Wprawdzie "kwiecień plecień…", to jednak wszystko ma swoje granice. U nas całymi dniami zimno. W nocy nawet kilka stopni mrozu. Śniegu już na szczęście nie ma, parę dni temu w ciągu dnia się stopił i jak na razie nowy nie sypie... Ale co to za wiosna, ja się pytam, skoro tak zimno, że bez zimowych ciuchów nosa na dwór za czorta wyściubić się nie da?
Zaraz…? A może wiosna, przepuszczając szturm zimy, słabnący, bo słabnący, ale jednak jakby nie patrzeć zimowy, ma w tym jakiś wyższy cel? O, chociażby taki, by pomóc człowiekowi i obniżyć ogromnie rozbuchaną w ostatnich latach populację kleszczy.
Ludzkość w XXI wieku nadal nie radzi sobie z kleszczami. Do tej pory nie wynaleziono odpowiednio skutkującego remedium. Te małe potwory grasują już od przeszło miesiąca, roznosząc masę wirusów i bakterii wywołujących groźne choroby. Zwłaszcza zapalenie opon mózgowych i boreliozę.
Nie bez kozery taka akurat myśl przyszła mi do głowy. Parę lat temu sama padłam ofiarą takiego jednego potwora. Wspominałam o tym > tutaj.
Jednak wiosna mimo wszystko działa. To widać i czuć, ba, nawet słychać, bo też ptaszki drą dzioby wniebogłosy... to jest — pięknie śpiewają, chciałam powiedzieć. A w lasach coraz więcej pięknych geofitów się pojawia, takich jak na przykład: podbiał, zawilce, krokusy.
W moim ogrodzie natomiast zaczęły kwitnąć już forsycje, pierwiosnki i stokrotki. A żonkile i tulipany widać, że aż się rwą, aby pokazać już swoje piękne kwiaty.
Także mimo zawirowań pogodowych, myślę, że nastrój wiosenny odczuwa już z pewnością każdy. Od Świąt Wielkanocnych pogoda ma się poprawić i będzie już coraz cieplej... I jak tu nie kochać wiosny?
Przyroda do życia wokół się budzi.
W jej anturażu nikt się nie nudzi...
Wszak wiosna wszystkich stawia do pionu,
Wystarczy do niej wyjść tylko z domu.