czwartek, 27 kwietnia 2023

Jedno zdjęcie, dwa portrety, trzy generacje

Niedawno, szukając pewnego zdjęcia w swoim starym albumie, do którego już dawno nie zaglądałam, natknęłam się na dwa moje portrety narysowane przed laty przez moją córkę, kiedy miała 18 lat i później przez wnuczkę, kiedy miała 12 lat. Bardzo się wzruszyłam, gdyż zapomniałam już o nich.

Po tylu latach nieoglądania ich wyglądają mi jeszcze piękniej... to znaczy, chciałam powiedzieć — ich wykonanie, bo sam sportretowany obiekt, czyli ja, to tak sobie.



Zastanawiam się, która z moich dziewczynek ma większy talent. Trudno mi to ocenić na podstawie tych ich rysunków. Tym bardziej że dzieliło je sześć lat różnicy wieku, kiedy mnie portretowały z malutkiego zdjęcia z legitymacji ZNP... ale że obie mają talent, to wiem na pewno. I bardzo mnie to cieszy. Zwłaszcza że znam ich obecne dzieła, a jest ich mnóstwo wspaniałych. Córka robiła też niektóre ilustracje do moich bajek. Obecnie robi je czasami wnuczka.

Przypomniałam sobie, w jakich okolicznościach oba te portreciki powstawały. Łączy je to, że tworzone były w tajemnicy przede mną. Zarówno córka, jak i wnuczka chciały zrobić mi niespodziankę na dzień moich urodzin. Oba też wykonane są w formacie A4.

Miło jest powspominać sobie tamte dawne czasy. Niby dwa różne, które dzieli ponad dwadzieścia lat, ale dla mnie są one w pewnym sensie porównywalne, i jakże wzruszające.

Przyznam szczerze, że udały mi się dzieci, a i piątka wnucząt. Każde z nich jest utalentowane, choć każde w innej dziedzinie. Chociaż nie, najmłodsza, 8-letnia wnuczka też odziedziczyła po mamie talent malarski i też rozwija go, podobnie jak jej starsza siostra w tutejszej Szkole Malarskiej, i to już od trzech lat. Wczoraj była u mnie i zapowiedziała:

Babciu, ja też ci narysuję twój portret, ale musisz trochę poczekać, bo ja jeszcze nie umiem dobrze nosy rysować, a ty masz taki dziwny nos.

Wiem, wiem, kochana — zaśmiałam się. — Już moja mama, a twoja prababcia zawsze mówiła, że nad moim nosem natura musiała trochę dłużej popracować. Niektórzy nawet mówili, że mam kościuszkowski nos. A kiedy go dawno temu uszkodziłam, nie domyślając się, że jest złamany, sam mi się z czasem zrósł, tyle że trochę krzywo i wygląda teraz, jak wygląda. Później nie dałam go sobie zoperować, bo noszę okulary i aż tak nie widać, że coś z nim nie tak.

Wnuczka natychmiast do mnie podskoczyła i mocno do siebie przytuliła, mówiąc:

Wcale nie, babciu, ty masz najpiękniejszy nos na świecie. Ja się szybko nauczę jak go narysować... Zobaczysz!

No to już się cieszę, kochana. Wtedy dołączę wykonany przez ciebie portret do tych, które już mam.

Po chwili śmiałyśmy się już obie. Jednak na koniec naszej dyskusji o moim nosie, musiałam jej pokazać Kościuszkę w Internecie, bo ją bardzo jego nos zainteresował.


PS

Przed chwilą starsza wnuczka przywiozła tę młodszą do mnie na cały weekend, bo córka z mężem pojechali na północ Niemiec na Messę z jej biżuterią.

Przeczytałam dziewczynkom, co napisałam i uśmiałyśmy się wszystkie razem, bo tej starszej się nagle przypomniało, że też miała problemy z narysowaniem mojego nosa.

No i powstał trzeci mój portret. Moja 8-letnia wnuczka chciała mi zrobić przyjemność, po wysłuchaniu naszych opowieści z jej starszą siostrą o tym, jak w wieku 12 lat narysowała mnie ze zdjęcia, że od razu przystąpiła do dzieła. No i w ciągu 2 minut machnęła mi portret. Ha, i to w deszczu pod parasolem. Ubawiłyśmy się wszystkie trzy.

Przeprosiła mnie tylko za niezbyt udany nos, tłumacząc, że jeszcze nie zdążyła nauczyć się rysować nosy. Obiecała też, że za parę lat narysuje mi lepszy portret.