Podobają mi się tutejsze drogi wiodące do niektórych lasów i pól rolników. Są takie zadbane i mądrze, ekonomicznie położone. Dwa betonowe pasy na koła pojazdów a środkiem trawa. Drogi leśne też są utrzymane w porządku.
No, może nie zawsze, bo chociażby teraz, w czasie intensywnego wyrębu drzew wyglądają niezbyt ładnie, gdyż mocno są sfatygowane przez TIR-y wywożące drzewo z lasu. Jednak kiedy tylko drwale skończą swoją pracę, jak zawsze będą naprawione, wysypane specjalnym żwirem i wyrównane.
Na ostatniej wędrówce rowerowej miałam okazję różne drogi podziwiać... i oczywiście jechać po nich. I chociaż w niektórych miejscach były zablokowane przez drwali, którzy prac swoich jeszcze nie zakończyli, to i tak po nich jechałam.
Jak? Oczywiście ominęłam blokady i pojechałam. Wiem, wiem, że to nie całkiem w porządku z mojej strony, ale ja, jako tak zwany przez znajomych: „leśny ludek” znam rozkład dnia drwali. Kiedy przekraczałam bariery, wiedziałam, że oni w tym akurat czasie mają przerwę obiadową i siedzą sobie w swoim wozie, podobnym do wozu Drzymały i się posilają.
Tym razem było inaczej. Jakie było moje zdziwienie, kiedy w połowie drogi do kolejnego lasu zobaczyłam paru drwali nadal pracujących... Konsternacja:
— Zawrócić, czy na upartego jechać dalej? Opieprzą mnie, czy pozwolą mi jakimś cudem przejechać? — myśli biegały mi po głowie, a nogi dalej pedałowały.
Cudem, bo drogę zawaloną ściętymi drzewami trudno przejechać. A w tym przypadku na drodze drwale nadal pracowali na swoich potężnych maszynach.
— Przesunęli sobie przerwę obiadową, czy jaka choinka? — zastanawiałam się zakłopotana, ale że za czorta nie lubię zawracać, postanowiłam z duszą na ramieniu jechać dalej.
I o dziwo, kiedy zbliżałam się do pracujących drwali, zauważyłam, że oni przez szyby swoich maszyn się do mnie uśmiechają. Jeden z nich wychylił głowę przez okno i zawołał:
— A dokąd to się pani wybrała?!
— Do przodu! — odpowiedziałam z nieco nieśmiałym śmichem.
— Skoro do przodu to niech pani poczeka, zrobimy miejsce — zarechotał przez szybę drugi drwal. A ja z uciechy głośno im podziękowałam.
W mig zjechali swoimi maszynami na pobocze drogi i zaglądali z ciekawością, jak ja sobie poradzę.
No cóż, droga nadal nie wyglądała na przejezdną, ale skoro uparłam się ją zdobyć, to niestety w niektórych miejscach rower musiałam przenosić na plecach. A że za plecami słyszałam śmiech drwali, poszło mi to całkiem szybko... Niech se nie myślą... No!
Kiedy znalazłam się już w miejscu, gdzie droga była w miarę przejezdna, wskoczyłam na rower i ruszyłam w dalszą drogę... I nagle z oddali usłyszałam oklaski.
— Pewnie drwalom się spodobało, że w swej monotonnej pracy mieli chwilkę urozmaicenia — pomyślałam i ze śmiechem popedałowałam jeszcze szybciej.