenia Warszawy. No tak, ale to święto nie jest już aż tak uroczyście świętowane — ze względu na prawdę historyczną, która dopiero w wolnej Polsce mogła wyjść na jaw. Bo jakiego to też „wyzwolenia” naszej stolicy dokonała Armia Czerwona, kiedy już jej same tylko ruiny i zgliszcza zostały? Skubany Stalin wiedział, co robi. Przez całe Powstanie Warszawskie w swoim parszywym interesie czekał aż stolica się wykrwawi… i klęknie na kolana. Czy to było więc wyzwolenie?
Za to u mnie, w rodzinie — dzień 17 stycznia jest wielkim świętem od wielu lat. Otóż w tym dniu, po wielu koszmarnych, wcześniejszych turbulencjach i bardzo ciężkim w rezultacie porodzie, w 8 miesiącu ciąży urodziłam swoją pierworodną córeczkę. Jej narodziny, siłą narzuconej przez komuchów historii, w tamtych latach kojarzyły mi się zawsze z „wyzwoleniem”, teraz już nie bardzo.
Ale jako ciekawostkę dodam, bo to bardzo znamienne, że obecny Prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski, też urodził się w dniu 17 stycznia.
Wcześniej, bo 13 stycznia, świętować będziemy urodziny mojego pierworodnego wnuka, który urodził się w dniu urodzin mojego od 48 lat nieżyjącego Ojca. A jeszcze wcześniej, bo dzisiaj, radośnie świętujemy urodziny mojego najmłodszego wnuka, bo też akurat 1 stycznia, i do tego w niedzielę, zapragnęło mu się przyjść na świat. Że w niedzielę, to na pewno po babci. Jest nas w rodzince teraz dwoje — w niedzielę urodzonych. Ale w Nowy Rok to mój wnuczek urodził się jako jedyny.
Rany, jak sobie przypomnę, co to było za zamieszanie w szpitalu w tym dniu. Dziennikarze już grubo przed północą czekali w korytarzu porodówki. Każdy chciał jako pierwszy zrobić zdjęcie pierwszemu w Nowy Rok urodzonemu obywatelowi naszego miasta i powiatu, a także, by móc przeprowadzić wywiad ze szczęśliwymi rodzicami.
OK., tyle na temat moich styczniowych świętowań, bo jeszcze do Sylwestra wrócić chciałam. Nie, nie chciałam się chwalić, jak to niby ja w tym dniu balowałam. Nie! Bo tak po prawdzie, w Sylwestra to już nie baluję aż tak, jak za dawnych lat. W Polsce, jak pamiętam, balowało się zawsze do białego rana. Sama nawet kilka takich balów organizowałam w swojej szkole. W Niemczech to już nie to. Raz, że był to okres naszej wieloletniej aklimatyzacji. A dwa, że mało się tutaj aż tak balowo świętuje, że się tak wyrażę. Raczej na tak zwanych domówkach, albo na wyjazdach.
To ewidentnie moja strata, wiem, bo ja wprost uwielbiam tańczyć. Ale że do tanga trzeba dwojga, przeto nie tańcuję… i nie baluję. Przyznam szczerze, że z tego akurat powodu odczuwam brak partnera. Zaraz… a może przy okazji, w tym miejscu, strzelę króciutki anonsik w tej sprawie? Czemu nie? A co mi to szkodzi? Przecież to mój kawałek podłogi, i mogę tu wszystko... No to anonsuję!
A więc tak:
Gdyby jakiś elegancki, szarmancki Pan, z dużą dawką poczucia humoru, i choć trochę szalony, miałby potrzebę tańcowania, podobnie jak ja, a brak by mu było partnerki, proszę się do mnie odezwać. A nuż będziemy mogli sobie gdzieś niezobowiązująco potańcować?
O, właśnie tak! Albo i jeszcze ładniej…
Ta fotka zrobiona jest jakieś cztery godziny przed godziną „O”, kiedy tylko pojedyncze wystrzały zniecierpliwionych sylwestrowiczów dochodziły z zewnątrz. Jednak mój Joker, był już wtedy bardzo przerażony. Nie odstępował mnie ani na krok… Bidulka.
Gdybym była burmistrzem, zabroniłabym sprzedaży tych wszystkich rakiet, petard, sztucznych ogni, a w noc sylwestrową — w odpowiednim miejscu i na koszt miasta oczywiście — zorganizowałabym dla wszystkich obywateli przepiękny pokaz fajerwerków. Dzięki temu zwierzętom oszczędziłoby się kilkugodzinnego szoku, a co niektórym sylwestrowiczom, zwłaszcza tym zapijaczonym, ostałyby się palce, dłonie, nietknięte twarze... Ba, niektórzy by nawet i przy życiu pozostali. No i wreszcie, dzięki temu, nie byłoby potem tyle śmieci do sprzątania.
I pomyśleć tylko, ile to pieniędzy ludzie do luftu puszczają? Czy nie lepiej byłoby te pieniądze przeznaczyć na bardziej szczytne cele? O, chociażby na pomoc dla biednych? Niechby tylko każdy ewentualny amator „wystrzałowego” Sylwestra jeden procencik tego, co wydaje na zakup tych wszystkich pirotechnicznych różności, wrzucił do skarbonki przygotowanej np. przez Caritas czy też Czerwony Krzyż… to ilu to biednych ludzi można by było nakarmić? Ilu schorowanym uratować życie?
Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"