niedziela, 23 listopada 2025

Wertuję albumy pełne starych fotografii... Które z nich szepnęło do mnie najgłośniej?

Wspomnienia są jak delikatne światło, które potrafi rozjaśnić nawet najcięższy dzień. To w nich kryją się twarze bliskich, drobne okruchy radości, ważne chwile, śmiech i łzy. To one trzymają nas za rękę, gdy czas nieubłaganie mknie naprzód.

Dzięki nim uczymy się siebie na nowo, odzyskujemy poczucie wartości i budujemy bogatsze, pełniejsze życie. Wspomnienia potrafią być jak ciepłe promienie słoneczne — źródło radości, otuchy i cichej motywacji.

Każdy z nas niesie w sobie swoje własne historie: małe przygody, iskry wzruszeń, chwile, które wracają niespodziewanie, jakby chciały powiedzieć: pamiętasz? I właśnie w tym tkwi ich magia.

Stare albumy fotograficzne są jak ciche bramy do dawnych światów. Otwierasz jedną, drugą, kartki szeleszczą pod palcami — i nagle zatrzymujesz się na zdjęciu, które zdaje się oddychać własną opowieścią.




***
Hmm… i nagle zrobiło mi się żal tych wszystkich pozostałych zdjęć z tamtych wspaniałych wczasów — rodzinnych, a właściwie wielorodzinnych, bo było nas wtedy aż sześć zaprzyjaźnionych rodzin, koleżanek mojej mamusi jeszcze z harcerstwa.

Pomyślałam więc, że warto pokazać także kilka innych fotografii, każdą z krótkim opisem. One również niosą w sobie ciepło wspomnień i cichą wartość emocji. Nie tylko dla mnie.

Może ktoś z osób uchwyconych na tych kadrach kiedyś się odezwie…? Byłoby to naprawdę miłe — jak nagłe, niespodziewane dotknięcie dawnego czasu.

Na zdjęciach widać jedynie niewielką część naszych rodzin. Najbardziej brakuje ojców — nie pamiętam już, czym byli wtedy tak zajęci, że tak rzadko trafiali w kadr.



Szczyt góry Żar. Ja z Wieśkiem... Znaliśmy się jak dwa przysłowiowe „łyse konie”. Często też bywał u nas w domu, by oglądać telewizję. Mieliśmy jako pierwsi telewizor na naszej ulicy. Dojeżdżaliśmy również razem pociągiem do szkoły. Tyle że on do Liceum, a ja do Technikum Ekonomicznego.



Doszli do nas: moja o rok starsza siostrzyczka Teresa i Jasiek. Byliśmy w tej samej klasie w podstawówce.


Dwie najlepsze koleżanki mamusi: Hela i Urszula. A także Piotrek. On z kolei chodził do tej samej klasy z Teresą.


Siedzimy przy strumieniu wpadającym do jeziora Międzybrodzkiego. Mamusia, braciszek i ja oraz wspomniane już najlepsze koleżanki mamusi ze swoimi dziećmi, Basią i Adasiem. Niestety, żadna z naszych mam już nie żyje.


O, a tu nawet jeden ojcowski rodzinek się znalazł i pozuje z nami do zdjęcia. Nie, nie mój, to tatko Lidzi, tej z dużą kokardą.


Panienki wybrały się do lasu po drugiej stronie góry Żar. Dobiła do nas Ela. Też nasza kumpela z sąsiedztwa.


I znów szczyt góry Żar. I znów ja z Wieśkiem. Z czego się tak rechoczę, nie pamiętam. Ale pamiętam, że od dziecka lubiłam się śmiać... I tak mi pozostało do dziś. Co bardzo mnie cieszy. 


Międzybrodzie Bialskie, 1966 rok