czwartek, 29 września 2022

Demokracja po polsku

Polacy lubią rozprawiać o demokracji, o wolności, o prawach, rzadko jednak o obowiązkach z demokracji wynikających. W Internecie szczególnie jest to zauważalne. Z wieloma opiniami się zgadzam, z wieloma nie. Niektóre mnie rażą. Niektóre wręcz brzydzą. Zwłaszcza, kiedy mowa o wolności słowa.

I choćby nie wiem jak, ci chwalący obecną demokrację według PiS głosili swoje racje, to jednak nie zagłuszą ludzi o odmiennym zdaniu. Bo dlaczego akurat teraz, za rządów tej partii, jest tyle nienawiści dookoła, tyle zawiści, tyle chamstwa, tyle arogancji, tyle agresji?

Zauważam też, że wiele jest osób, które ciągle wyrażają swoją tęsknotę za latami 60., 70. i 80. ubiegłego wieku. Czyżby tęsknili za komuną?

Socjolodzy twierdzą, że ta nostalgia bierze się stąd, iż ludzie uwielbiają wspominać swoją młodość i tak naprawdę to tęsknią tylko za młodością, która przypadała akurat na okres komuny. Oczywiście, wiele w tym prawdy. Ale niech mi nikt nie mówi, że ludzie wtedy nie byli lepsi. Byli biedniejsi, to fakt, ale dla siebie mieli szacunek. Na pewno byli też bardziej zdyscyplinowani, mieli wyższe morale... I co tu dużo gadać, byli szczęśliwsi.

Czy to zasługa komuny? Na pewno nie. Tacy po prostu byli wtedy ludzie. Lepsi. Zwłaszcza młodzież była lepsza. Dlaczego? Ano dlatego, że w życie wprowadzana była przez dorosłych dotkniętych piętnem wojny. Wyniszczonych przez wojnę. Brzmi to paradoksalnie, ale to prawda! Dorośli wtedy ponad wszystko pragnęli godnie żyć, przekazywali więc młodym pozytywne wartości, dawali sobą właściwy przykład. Czego efektem było to, że młodzi starszych bardziej szanowali, wielu z nich obdarzali uznaniem, autorytetem. A jak jest dzisiaj? Jaki przykład dają dorośli? Czego młodych uczą?

W dzisiejszych czasach dorośli niestety niewiele dobrego potrafią młodych nauczyć. Albo nie chcą. W wielu przypadkach rodzice, zasłaniając się brakiem czasu, wolą podsuwać swoim dzieciom materialne osiągnięcia współczesnej cywilizacji, jak: telefony komórkowe, komputery, internet, a sami zajmować się sobą... i wyścigami szczurów. Albo, co gorsza, zapijaczeni „leżą odłogiem”, że się tak wyrażę, i za swoje nałogi i niedołęstwo życiowe winią wszystkich innych, byle nie siebie. Często zrzucają je też na karb ubóstwa, za które z kolei obwiniają państwo.

Kto się dzisiaj tak naprawdę młodymi przejmuje? Kto ich dzisiaj wychowuje? Kto ich wspiera? Kto im daje poczucie bezpieczeństwa? W większości ulica... i internet.

Nie ma idealnego ustroju, to fakt, jednak nikt do tej pory lepszego nie wymyślił. Tak po prawdzie, to nie ustrój jest winny temu, kiedy źle się dzieje w narodzie, a człowiek... dorosły człowiek. Dokładniej pisałam o tym przed laty w swoim felietonie pt. „Dorośli dzieciom”. Ciągle jest aktualny. Niestety.

Demokracja, jak na razie, jest najlepszą formą ustrojową, jaką mamy na świecie (ma swój początek w starożytnej Grecji). Co nie znaczy, że nie można mieć do niej zastrzeżeń.  

 

 

Jeśli zaś chodzi o polską demokrację, to myślę, że wtedy dopiero będzie w Polsce lepiej, kiedy już wymrą wszystkie komunistyczne i nawet postkomunistyczne dinozaury. Bo jak na razie, jest ona tak koślawa, że większość ludzi zamiast lepiej się w niej czuć, czuje się gorzej... i ma gorzej. Oprócz nuworyszy oczywiście i wszystkich pisowców u żłobu.

Potrzebna jest przede wszystkim rewolucja kulturowa. Polacy przede wszystkim muszą się wyzbyć chamstwa i nienawiści, i wszystkiego tego, co tymi niechlubnymi odczuciami jest związane. Muszą się nauczyć wewnętrznej dyscypliny. A zewnętrzną po prostu przestrzegać. Bez dyscypliny wolny człowiek podatny jest na demoralizację.

Wolność słowa nie polega na bezkarnym, chamskim, wulgarnym opluwaniu wszystkich i wszystkiego dookoła. W ostatnich latach chamstwo w Polsce rozpleniło się potwornie, i to właśnie w tych latach przypadających na demokrację. Jestem bardzo zniesmaczona wulgarnością, zwłaszcza wśród młodzieży. Niedobrze mi się robi, kiedy przyjdzie mi się z nią zetknąć. Kiedyś młodzież nie była taka impertynencka. Nie w takim wymiarze. I czyja to wina? Dorosłych, tylko i wyłącznie. Wszak to dorośli stworzyli młodym taką rzeczywistość.

Demokracja nie polega na tym, żeby mieć, posiadać, znaczyć wiele. Żeby bez pardonu rozpychać się łokciami w realizacji swoich coraz bardziej zachłannych potrzeb.

Ludzie, którzy nie przywiązują zbytniej wagi do dóbr materialnych, którzy lubią mieć tylko to, co im najbardziej do codziennego życia potrzebne, są szczęśliwsi.

Przyznam, że ja tak mam, więc coś na ten temat wiem. Natomiast na ludziach bardzo się zawiodłam. W młodości całym sercem byłam otwarta na świat, na wszystkich ludzi. Niestety, w wielu przypadkach na dobre mi to nie wyszło.

Obecnie, w tych jakże niebezpiecznych czasach, pełnych nienawiści i agresji, coraz częściej podzielam słowa G.B. Shaw`a: — „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta”... Bo:  

 

Kiedy byłam jeszcze młoda,

wierzyłem w idee i autorytety...
Dziś autorytety jak świece przygasły;
z idei zostały same tylko bzdety.

 

Kiedy byłam jeszcze młoda,

wierzyłem w prawo i sprawiedliwość...
Dziś niestety dla mnie znaczą tyle,
co bezprawie i... upierdliwość.

 

Kiedy byłam jeszcze młoda,

wierzyłem w dobro całego świata...
Dziś niestety już nie wierzę,
skoro nadal brat zabija brata.

 

Kiedy byłam jeszcze młoda,

wierzyłem w przyzwoitych ludzi...
Dziś niestety wielu z nich
lęk i odrazę we mnie budzi.

***

Od kiedy przestałam być młoda,

dręczy mnie Shaw`a myśl przeklęta:
Im bardziej poznaję ludzi,
tym bardziej kocham zwierzęta”.


poniedziałek, 26 września 2022

Wspomnienia. Nostalgiczny balsam dla duszy

To bardzo wkurzające, że czas tak szybko płynie. Trudno się z tym pogodzić, że tak się śpieszy. Że dzieciństwo tak szybko przeleciało, że młodość choć trochę dłużej nie trwała. Rach-ciach, i człowiek ma jedno i drugie już za sobą. Kurcze, co za życie! Trzeba by było komuś palcem za to pogrozić. No tak, ale komu? Skoro nie wiadomo komu, trzeba się z tym stanem rzeczy pogodzić i cieszyć się z tego, co nam dane, czyli z każdego nowego dnia, z każdej najmniejszej nawet chwili.

Mówi też o tym wierszyk, który już dawno temu napisałam, chociaż młoda jeszcze byłam. Pewnie już wtedy czułam, że zbyt szybko płynie. Mimo to udało mi się posiąść sztukę bycia szczęśliwą... na przekór wszystkim i wszystkiemu.

 

Nieubłagany czas

A czas jak rzeka, jak rzeka płynie,
Nieubłaganie… Z szybkości słynie.
Nikt go zatrzymać nigdy nie zdoła,
Ni bogacz z mamoną, ni zwykła pierdoła.

Jedyna to sprawiedliwość na tym świecie,
I ja o tym wiem, i wy o tym wiecie…
Cieszmy się zatem dzisiejszym dniem,
Porzućmy smuteczki i… carpe diem!

 

Wspaniałą rzeczą jest też mieć dobre wspomnienia z dzieciństwa i lat młodości. Takie wspomnienia działają jak balsam na duszę, skołataną nieraz nieuchronnym starzeniem się ciała.

Szczęściem dla mnie takich dobrych wspomnień mam bardzo dużo. Pewnie też dlatego, tak miło mi się pisało autobiografię z tamtego okresu, którą zatytułowałam: „Narzucona autobiografia Halszki”.

Czasami z potrzeby chwili publikuję jej fragmenty. Tym razem będą to zdjęcia z opisem, które w pewnym sensie, pół żartem, pół serio, tłumaczą przymiotnik w jej tytule:


Halszka ma już latek pięć... (5)

i na życie wielką chęć!
 

Moja rodzinka była już w komplecie... Chociaż nie, brakowało jeszcze braciszka, ale on urodzi się dopiero za 6 lat.

Na całe życie zapamiętam ten seans fotograficzny. Rany, to się działo! Pan fotograf kazał schować paluszki, co by szkaradnie nie wyszły na zdjęci u, i patrzeć w dziurkę takiego ogromniastego aparatu fotograficznego. Miał z niej ptaszek wyskoczyć. Nie wyskoczył jednak. Może dlatego, że się wystraszył pana fotografa, bo pan fotograf, ni stąd, ni zowąd, skoczył nagle za aparat i narzucił na siebie jakąś czarną dużą płachtą... Iii? Coś błysnęło, coś huknęło... i poszliśmy do domu.


Od kiedy Halszka skończyła lat siedem... (7)
kontakt z naturą stał się jej credem.
 

Bez wody ani rusz. Tak zdobywałam pierwsze szlify w swoim kolejnym żywiole. Wprawdzie żadna ryba ze mnie, a rak, ale że na bezrybiu i rak ryba, kocham wodę jak prawdziwa ryba. (Ciekawa jestem, czy fotka ta nie zostanie usunięta przez cenzurę, wszak jestem na niej w nieprzyzwoitym stroju topless). 

Halszka latek ma już dziesięć... (10)

i wielką ciekawość co los przyniesie.
 

Moje pierwsze zdjęcie do paszportu zrobiono mi przed wyjazdem za granicę... Ha, ale nie byle jaką zagranicę, bo aż do ZSRR, a dokładniej, na Ukrainę, do Zbaraża.

Pojechałam tam z rodzicami i z jedną ze starszych siostrzyczek (oraz z braciszkiem w maminym brzuszku). Rodzice koniecznie chcieli nam pokazać swoje strony z lat dzieciństwa i młodości oraz swój majątek, jaki tam zostawili... Eee tam, zostawili, Sowieci im wszystko zabrali i z kartą majątkową wyrzucili na Ziemie Odzyskane.

 

Halszka ma już lat dwanaście... (12)

i radości pełne garście.
 

Po raz pierwszy zapuściłam sobie włosy i uplotłam warkoczyki, a za namową maminki i wręczoną mi własnoręcznie przez nią uszytą sukieneczkę, ubrałam się w końcu jak dziewczynka. Do tego kapelusik, balerinki, torebeczka, i takie tam różniste dziewczęce fidrygałki. No bo jak dziewczynka, to dziewczynka.

Całe dzieciństwo byłam chłopczycą, i też jak chłopak wyglądałam. Może chciałam (bardziej podświadomie niż świadomie) zrehabilitować się przed rodzicami za tę niemiłą niespodziankę, jaką im zrobiłam, przychodząc na świat trzecim „dziurawcem”, jak to tatulek mawiał. A rodzice tak bardzo przecież czekali na chłopczyka. Potem nieraz słyszałam, że dałam im tak popalić, jak trzech chłopaków naraz. Psociłam jak chłopczur, przyznaję... ale na wesoło. 

 

Ho, ho...! Halszka ma już szesnaście lat... (16)

i bez rodziców rusza ochoczo w świat.
 

Miałam tylko jedną ciocię na wsi (w Kotlinie Kłodzkiej), u której niemalże rok w rok spędzałam wakacje. Czasem ze starszą siostrą, najczęściej jednak sama. Miałam tam dwóch kuzynów do zabawy i chmarę chłopaków z sąsiedztwa. To były cudowne czasy. Ileż wspaniałych wspomnień mam z tamtego okresu. Same niezwykłe, same szalone... przez to i niezapomniane.

Na kanwie tych moich właśnie wspomnień (m.in.) po latach powstała powieść pt. „Szalone wakacje”.

 

Halszka ma już lat dziewiętnaście... (19)

Rany!, wszak to już ostatnie naście.
 

Chcąc nie chcąc weszło mi się w dorosłość. Wszak Egzamin Dojrzałości po 5-letnim Technikum zaliczyłam, Dyplom Maturalny ze zdjęciem mojej fizjonomii z tajemniczym uśmieszkiem dostałam, i kropka... Wypinkalać do dorosłego życia!

Rany, no i po co ja w ogóle do tego egzaminu dojrzałości przystępowałam?! Nie chcę być dorosła! Chcę być nadal młodziuchną dzierlatką... trochę postrzeloną, trochę szurniętą, zawsze wesołą... i uśmiechniętą.

Cóż, czasu niestety nie da się zatrzymać, płynie jak rzeka. Młodość już też przeminęła, pozostały jedynie wspomnienia. Piękne wspomnienie. Ale ja, gdzieś w głębi duszy, nadal jestem tą samą Halszką, trochę postrzeloną, trochę szurniętą, zawsze (no, prawie zawsze) wesołą... i uśmiechniętą.


piątek, 23 września 2022

Szopka w wydaniu Kaczystów z Orłem Białym w tle


Antoni Macierewicz dostał Orła Białego...

Teraz, gdy o nim prawda na jaw wychodzi?

Gdy został uznany za kłamcę smoleńskiego?

Jakżeż to jest możliwe?! Przecież to się nie godzi!

***

Nikt mu jego zasług odebrać nie może,

za czasów komuny wszak zrobił wiele.

Teraz ludziom twarze nienawiścią orze...

Tak realizuje Kaczyńskiego cele.

 


Zdjęcie z Twittera A. Sz.
 

Z cyklu: ”Satyriady”


Prezydencie Duda, to się nie uda

Od rozpoczęcia wojny w Ukrainie zaczął się Pan powoli zasłużenie stawać Prezydentem wszystkich Polaków. Teraz jednak, tym odznaczeniem Macierewicza Orderem Orła Białego, wszystkie swoje ostatnie zasługi Pan zaprzepaścił. Niestety!

Znów zaczął Pan uchodzić za "niechlubny długopis“ Kaczyńskiego... Wielka szkoda!

Zdaje Pan sobie sprawę, że czas Pańskiej Prezydentury powoli się kończy i to aż nazbyt widoczne się staje, że gra Pan obecnie na dwa fronty. Swoją działalnością na arenie międzynarodowej w ostatnim czasie nabrał Pan nadziei na jakąś ciepłą posadkę, w której z jej organizacji, ale że ma Pan też obawy, że to się może jednak nie udać, znów Pan próbuje przypodobać się Kaczyńskiemu, by na takową posadkę chociaż w Polsce się załapać.

Prezydencie Duda, to się nie uda! Kaczyński wnet odejdzie na czarne karty historii, a Zagranica Panu i tak zapamięta wszystko to, co Pan w Polsce wyczyniał... Tak czy siak zostanie Pan z ręką w nocniku.

Chyba że?... Ma Pan jeszcze trzy lata...


Zdjęcie z Internetu fot. Shutterstock.


Z cyklu: ”Satyriady”


środa, 21 września 2022

Każda generacja w dzieciństwie bawi się w co innego

Dzieciństwo dla wielu z nas z pewnością było cudownym czasem. Dla mnie było. Zwłaszcza w czasie wakacji, ale i w ciągu roku szkolnego, my, dzieciaki z naszej ulicy, nie narzekaliśmy na nudę... Nuda? Nikt z nas nie znał tego słowa. Tyle mieliśmy różnych zabaw, że rozrywki nam nigdy nie brakowało. Jedynie czasu.

Pamiętam gry w chowanego; ganianego; palanta, dwa ognie; klasy; cymbergaja; skakanki; kiczki-paliczki... etc.

Często też organizowaliśmy sobie zawody sportowe, takie jak: biegi, rzuty kulą, skoki w dal, skoki wzwyż. Na naszym podwórku mieliśmy specjalną skocznię z piasku. Zbudowaliśmy ją sobie przy pomocy rodziców.

Takie były nasze zabawy w ciągu dnia, zaś wieczorem często urządzaliśmy sobie zabawy w podchody na torach koło parowozowni i w jej okolicach... i nie tylko w podchody... Ale o tym sza!

Nieraz po takiej zabawie produkowaliśmy sobie też jakieś pamiątki. Jakieś, bo to zależało od tego, co kto w danym dniu miał w kieszeni i co mógł na nie poświęcić. Wszak owa produkcja polegała na tym, że wybrany przez siebie przedmiot kładło się na torach i czekało aż przejedzie pociąg... No i pamiątka była gotowa. Jedna z takich pamiątek w postaci agrafki zachowała mi się do dziś. Zaś tę w postaci 10 centów zrobiłam sobie parę lat temu, kiedy, będąc w odwiedzinach u mamy, spacerowałam z psem wzdłuż torów i z rozrzewnieniem wspominałam stare dzieje.

 


Taką zabawę w podchody właśnie, jako jedną z wielu, opisałam we wspomnieniu pt. "Tragikomiczna przygoda na torach”.

W zimie z kolei w ruch szły łyżwy, sanki, narty i różne własnoręcznie wykonane poślizgowe prowizorki. Śmigaliśmy po śniegu i lodzie czym się tylko dało i gdzie się dało. Nie pamiętam, żeby komukolwiek z nas się coś złego przytrafiło. Siniaki, guzy, jakieś tam zadrapania i zranienia owszem, ale nic ponadto... Tryskaliśmy zdrowiem.

A w co się bawią dzisiejsze dzieciaki? W dużej mierze w gry komputerowe z nosem w monitorze komputera albo telefonu komórkowego. I tak godzinami bez ruchu. Do tego nadmiernie pochłaniają fast foody... nierzadko dopalacze. Żal patrzeć! Ale, jak myślę, tylko starszej generacji z boku, bo im całkiem fajnie się spędza w taki sposób dzieciństwo. Zresztą, innego nie znają, albo nie chcą znać. I czyja to wina?... Hę?

 

poniedziałek, 19 września 2022

Poczytaj nam Miłka (18)

 Zapraszam dzieciaki,

serdecznie was witam!

O przyjaźni bajkę

wam dzisiaj przeczytam.

 

 
Rysunki sześciolatki.

 

Skończyły się wakacje,

czas wracać do przedszkola...

Na lekcję dodawania

Kaczuszka was woła.


Przygody z dodawaniem


Kaczuszka Żółciunia pływa po stawie

I ciągle na brzeg spogląda ciekawie…

Kaczorek Kędziorek na brzegu stoi,

Chce skoczyć do wody, ale się boi.

No plaśnij do wody, strachajło ty moje! —

Kwacze Kaczuszka: — Popływamy — WE DWOJE!


No dobrze, już dobrze... już przecież skaczę!

A nie myśl, że się boję... ja tylko patrzę.

Gdyby na drodze nie stał Muchomorek,

Dawno bym skoczył — skłamał Kaczorek.

Ech, ty Kędziorku, i te wymówki twoje.

Skacz! Nie marudź! Pobawimy się — WE TROJE!


Muchomorek kapelusz na bakier przekrzywił...

Chcą żebym pływał? — w myślach się zdziwił.

Och, kwa-kwa! — Kaczuszka ze śmiechu pęka.

On myśli, że musi pływać, i tego się lęka.

Kędziorku, ty zostań już lepiej na brzegu…

A ja przypłynę z Myszką, jak złapię ją w biegu...

Ejże, Szaraniu... wyglądasz na chorą!

Stójże! No nie pędź tak! Pobawimy się — WE CZWORO!


Myszka już na mostku hamuje z łoskotem.

Dobra, już stoję! Lecz nie wrócę z powrotem!

Kaczuszka zakwakała: — A to ci heca!

Jesteś blada jak woskowa świeca.

Nie kpij ze mnie! Widziałam potwora! —

Pisnęła Myszka do żartów nieskora.

Kaczuszka oniemiała po tym co usłyszała

I: — Tere-fere-kuku! — głośno zakwakała.

Popatrz sama! — Myszka zarośla wskazała

I ze strachu pacnęła do stawu tak jak stała.

Droga Szaruniu, przecież to Żabcio Moro!

Wyłaź z wody głupiutka! Pobawimy się — W PIĘCIORO!


Tymczasem Żabcio z zarośli się wygramolił...

Co się dzieje?! Właśnie będę się golił!

Z wrażenia wszyscy wielkie oczy zrobili

I zdębieli, gdy go całego w pianie zobaczyli.

Moro dumnie podąża znów do zarośli,

Kumkając głośno: — Proszę, zachowujcie się jak dorośli!

Zaraz wrócę… tylko dokończę dzieła.

Kaczuszka buchnęła śmiechem, aż w pół się zgięła.

A cóż on tak wydoroślał? Ma jakiś powód?

Gdzie Żabcia Kumcia?... Może ona ma na to dowód?

O, już się zbliża, a za nią drepcze Moro.

Po wyjaśnieniu sprawy pobawimy się — W SZEŚCIORO!


Już wam wyjaśniam! — Kumcia zakumkała

I Żółciuni na grzbiet w mig się wdrapała.

Sprawa jest delikatna — rzekła po chwili. —

Dlatego proszę, bądźcie dla niego mili.

(Zaśmiała się, głaszcząc Żółciunię po ogonie).

Moro jest dzielny jak żołnierz na poligonie,

Taki mu komplement wczoraj powiedziałam,

Że się nim tak przejmie, tego nie wiedziałam,

I że golenie do rannej doda toalety…

A, już rozumiem… Stąd te jego podniety —

Żółciunia zakwakała i śmiać się przestała

I poważnym już głosem po chwili dodała:

Nikomu to przecież wcale nie przeszkadza.

Lubimy go, bo nas dobrym sercem nagradza...

Racja! — Szaruni z pyszczka bladość już zniknęła

I lądującego Tylcia w objęcia wzięła.

Ktoś zaśmiał się serdecznie… To Żabcio Moro.

Nie zwlekajmy już dłużej. Bawmy się — W SIEDMIORO!


Motylek Tylcio trochę się wzruszył

I z ramion Myszki do Żabcia ruszył...

A że w emocjach ruchy kontrolować trudno,

Runęli z hukiem, gdzie najbardziej brudno.

Powiedzieć wam tylko chciałem… przecie…

Że nudno by było na naszym świecie…

Gdyby wszyscy byli tacy sami… —

Nie skończył. Rumieniec oblał go barwami.

Nic się nie stało — szepcze Kaczuszka

Prosto do jego brudnego uszka:

Wykąpać się wszakże wam pomożemy,

Bo w dobrym nastroju bawić się chcemy.

Nie ma tu mowy o niczyjej winie...

O, Rybka Pypka z pomocą też płynie.

Niechaj się wszyscy tutaj wnet zbiorą

I po kąpieli pobawimy się — W OŚMIORO!


Pypka ogonkiem w wodę plusnęła

Aż ta strumieniem wielkim chlusnęła.

Moro i Tylcio zażywają kąpieli...

Lecz tej przyjemności dużo nie mieli.

Rybka ziewnęła: — Skończona praca!

Długo pracować się nie opłaca. —

I już jak strzała chyżo pruje wodę,

Chce Muchomorka chlusnąć na ochłodę.

A ten jak mimoza wystraszony stoi,

Nie wie, co go czeka, i już się boi...

Tylcio ląduje mu na kapeluszu

I szuka dojścia do jego uszu...

A więc, mój drogi, posłuchaj mej rady:

Uśmiech najważniejszy, mówię bez żenady.

Niech zawsze więc gości na twojej twarzy

A krzywdę ci zrobić nikt się nie odważy.

Prawda! — słychać kogoś z drugiego brzegu.

To Raczek Nieboraczek tam woła w biegu.

Dwa dni zwiedzałem pobliskie jezioro.

Jestem już z wami! Pobawmy się — W DZIEWIĘCIORO!


Podróżą umęczony jestem okrutnie,

Chyba na początek drzemkę sobie utnę.

Hej ty Kędziorku, brachu mój drogi,

Pomóż podróżnemu z dalekiej drogi.

Wyłożyć się marzę na twoim grzbiecie,

Lepszego posłania nie znajdę przecież.

Kaczorek zakwakał na znak swojej zgody,

A serdeczny uśmiech dodał mu urody.

O jak to dobrze! — wysapał znów Raczek

I zaczął się wspinać po grzbiecie kaczym.

Rety, jego szczypce! Oj, niewesoło! —

Ogromny popłoch się zrobił wokoło...

Poczekaj jeszcze z tym swoim wspinaniem! —

Poprosił Kaczorek głośnym kwakaniem.

My pomożemy! — rozbrzmiał cały akwen...

Lecz Raczek w głęboki zapadł już sen.

Tak więc go śpiącego na grzbiet wytaszczyli,

Sapiąc: — Uff!... Aleśmy się... uff! narobili!

Kaczorek zakwakał: — Idę do wody,

Po ciężkiej pracy zażyć ochłody…

Kaczorku Kędziorku, słońce ty moje —

Rzekła Kaczuszka, patrząc na nich dwoje.

Pływajcie tak długo, aż Raczek się wyśpi.

W tym czasie ktoś z nas zabawę wymyśli...

Po chwili już słychać Kaczorka kwakanie:

(Wszyscy zdębieli... Czy znów się coś stanie?)

Moi drodzy, pozwólcie przedstawić sobie:

Oto Łabędź Książątko we własnej osobie!

Witamy serdecznie! — ukłonił się Moro. —

Przypłyń tu do nas! Pobawimy się — W DZIESIĘCIORO!


Łabędź Książątko nie mówi zbyt wiele...

Cicho podpłynął, szepcząc: — Moi przyjaciele.

Jakże się miło zrobiło dookoła,

Gromadka przyjaciół znów bardzo wesoła.


Kaczuszka wtem kwacze: — A więc, moi drodzy,

Niech każdy fantazji popuści wodzy,

Niech każdy zabawy propozycję poda...

I bawmy się w końcu, bo czasu szkoda!


PODSUMOWANIE DODAWANIA:

 Widzicie dzieci, tak w sumie jest, że dodawanie przyjemne jest. Zwłaszcza przyjaciół miło jest dodawać, by piękne chwile z nimi przeżywać i przyjaźnią się napawać.

 

piątek, 16 września 2022

Kilimandżaro to nie tylko symbol...

 

Każdy ma swoje Kilimandżaro,

które w swym życiu próbuje zdobyć.

Szczęści się temu, kto wierzy w siebie

i tak po prostu — pragnie pięknie żyć. 

 



Wszyscy mamy swoje marzenia, plany, aspiracje, czyli Kilimandżara, mówiąc metaforycznie, ale tylko ci z nas będą się mogli czuć spełnieni i żyć pełną piersią, którzy doznane porażki będą umieli przekuwać w sukcesy... i nie ustaną w dążeniu do zdobywania kolejnych szczytów.

 

Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte”


środa, 14 września 2022

Co w przyrodzie piszczy? Czasami człowiek... z zachwytu

Lubię opisywać przyrodę i też często to czynię, obrazując swoje teksty wieloma zdjęciami. Wszystkie je zamieszczam pod wspólną kategorią: „Co w przyrodzie piszczy”. Jest ich tam mnóstwo.

Dzisiaj, kiedy byłam na jej łonie, a dokładniej w lesie na rowerowej wycieczce, tak się okazało, że nie tylko w przyrodzie coś piszczało, ale i ja piszczałam... Z zachwytu. Dlaczego? Już opisuję:

Śmigałam sobie przyjemnie po lesie, gdy nagle, na środku dużej polany, do której się zbliżałam, już z daleka przyuważyłam coś dziwnego. Coś dużego i okrągłego, wyglądem przypominającego kołpak do samochodu. W duchu przeklęłam tego kogoś, kto go tam rzucił i pojechałam dalej.

Ujechałam może jakieś sto metrów i wtedy nasunęło mi się pewne skojarzenie, w które trudno mi było uwierzyć. Koniecznie musiałam je zweryfikować z bliska. Zawróciłam więc i wjechałam na polanę. Zbliżając się do tego niby kołpaka, coraz bardziej nabierałam pewności, co do prawdziwości swojego skojarzenia.

Rany, aż zapiszczałam z zachwytu... to był rzeczywiście grzyb! Obowiązkowo musiałam go uwiecznić. Zeskoczyłam więc z roweru i urządziłam mu istną sesję zdjęciową. Ba, nawet krótki filmik nagrałam, delikatnie dotykając go przy tym z każdej strony.



Takiego olbrzymiego grzyba jeszcze nie widziałam. Z wyglądu przypominał kanię, tyle że nie miał brązowych plamek... Ojej, a może to sromotnik bezwstydny? Już sama nie wiem, bo on w ogóle nie śmierdział, co się temu gatunkowi przypisuje. Na grzybach się zbytnio nie znam, trudno więc mi było odgadnąć, co to za jaki. I tak nie miałam zamiaru go wyrywać z ziemi. Wystarczyło mi, że mnie zachwycił swoją niezwykłą potęgą i zdrowym wyglądem.

Po sesji zdjęciowej tego bezspornego bohatera polany, musiałam zdjąć kurtkę, bo z wrażenia się aż spociłam. Po czym wodą mineralną wymyłam dokładnie ręce, tak na wszelki wypadek, gdyby się okazał być jednak sromotnikiem... i uradowana ze swojego unikatowego znaleziska, ruszyłam w dalszą drogę. Miałam zamiar jeszcze więcej zobaczyć, a i posłuchać, co w tej jakże pięknej przyrodzie piszczy.

Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


wtorek, 13 września 2022

Strach ma wielkie oczy... Ale mało mocy

 

 

Ależ mi ktoś niedawno nazdał na pewnym portalu za moją pozostawioną tam opinię o nienawistnym hipokrycie Kaczyńskim. I jeszcze do tego buńczucznie zapowiedział, wręcz groźnie, że to jeszcze nie koniec, że mnie znajdzie. O rany, już się boję!

Zaczynam się już nawet zastanawiać, czy aby nie schować się w lisiej norze... Nie, nie ze strachu, a gdzież tam!, przed chamstwem. Nie trawię go od dziecka. Moją ukochaną przyrodę będę najwyżej z perspektywy nory oglądać.

 


Lepsze to, niż Kaczyńskiego w TVP. Może nawet zostanę w niej do momentu aż tego przebrzydłego pofyrtańca polityczny szlag trafi?



Przyroda z każdej perspektywy potrafi zachwycać. W odróżnieniu od wszelkiej maści pisiorów, którzy, choć korzystają z jej dobrodziejstw na co dzień, epatują nienawiścią, chamstwem, bufonadą, fałszywą religijnością... etc. Też na co dzień. Niestety.


Z cyklu: „Pół żartem, pół serio”


sobota, 10 września 2022

Mama musi odpocząć?

 Mały Jaś wreszcie śpi.

Piesek Mex przy nim tkwi.

Kiedy obaj śpią,

wtedy grzeczni są...

 

Proszę więc, cicho-sza!,

bo jak nie, będę zła!

 


 To niech sobie śpią,

tyle ile chcą...

A więc ciii... cicho-sza!,

zanim mama będzie zła.

 

Ostatnia pełnia księżyca tego lata

Lato powoli, acz nieuchronnie, szykuje się do odejścia. Uzmysłowił mi to księżyc, który w tej pełni, w dniu 10 września, świecił prosto w moje sypialniane okno. Uwielbiam wpatrywać się w księżyc. A tak intensywnie momentami świecił, że wyskoczyłam z łóżka i przez okno pstryknęłam parę fotek tej naszej kochanej satelicie. Potem po szybkiej toalecie, z kijkami Nordic Walking w ręku i bananem w kieszeni, skoro świt pognałam do lasu.

Chcę nacieszyć oczy ostatnimi obrazkami lata. I będę to robić, bez względu na pogodę, przez kolejne dni. Ostatnie dwanaście dni lata. 

 

 

Ostatnia pełnia księżyca tego lata pięknie wygląda też i nad Sardynią. Tylko podziwiać. Zdjęcia to dostałam od Syna.

 

 

Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"


piątek, 9 września 2022

Tajemna moc słońca

W słońcu magia;

w słońcu siła;

w słońcu miłość

się rozwija.

 


Słońce to artyzm, liryzm i tajemniczość... Kierujmy się ku słońcu. Zawsze i wszędzie. To nasze zdrowie, nasze dobre samopoczucie. Korzystajmy z promieni słonecznych najczęściej jak się da i ładujmy swoje wewnętrzne baterie.

Słońce to życie. Bez niego świat by nie istniał... my też nie.


Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte”

  

Słońce sprzyja miłości


Kto pragnie miłości,

kto kochać potrafi,

temu słońce sprzyja,

by na nią natrafił.

 


 

czwartek, 8 września 2022

Buty prezesa Kaczyńskiego mają tajemną moc?

Czy nie ma w otoczeniu prezesa jakiegoś odważnego pisowca, który zwróciłby uwagę na jego wygląd? Wygląda na to, że nie... Zaraz, ale ktoś mu jego willę chyba sprząta, jakaś pani sprzątaczka, o przepraszam, konserwatorka powierzchni płaskich, to... E nie, kobiety to on by chyba we własnym domu nie zniósł. No to może jakiś facet od konserwacji. Bo nie podejrzewam, żeby prezes sam własne śmieci sprzątał. Tak czy siak, kogoś z pewnością prezes musi mieć. To czy ten ktoś nie powinien zająć się też i jego garderobą, a już zwłaszcza butami? Wyczyścić je, ułożyć parami, zdeptane oddać do szewca. Wszak to wstyd na cały świat, że ten wielki prezes (choć mały wzrostem) co rusz błaźni się, już nie tylko tym, co mówi (zwłaszcza ostatnio), ale też i swoim penerskim wyglądem.

W ostatnią środę prezes zawitał w Karpaczu, uczestniczył tam w XXXI Forum Ekonomicznym. A w jakich butach uczestniczył wszyscy widzieli. Rany, albo dwa różne, albo rozwalone! Co za obciach! Aż mi się samej wstyd zrobiło.

No cóż, najwyraźniej prezes zdeptał swoje buty na drodze do dyktatury, którą idzie i idzie od tylu już lat. Hmm... może tak być.

Nie zmienia to jednak faktu, że na jego widok jednym ślina się w ustach zbiera; inni patrzą na niego z politowaniem; a jeszcze inni do serca by go przytulili, że biedulka nie ma ani żony, ani dzieci, ani żadnej bliskiej osoby, która by się nim na co dzień zajęła i z miłości zadbała.

Skoro jednak na drodze do dyktatury prezes pogardził miliardami z Unii Europejskiej, mając potrzeby Polaków tam gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, to może Unia z dobroci serca kupiłaby mu kilka nowych par? Wszak czeka go jeszcze bardzo daleka droga, a na jej końcu wypada mieć jednak nowe buty... i miałby je jak znalazł.

Zaraz, zaraz! Jeszcze coś mi przyszło do głowy. A może rzeczywiście buty prezesa mają jakąś tajemną moc, o której tylko on wie... no i może jeszcze Suski i Błaszczak? Jak tak, to przepraszam. Tajemna moc jest zawsze bardzo intrygująca, wzbudza chęć poznania jej efektów. Trzeba nam się cieszyć, że będziemy mieli taką możliwość. I to aż przez ponad rok trwającej kampanii wyborczej. Ależ będzie co oglądać i co słuchać. Efekt końcowy tej „tajemnej mocy” z pewnością będzie bardzo spektakularny.



Z cyklu: „Pół żartem, pół serio”


wtorek, 6 września 2022

Czy przysłowia zawsze są mądrością?

 

Gorylek Perfidek

ma dziwne humory,

choć kocha swą mamę,

słuchać jej nieskory.


Kto nie słucha mamy,

ten słucha psiej skóry!

Powtarza mu mama...

Wszak nie są to bzdury.


Kto nie słucha mamy,

ten słucha psiej* skóry?

A któż to wymyślił?

Ręka do góry!

 



* biedne pieski... Niektóre przysłowia są co najmniej niemądre.

 

Z cyklu: Zoologia stosowana”


poniedziałek, 5 września 2022

Marsjańskie krajobrazy Lanzarote


Krajobrazy tej wulkanicznej wyspy bardzo przypominają marsjańskie krajobrazy. Takie właśnie wrażenie można odnieść, oglądając zdjęcia przesyłane przez kolejne łaziki wędrujące po Marsie. A było ich do tej pory już sześć, licząc od 1971 roku. W 2020 roku NASA planowała wysłać kolejnego, ale pandemia koronowirusa pokrzyżowała jej plany. Start przełożono więc na wiosnę 2022 roku, ale i te plany zostały niestety zniweczone przez jeszcze gorszą zarazę — Putina.

Lanzarote jest jedną z siedmiu głównych wysp wchodzących w skład archipelagu Wysp Kanaryjskich. Należy do Hiszpanii. Leży na Oceanie Atlantyckim w odległości ok. 125 km od wybrzeży Maroka i 1000 km od Półwyspu Iberyjskiego.

 


Jak już wspominałam, jest to wyspa pochodzenia wulkanicznego. Jej powierzchnia w większości utworzona jest przez lawę. Ze względu na ponad trzysta wulkanicznych stożków nazywana jest często „Wyspą Wulkanów”. Trwające sześć lat wybuchy wulkanów (1730-1736) zmieniły jej urodzajne równiny w zastygłe morze czarnej lawy, szarego tufu i piasku wulkanicznego w kolorze miedzi. Ostatnia erupcja miała miejsce w 1824 roku. 

 


Wyspa Lanzarote jest czwartą co do wielkości wyspą w Archipelagu. Nie jest jednak duża. Ma ok. 60 km długości i zaledwie 21 km szerokości, i to w najszerszym jej miejscu. Jej nazwa pochodzi od genueńskiego żeglarza, który jako pierwszy przypłynął na wyspę przed rokiem 1339.


Na Lanzarote panuje bardzo łagodny klimat, określany mianem „wiecznej wiosny” — ze średnimi temperaturami w granicach 28 st. C. Nawet w lecie.


Błękitny ocean, plaża u stóp wulkanu i te bajeczne, marsjańskie krajobrazy… Wszystko to — zachwyca ogromnie.

 


Stolicą wyspy jest Arrecife. 5 km od niej — w małym miasteczku Casas de Guasimeta — znajduje się jedyny port lotniczy na Lanzarote.

 


Lanzarote ma powierzchnię 845,9 km², zamieszkuje ją niewiele ponad 142 tys. ludzi, z tego połowa, to ludność największego miasta Arrecife.

 


Był jednak taki czas, kiedy wyspa była niemal całkowicie wyludniona. Spowodowały to częste najazdy piratów, a także wielokrotne okresy suszy oraz katastrofalne erupcje wulkanów.

 


Na Lanzarote deszcze prawie nie padają. Niegdyś były problemy ze słodką wodą, dowożono ją z Gran Canarii i Teneryfy. W 1964 roku uruchomiono tam pierwszą destylarnię słonej wody. Od tego czasu każda większa miejscowość posiada taką destylarnię i brak słodkiej wody nie ogranicza już rozwoju turystyki.

 


Wyspa oprócz wypoczynku, zażywania kąpieli w Oceanie Atlantyckim, oferuje jeszcze wiele innych atrakcji, wiele ciekawych miejsc do zwiedzania, wiele zabytków, dzieł przyrody i człowieka.

Charakterystyczną cechą Lanzarote jest całkowity brak przemysłu. Dzięki temu — stan pierwotnej przyrody jest tam doskonały. Zostało to docenione i w 1993 roku UNESCO uznało wyspę w całości za Rezerwat Biosfery.

Unikalne krajobrazy, umiarkowana temperatura, spokojna, pozbawiona wielkich kurortów atmosfera wyspy przyciąga ludzi wrażliwych na piękno naturalnej przyrody i ciekawych przyrodniczych wrażeń, ale ceniących sobie jednocześnie ciszę i spokój.


Zwiedzać i podziwiać tam można wulkaniczny Park Narodowy Timanfaya, głębokie jezioro Charco de los Clicos powstałe w kraterze wulkanu, kaktusowy ogród botaniczny, La Geria — region uprawy winorośli, sztuczna grota — dzieło Cesara Manrique, a także inne dzieła tego artysty, który swoją pracą i oddaniem w głównej mierze przyczynił się do zachowania niepowtarzalnego charakteru tej malowniczej wyspy… I wiele jeszcze innych atrakcji. Aby z nich wszystkich skorzystać, najlepiej wypożyczyć sobie tam samochód i objeździć nim całą wyspę, w końcu duża nie jest, to zaledwie 60/21 km.


Cudowne są te krajobrazy Lanzarote. Jak nic — rodem z Marsa. I to wiele z nich. Przynajmniej ja je tak odbieram. Są nieziemsko piękne… E tam, nieziemsko… marsjańsko.