Od najwcześniejszych lat czułam, że gdzieś w głębi mnie mieszka Wszechświat. Że gwiazdy mam pod powiekami, a nocne niebo jest mi bliższe niż ziemia pod stopami. Każde wakacje były dla mnie jak święto — można było siedzieć dłużej, a myśli mogły swobodnie szybować ku gwiazdom. Tylko późno zapadająca noc psuła mi nieco szyki.
W przydomowym ogrodzie miałam swój ulubiony punkt obserwacyjny. Leżąc na trawie, namiętnie wodziłam oczami po niebie. Niestety, za każdym razem Mamusia mnie stamtąd „zwijała”, wzywając przez okno do spania.
I choć z ciężkim sercem, musiałam wracać. Dlatego z taką tęsknotą czekałam, aż Tatuś zawiezie mnie do Cioci Rózi do Krosnowic. Tam dopiero mogłam naprawdę żyć po swojemu — po gwiezdnemu. Na piętrze miałam swój pokoik i każdej nocy, siedząc na parapecie okna, wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo przy akompaniamencie melodyjnego szumu wartkiej Białej Lądeckiej, przepływającej tuż pod domem Cioci.
Kiedy miałam jedenaście lat, przydarzyła mi się dziwna przygoda. Były wakacje, sobota, a ja, jak zwykle, „pływałam” sobie po niebie w ogrodzie. Aż tu nagle — maminy alarm z okna:
— Halinka, do łóżka spać!
No to poszłam, jak niepyszna — po szybkiej toalecie — do łóżka. Może nawet zbyt szybkiej, bo myśli miałam zaprzątnięte cudownym gwiaździstym niebem, spod którego zostałam brutalnie oderwana. W głowie rodził się zaś pewien plan. Szalony, ale zachwycający: przechytrzyć wszystkich i wrócić do gwiazd, gdy dom już uśnie.
Odczekałam, aż cisza stanie się absolutna — tak gęsta, że wydawało mi się, iż naprawdę ją „słyszę”. Wtedy zabrałam kołdrę, poduszkę i po cichu, krok za krokiem, przeniosłam się do kuchni. Podsunęłam ciężki stół pod okno, otworzyłam je szeroko, a na blacie rozłożyłam koc i moją pościel. Na szerokim parapecie położyłam poduszkę — leżała tam jak stworzona na to miejsce. Ułożyłam się wygodnie, spojrzałam w niebo i — odpłynęłam.
Nie pamiętam, jak długo tak rozanielona wędrowałam po niebie ani kiedy zasnęłam. Dość powiedzieć, że kiedy zaczęło lekko świtać, zostałam brutalnie wyrwana ze snu.
Okazało się, że jakiś pan — dziś już nie pamiętam, kto to był — głośnym tłuczeniem w drzwi wejściowe postawił na nogi całą moją rodzinkę. Oprócz mnie rzecz jasna. Mnie postawiła Mamusia, ale nieco później.
— Dziecko, co ty tu robisz?! — krzyczała wystraszonym głosem, chwytając mnie w ramiona.
— Śpię... — odpowiedziałam zgodnie z prawdą, jeszcze mocno przymulona.
Okazało się, że ten pan szedł akurat obok naszego domu na pociąg i zauważył moją głowę niebezpiecznie zwisającą za okno. Ryzykując spóźnienie na pociąg, pobiegł do naszych drzwi wejściowych, aby zaalarmować rodziców.
Nie dostałam nawet bury — wszyscy byli zbyt wystraszeni. Mamusia zdjęła mnie z okna i stołu, chwyciła za moją pościel i zaprowadziła do łóżka. Jedyne, czego zażądała, to bym przysięgła, że już nigdy nie zrobię czegoś podobnego.
Chyba przysięgłam. Nie pamiętam. Ale pewnie tak, bo okno kuchenne znajdowało się na pierwszym piętrze, więc wysokość ewentualnego „lądowania” byłaby spora.
A oto pamiątkowe zdjęcie z niedzieli po mojej okiennej akcji — z moją o rok starszą siostrzyczką Terenią i malutkim braciszkiem Wojtusiem. Widać na nim, że wszyscy jesteśmy szczęśliwi.
Zdjęcie wyszło kiepskie, ale zrobił je mój Tatuś, który nie miał ani ręki, ani cierpliwości do obsługi naszego nowego aparatu Фэд-2. Rodzice kupili go niecały rok wcześniej w Zbarażu na Ukrainie, gdzie byliśmy w czwórkę — a właściwie w piątkę, bo Mamusia nosiła już pod sercem Wojtusia — w odwiedzinach u rodziny. Niektórzy zostali tam po wojnie.
Najstarszej siostrzyczki, Lodzi, z nami nie było, bo chodziła już do szkoły średniej. A Terenia i ja miałyśmy przedłużone wakacje — wszystko przez opieszałych urzędników, którzy tak późno wyrobili nam paszporty.
Pochwalę się tylko, że wspomniany aparat fotograficzny dostałam tego dnia od rodziców w wyłączne władanie — o dziwo, bez protestów starszych sióstr. Pewnie dlatego, że nie miały smykałki do fotografowania.
Do dziś nie wiem, czy to podarowanie mi nowiusieńkiego aparatu wynikło tak po prostu, czy było pewnego rodzaju „nagrodą” za moją szaloną, nocną wędrówkę wśród gwiazd.
