Księżyc od
zawsze był moim ulubionym ciałem niebieskim. Często powracam do
niego w swoich tekstach — fascynuje mnie jako naturalny satelita
Ziemi, który niezmiennie, od tysiącleci, czuwa nad naszym nocnym
niebem. To on rozprasza mrok, stając się jedynym naturalnym źródłem
światła, jakie mamy, gdy świat zasypia.
Przed dwudziestu laty
napisałam powieść fantasy dla dzieci i młodzieży, „K-X
ląduje”, w której Księżyc zajmuje miejsce szczególne.
Poniżej
przytaczam jej krótki fragment — scenę, w której młodzi
Ziemianie i Kosmici wpatrują się w półksiężyc, krótko przed
startem rakiety, która ma zabrać ich w drogę powrotną na Księżyc.
Na końcu zamieszczam krótki opis książki.
— A więc jesteśmy już w komplecie. Możemy zatem ruszać w drogę — obwieścił Chwatko, nie kryjąc zadowolenia. — Proponuję, abyśmy udali się na polanę, która znajduje się tam, za tym wzniesieniem. Przejedziemy kawałek ścieżynką i już tam będziemy. A tam zatrzymamy się na chwilę i… a zresztą, jak będziemy już na miejscu, to wam coś pokażę.
Pojechali. Wzniesienie pokonali w szybkim tempie i po krótkiej chwili byli już na polanie.
— Luno kochana! K-1, czy ty to widzisz, co ja widzę?! — K-2 w wielkim podnieceniu wykrzykiwała do brata.
— No jasne, jak srebro naszego Globu! Tak jasne, że aż świeci jasnością! — entuzjazm K-1 dał znać o sobie.
— To właśnie chciałem wam pokazać! — Chwatko z uśmiechem oznajmił rodzeństwu K. — Jest już po północy. Niebo bezchmurne. Witajmy więc dom naszych drogich Księżycowych Pobratymców! Witajmy Księżyc, witajmy Srebrny Glob! I choć widać tylko jego połówkę, to witajmy go całego, bo od tej pory…
— Jest on i waszym domem — zakończyła wzruszona K-2.
K-2 zjechała z grzbietu osiodłanej sarenki, która, jak gdyby zrozumiała, w czym rzecz, uklękła na trawie.
Po chwili wszystkie dzieci siedziały już na trawie i, zadzierając głowy do góry, obserwowały świecącą silnym, srebrnym światłem połówkę Księżyca.
— No, piękna ta wasza połówka domu — ocenił Gagatek, opierając głowę na ramieniu K-2, bo szyja już mu zdrętwiała. — Eeej, a gdzie się podziały wszystkie migoczące gwiazdy? Co? Księżyc je przepędził?
— Tam zaraz przepędził! Czy ty zawsze musisz doszukiwać się dramatycznych scen? — Chwatko ze śmiechem strofował braciszka. — Wcześniejsza obfitość gwiazd i gwiazdeczek widocznych na niebie zniknęła, bo jest ukryta w świetle Księżyca. Teraz Księżyc ma swój czas i to on niepodzielnie panuje na niebie. A gwiazdy zobaczymy znów jutro wieczorem, o ile oczywiście wiatr przedmucha wszystkie chmurki.
— Ooo… jeszcze jeden naukowiec się znalazł — zawołał Gagatek i klepnął starszego brata po ramieniu. — Tyle że ziemski, przez co bardziej zrozumiały.
— K-1, powiedz mi szybko, a gdzie jest nasz dom? Gdzie my mieszkamy?! — spytała podekscytowana K-2. — No, gadaj szybko! Czy ta ciemna plama w górnej części to jest nasze Morze Deszczów?! Na litość Luny Wszechmocnej, gadajże wreszcie!
— Uspokój się, siostrzyczko, bo dostaniesz… tego… no… No jak to się nazywa, co Basiurka miałaby dostać, gdyby…? Albo te, no… te plemiona indiańskie nazywały się jakoś tak podobnie… A już wiem! Uważaj, K-2, bo dostaniesz kuku na muniu, jak się nie uspokoisz. No! To już wiesz najważniejsze… A jeżeli chodzi o tę najciemniejszą plamkę, którą widzimy na połówce naszego kochanego Księżyca, to niestety nie nasze Morze Deszczów, tylko Morze Spokoju z dużą ilością kraterów, a poniżej widoczne jest Morze Nektaru o takim poszarpanym kształcie. A na samej górze widoczne jest Morze Jasności. Popatrz, tak jak ojciec mówił, Morze Jasności ma prawie kołowy zarys…
— Ja chyba rzeczywiście dostanę kuku na muniu, jak ty mi zaraz nie powiesz, gdzie jest nasze Morze Deszczów! — wrzasnęła K-2 i z podekscytowania potrzepała bratem.
— Przykro mi to stwierdzić, ale ty już masz… No dobra, już ci mówię… Ale swoją drogą, jeszcze muszę ci to powiedzieć: jakbyś łaskawie słuchała ojca, co on nam na ten temat mówił przed lotem na Ziemię, to byś mnie teraz nie trzepała z mojej osobistej wiedzy. No, to tylko tak dla ścisłości… A więc, moja żądna wiedzy, kochana siostrzyczko, nasze Morze Deszczów jest widoczne z Ziemi tylko w pierwszej kwadrze, a teraz mamy ostatnią kwadrę. Nie? Już przecież mówiłem. Nie słuchałaś ani ojca, ani mnie, to posłuchaj teraz…
— Patrzcie, patrzcie… rodzeństwo K zaraz weźmie się za czuby! — ocenił sytuację Gagatek.
— Nie, aż tak źle między nami nie jest — rzekł K-1 i pogładził K-2 po jej czerwonych włosach, które w świetle Księżyca wydawały się być brokatowo-miedziane. — Tylko że ten przepiękny widok tak bardzo mnie wzruszył, że mam aż dreszcze, a tu jeszcze K-2 ze swoją niewiedzą. Wstyd i kompromitacja… Ale i tak cię kocham, siostro!... A teraz, moi mili, mam do was wielką prośbę. Dajcie mi na chwilę spokój. Chcę się nasycić tym pięknem, aby go dobrze zapamiętać.
K-1 odszedł na chwilę od dzieci, stanął nieopodal i w samotności wpatrywał się w Księżyc. Za moment K-2 poszła za nim, ale stanęła nieco z boku i też wpatrywała się w Księżyc.
Dzieci, siedząc z tyłu na trawie, słyszały tylko jakieś dziwne, zgrzytające odgłosy. Zupełnie inne, niż zdążyły poznać. Czyżby K-1 i K-2 płakali? Żadne jednak nie zakłóciło im tej wzniosłej chwili. Siedziały dalej cichutko i wpatrywały się raz w Księżyc, raz w K-1, raz w K-2 — i czekały.
Chwilę to trwało, zanim rodzeństwo K wróciło do dzieci. Ale żadne z nich nie miało im tego za złe. Rozumiały wzruszenie swoich księżycowych przyjaciół i nie przeszkadzały im.
— Piękne, po stokroć piękne wrażenie! — K-1 ciągle rozkoszował się widokiem Srebrnego Globu. — Szkoda tylko, że nie mogę zobaczyć wszystkich faz Księżyca.
— No zaraz, a czemu by nie? — Gagatek podjął się próby pocieszenia K-1. — Możemy tu na polanie poczekać, aż wszystkie te fazuchny przyjdą, to je zobaczysz.
— Cha, cha, cha! — Chwatko nie wytrzymał i zaśmiał się serdecznie. — Doceniamy twoje próby pocieszenia naszych przyjaciół, ale to jest niewykonalne, ani teoretycznie, ani praktycznie…
— Bo musielibyśmy tutaj koczować przez dwadzieścia siedem dni. — K-1 ochoczo zabrał się do tłumaczenia. — W ciągu tylu właśnie dni nasz Księżyc obiega Ziemię, i przez to wszystkie fazy łącznie trwają też tyle dni…
— No to jaki problem?! — Gagatek nie odpuszczał. — Co to jest dwadzieścia siedem dni?
— Nie zapomnij, Gagatku, o tym, że jutro, a właściwie już dzisiaj w południe, wracamy na Księżyc — przypomniała K-2.
— I to jest pech! — ocenił sytuację Gagatek. — Ale wiecie co? Następnym razem przylećcie na te dwadzieścia siedem dni, a nie tylko na trzy, jak teraz, to cały Księżyc dookoła zdążycie zobaczyć.
— Pocieszające to, co mówisz, Gagatku, ale tylko w połowie możliwe do wykonania. — K-1 uśmiechnął się i poklepał małego przyjaciela po ramieniu. — I tylko w pierwszej połowie — i też nie do końca. Załóżmy, że następnym razem uda nam się przez tyle dni pozostać na waszej planecie, ale to, czy zobaczymy wszystkie fazy Księżyca, zależeć będzie też od pogody. Bo gdy niebo będzie zachmurzone, to nic nie zobaczymy…
— To też żaden wielki problem! — Gagatek wszedł w słowo K-1. — To poczekacie tak długo, aż wszystkie fazuchny będą do oglądnięcia… i już! U nas możecie zawsze znaleźć gościnę… A pomyśl tylko, K-1, ile przygód byśmy przeżyli… No dobra, nadawaj dalej, co z tą drugą połówką nie do wykonania, bo coraz bardziej zaczyna mnie interesować ta połówka waszego globusika… O rany! Same połówki! Muszę ci się przyznać, że nie lubię niczego w połowie… ani na pół. Jak już, to tylko całość i… na całość! No ale nie przejmuj się, nadawaj dalej.
— A więc nadaję… — K-1 z zadowoloną miną na obydwu twarzach rozpoczął „nadawanie”. — W przestrzeni kosmicznej nasz Księżyc jest najbliższym sąsiadem waszej Ziemi. I on, ten nasz Księżyc, obraca się wokół własnej osi, a także obiega Ziemię i wraz z nią, czyli z tą waszą Ziemią, na której teraz stoimy, krąży dookoła Słońca. Dlatego stąd, to znaczy z Ziemi, widoczna jest zawsze tylko jedna strona Księżyca. Druga strona Księżyca pozostaje w wiecznym cieniu. No, to już chyba rozumiesz, dlaczego nie możemy z waszej Ziemi zobaczyć całego Księżyca dookoła… Co ci jest, Gagatku? Co to za mina? Specjalnie dla ciebie nie użyłem ani razu słowa „połowa”, zamieniłem je na słowo „strona”.
— Miły jesteś, K-1! — powiedział Gagatek, zmieniając szybko minę. — No dobrze, powiedzmy, że coś tam zrozumiałem, ale powiedz mi, co zrobić, aby tę drugą połówkę… nie, wróć, tę drugą stronę Księżyca zobaczyć?
— Wiesz co, Gagatku, rzeczywiście będzie lepiej, jak zrobisz to, co obiecywałeś, i najpierw poczytasz trochę o Księżycu, a potem będziesz zadawał pytania — poradziła bratu Śmieszka. — A i nam, starszym, też nie zaszkodziłoby trochę więcej poczytać na ten wspaniały temat.
— Oj, chyba przyjdzie mi się z tobą, Śmieszko, zgodzić — potwierdził milczący do tej pory Gryzio. — Oj, nie zaszkodziłoby trochę powertować książki z astronomii… Oj, nie!
— No widzisz, K-1?! Oni też muszą poczytać — zawołał Gagatek z zadowoloną miną. — Coś mi się wydaje, że im też brakuje wiedzy o Księżycu, chociaż są starsi… Głowę dam, że…
— Ty już lepiej nie szafuj tak tą swoją głową, bo możesz ją kiedyś niepotrzebnie stracić — ostrzegł młodszego braciszka Chwatko, przerywając mu jego deklarację. — A czytanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Czytajmy więc do woli… Ale póki co, zastanówmy się, co robimy dalej. Zostajemy dłużej w lesie czy jedziemy wprost do domu? Bo wiecie, przyszła mi teraz taka myśl do głowy, że może warto by było zobaczyć, co robią nasi rodzice i posiedzieć jeszcze z nimi trochę przy ognisku. No i pogadać… Cały czas męczy mnie taka myśl, że my może jednak mamy jakiś wpływ na to, aby częściej się spotykać w przyszłości, tylko o tym nie wiemy. I dopóki tego nie sprawdzimy, wiedzieć nie będziemy. A może też warto by było rodzicom trochę dziury w brzuchach powiercić? A nuż coś wskóramy?
— Otóż to! Widzicie, co znaczy Chwatkowa głowa na karku? — wrzasnął podniecony Gagatek. — Ty, braciszku, to masz głowę nie od parady. Strzeż jej i nie podkładaj byle gdzie… Ho, ho, to jest myśl! Trzeba nam wracać do domu, i to jak najszybciej!
— Kto jest za? — ze śmiechem spytał Chwatko, celując delikatnego ściętaka w głowę Gagatka.
Wszystkie dzieci bez żadnego namysłu podniosły ręce do góry, wyrażając tym samym swoje „za”.
— Masz zupełną rację, Chwatko — potwierdził K-1. — Za kilka godzin przyjdzie nam się już pożegnać, więc nie zaszkodzi spróbować. Bardzo bym chciał, abyśmy mieli jakiś wpływ na nasze częstsze spotkania. Ale ze swojej strony muszę was niestety zmartwić, bo z tego, co wiem, nasze przyloty na Ziemię w większej mierze są uzależnione od naszej Centrali… Ale że cuda zdarzają się nie tylko na Ziemi, to może akurat coś, jak ty to mówisz, „wskóramy”.
W tak szybkim tempie karawana nie była jeszcze gotowa do drogi. Dzieci w mig zajęły swoje miejsca i ruszyły w kierunku domu. A i tempo karawany było o wiele większe. K-1 dodawał gazu, ile wlezie, i co chwilę oglądał się do tyłu, czy sarenki nadążają. Sarenki nie miały na szczęście żadnych problemów i biegły, jakby je kto gonił. Zdążyły sobie odpocząć na polanie, wtedy kiedy dzieci zachwycały się Księżycem, i siły im wróciły.
strony: 225 - 229
K-X ląduje to opowieść dla dzieci i młodzieży o niezwykłych, pełnych fantazji i odwagi przygodach, w których splatają się trzy światy: świat leśnych ludków, świat księżycowych istot oraz świat ludzi.
Historia zaczyna się w chwili, gdy rodzinka Śmieszalskich z zapartym tchem szykuje się na wyjątkowe wydarzenie — powrót K-X, który po trzydziestu latach znów kieruje swój kosmiczny statek ku Planecie Ziemia. Tym razem nie przylatuje jako badacz ani odkrywca. Jego misją jest wizyta u starego przyjaciela, dziadka Hardego Śmieszalskiego, oraz poznanie nowych członków rodu, którzy przyszli na świat podczas jego nieobecności. W drodze powrotnej na Księżyc K-X zamierza zabrać ze sobą Chwata — dorosłego już syna Hardego.
W chwili, gdy lśniący statek K-X osiada lekko na leśnym lądowisku, zaczyna się czas, którego młodzi bohaterowie nie zapomną nigdy. Przed wnukami K-X oraz wnukami Hardego rozpościera się jedna niezwykła, nieprzerwana przygoda — pełna zachwytu, tajemnic i doświadczeń, o jakich wcześniej nawet nie śmieli marzyć.
Wędrują przez lasy, łąki i polany specjalnym samopojazdem ziemskim, skonstruowanym dla nich na Księżycu. Ten pojazd — szybki, cichy i zdumiewająco zwrotny — prowadzi ich w miejsca dalekie i zapomniane, aż po mroczną, niebezpieczną jaskinię, w której świat człowieka, leśnych ludków i księżycowych gości zetknie się w sposób, jakiego nikt z nich nie mógł przewidzieć.
Książka zawiera łącznie 248 stron. Tu m.in. można ją znaleźć:
https://www.e-bookowo.pl/self-publishing/k-x-laduje.html
