niedziela, 17 stycznia 2021

"Zgoda buduje, bo Polska jest najważniejsza" (?)

Miałam wspaniały weekend, polsko-niemiecki weekend. Nie dość, że nasze rodzinne poczwórne święto miło się przedłużało, to jeszcze w międzyczasie, w sobotę, wiele emocji i radości przeżywałam na meczu (i po) Niemcy — Argentyna, w którym to Niemcy (z najmłodszą drużyną na MŚ) doszczętnie rozgromili Argentynę. Rany, cóż to był za mecz! Chłopcy szli jak burza, i nie dając przeciwnikowi najmniejszych szans, wygrali fenomenalnym wynikiem 4:0. Jeszcze i w niedzielę dłonie mnie piekły od bicia braw. A co się przy oglądaniu meczu nagimnastykowałam, to moje.

Na mieście zaś cały wieczór i noc szaleństwo euforii. Ludzie tańczyli, śpiewali, trąbili na wuwuzele i na czym się tylko dało. Z włączonymi klaksonami i z powiewającymi flagami jeździli samochodami i motorami. Wielu rowerami, nawet i na rolkach. Och, jakże uwielbiam oglądać radość ludzi. Uzasadnioną radość. Bez względu na nacje.

Nie ukrywam, że z ogromną pasją kibicowałam Niemcom. Raz, że Niemcy to moja druga Ojczyzna od przeszło 21 lat, a dwa, i przede wszystkim dlatego, że w meczu grali dwaj Polacy: Podolski i Klose (taka to moja mała namiastka patriotyzmu). Uwielbiam tych chłopaków, a już zwłaszcza Podolskiego.

 


Bardzo mi się podobało, że wielu niemieckich kibiców dziękowało Polsce za tak wspaniałych piłkarzy, jakimi oni są. Byli też tacy, co nawet śpiewali po polsku: — „Do przodu Polsko, do boju Polsko... Biało-czerwonych w sercu miej...”. Bardzo lubię obserwować ludzi, kiedy się jednoczą. Kiedy przejawiają przyjazne uczucia i intencje. Bez względu na okoliczności. Jako pacyfistka, nie znoszę przejawów agresji i nienawiści.

A w niedzielę — II tura Wyborów Prezydenckich, to był dla mnie ten najbardziej wyczekiwany i najważniejszy dzień, a i najbardziej emocjonujący. Polką przecież jestem... i na zawsze pozostanę! Niekiedy ktoś próbuje, używając brzydkich słów, podważać mój patriotyzm. Nie przejmuję się tym jednak, bo uważam, że każdy ma prawo do wyrażania własnych poglądów, byleby mówił czy pisał o nich z zachowaniem kultury. Pomijając oczywiście satyry, bo te rządzą się własnymi prawami.

Nie wstydzę się swoich poglądów i sama wiem najlepiej, co czuję i jak czuję. A dziś czuję ogromną satysfakcję, że Polacy od Morza do Tatr i z Zagranicy — to mądry Naród, że wybrali na prezydenta osobę bezkonfliktową, której obca jest nienawiść. Osobę otwartą na świat, patrzącą przede wszystkim w przyszłość, nie rozdrapującą ran przeszłości, podchodzącą z szacunkiem i rozwagą do historii Polski. Osobę, która godnie będzie reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej. Bez ośmieszania Jej przed światem i zadziwiania różnymi fobiami. Wierzę, że ja, jak i większość Polaków, którzy głosowali na Bronisława Komorowskiego się nie zawiedziemy. Że najbliższa przyszłość pokaże, iż nasz wybór był słuszny... dla Polski, dla Polaków. Gratuluję, Panie Prezydencie!

 

gazeta.razem.pl/multimedia/komorowski.jpg 
 

"Zgoda buduje, bo Polska jest najważniejsza"!

 

a więc:


"Do przodu, Polsko!

Do boju, Polsko!

Nie zginiesz nigdy

póki o zwycięstwo grasz..."

(Marek Torzewski)


5.07.2010

 

Tekst ten napisałam przeszło 10 lat temu. Czy dzisiaj coś bym w nim zmieniła? Tak. I to dużo... Bo zawiodłam się na autorze tekstu powyższego hymnu polskiej reprezentacji w PN. Trochę i na Klose. Tylko Podolskiego ciągle tak samo cenię i lubię. Nie tylko jako piłkarza, ale jako człowieka.

Ale przede wszystkim dlatego, gdyż bardzo zawiodłam się na Prezydencie Komorowskim. Szybko przestał być prezydentem z mojej bajki. Nie mogę mu wybaczyć zwłaszcza tego, że tak głupio przegrał kolejne wybory prezydenckie i tym samym otworzył Kaczyńskiemu drogę do władzy w kierunku systemu autorytarnego. Że Polska jest teraz spychana do średniowiecza przez tego nienawistnego, oderwanego od rzeczywistości człowieka. Że niszczony jest Naród poprzez wprowadzanie coraz większego reżimu i ciągłego straszenia. Że Polacy coraz mniej się uśmiechają. Że coraz bardziej pięści zaciskają.

Że niszczony jest Naród, świadczy o tym (m.in.) również jego wczorajsze wystąpienie w kościele (z okazji mszy promującej jego rodzinę i postawieniu jej na piedestale), gdzie takimi oto słowami przemówił do Polaków:

Zło atakuje nasz kraj, nasz naród i instytucję, która jest centrum naszej tożsamości, czyli Kościół katolicki. Po raz pierwszy przemawiam wewnątrz kościoła, bo tam na zewnątrz stoją ci, którzy walczą w najgorszej sprawie i chcą go zniszczyć”.

No ręce opadają, słuchając tego. Kto, co niszczy, się pytam? Jeśli stoją i walczą, to tylko z tobą, siewco nienawiści i chaosu w Polsce, który obecnie wykorzystujesz pandemię koronawirusa do jeszcze szybszego wprowadzenia swojej autorytarnej władzy i do wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej.

Czy po tych wszystkich aferach zamiatanych szybko pod dywan zwykły człowiek może mu jeszcze wierzyć? Wychodzi na to, że tak. I to jest najgorsze. Nieustanna manipulacja narodem przynosi satrapie zamierzone efekty.

Uspokaja mnie cicha nadzieja, że może jednak tak się musiało stać, że Kaczyński doszedł do władzy. Że inaczej nie dałoby się go pozbyć z życia politycznego... I że wreszcie odejdzie w niebyt w niesławie i jeszcze większymi literami zapisze się na czarnych kartach historii. Szkoda tylko Polski, bo długo będzie leczyć rany zadane przez niego.

Uspokaja mnie jeszcze inna nadzieja, że w końcu powstanie jakaś nowa, mądra partia, która przywróci w Polsce spokój i szacunek na arenie międzynarodowej... Czy tak się stanie? Czas pokaże. Już najbliższe miesiące.