W sercu Nadrenii-Palatynatu, nieopodal granicy z Francją, leży niewielkie miasto — Idar-Oberstein. Od wieków znane jest jako miasto klejnotów, bo to właśnie tutaj, w cieniu gór i lasów, już od ponad pięciuset lat wydobywano kamienie szlachetne, które błyszczały później w koronach i pierścieniach całej Europy.
Po dziś dzień można zejść w głąb ziemi, by zobaczyć jedyną w Europie kopalnię kamieni szlachetnych. A gdy wzrok uniesie się ku niebu — ponad skały i dachy — ujrzy coś jeszcze: niezwykły, wykuty w skale kościół.
Ten skalny kościół, wzniesiony w XV wieku, jest symbolem miasta. Jego biała fasada wyrasta z surowej skały niczym skrzydło anioła. Niewielu jednak wie, że powstał z bólu, żalu i krwi. Bo mówi się, że jego kamienie pamiętają tragedię dwóch braci i jednej kobiety.
Dawno,
dawno temu, na zamku Bosselstein mieszkali dwaj bracia — Wyrich i
Emich von Oberstein. Obaj zakochali się w tej samej dziewczynie —
pięknej Bercie von Lichtenburg. Była ona łagodna jak letni poranek
i dumna jak córka rycerza przystało.
Los jednak okazał się
okrutny dla starszego z braci. Pewnego dnia Wyrich dowiedział się,
że jego młodszy brat zaręczył się z Bertą. Zazdrość, czarna
jak noc bez gwiazd, zamgliła mu serce. W napadzie gniewu chwycił
brata i zepchnął go z okiennej skały w przepaść.
Kiedy zbrodnia została dokonana, cisza zamku stała się nie do zniesienia. Każdy kamień zdawał się szeptać o winie, a każdy powiew wiatru przypominał krzyk spadającego Emicha. Dręczony wyrzutami sumienia, Wyrich udał się do opata i wyznał swój grzech.
Opat, poruszony jego skruchą, rzekł: — Jeśli pragniesz odkupienia, zbuduj własnymi rękami kaplicę tam, gdzie brat twój zginął.
I tak też uczynił. Dzień po dniu, przez lata, ciosał skałę, nosił kamienie, aż wreszcie w miejscu śmierci stanęła świątynia — skromna, lecz pełna pokory.
Gdy nadszedł dzień jej poświęcenia, Wyrich upadł na kolana i błagał Boga o znak przebaczenia.
Wtem, tuż przy ołtarzu, skała rozstąpiła się, a z jej wnętrza trysnęło źródło. Strumień uderzył prosto w Wyricha — tak gwałtownie, że utonął w wodzie, zanim ktokolwiek zdołał mu pomóc. Mówią, że woda była czysta jak łza — może to sam Bóg obmył jego duszę z winy.
Źródło to bije do dziś, a kościół w skale wciąż stoi — cichy, chłodny i pełen tajemnicy. I choć od tamtej tragedii minęły wieki, wśród mieszkańców Idar-Oberstein wciąż żyje szept: „Nie każda woda gasi ogień. Niektóre tylko płyną, by przypominać”.
