środa, 24 listopada 2021

Nie dajmy się depresji

Mamy listopad, najbardziej nielubiany, ponury miesiąc. Aura daje się nam we znaki, a do wiosny daleko. Aby nie popadać w stany depresyjne musimy sobie jakoś radzić. Najlepszą metodą w tym względzie jest częste przebywanie na łonie natury. Bez względu na pogodę. A już zwłaszcza — w słoneczną. Pisałam o tym we wpisie pt. "Promieniami słońca w depresję". Na szczęście słonecznych dni nawet w listopadzie nie brakuje.

Jeśli ktoś nie ma czasu, albo ciężko mu się zmusić do wyjścia z domu, proponuję taką oto kąpiel słoneczną:

 

 Na zdrowie!

Spacer po Parku Wodnym w Pfullendorf

Pfullendorf to miasto leżące między Renem i Dunajem, około 20 km na północ od Jeziora Bodeńskiego. Miasto znane jest z pięknych zabytków i romantycznych fontann, a także jedynego w swoim rodzaju w Niemczech Seepark Golf, gdzie na osiemnastu polach o wysokim standardzie technicznym można grać i rozkoszować się golfem.

Znane jest również z niezwykłego Parku Wodnego (Seepark Linzgau), idealnego miejsca na odpoczynek i relaks. W lecie jest tutaj gwarno i wesoło. Amatorów wodnych atrakcji zawsze jest dużo. W niewielkim jeziorze nie tylko można zażyć ochłody i kąpieli wodnych, można również uczyć się narciarstwa wodnego i nurkowania, by potem szlifować swoje umiejętności nawet w okresie jesieni. 

 

  

W czasie mojego ostatniego tam pobytu pogoda była niezbyt ciekawa. Lało i wiało. Ale to żadna przeszkoda, kiedy się jest odpowiednio ubranym. Tyle że zdjęcia wychodzą niezbyt wyraźne, gdyż robione są zapłakanym deszczem aparatem fotograficznym. 

 


Jak widać, pogodą nie przejęła się też pewna para nurków. Jakiś pan nurek wytrwale uczył nurkować jakąś panią, przyszłego nurka.



Widoczna w tle ścieżka wodna dla amatorów nart wodnych niestety już pusta. Do następnego lata.

 


W ogromnej restauracji można się posilić i chociażby przy kawie posiedzieć w każdą pogodę... i dalej w drogę.

Osobną atrakcją w Parku Wodnym są dzieła Petera Lenka, kontrowersyjnego niemieckiego rzeźbiarza-satyryka z Bodman-Ludwigshafen. „Pysznią” się tu już od 2001 roku.

 




 
 

Nie będę ich komentować, bo to rzecz gustu. Niektórym się one podobają, niektórym nie. No cóż, nie każdy satyrę rozumie. Myślę jednak, że aby wyrobić sobie jakieś zdanie na ich temat, trzeba przede wszystkim znać te osobistości, nad którymi on się "pastwi".*


* Pisałam o nim więcej w artykule pt. Kontrowersyjne dzieła rzeźbiarza-satyryka Petera Lenka zdobią wiele miast”.


sobota, 20 listopada 2021

Prawdziwa wiara to, czy tylko zwykła tradycja?

Jeśli w swoim codziennym życiu nie postępujesz według przykazań Bożych, a przyjmujesz w kościele tylko te widowiskowe sakramenty, jak: sakrament małżeństwa, chrztu, pierwszej komunii, to żadna to prawdziwa wiara, żadna miłość do Boga, to tylko zwykła — polska tradycja.

 

Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte

 

Ławka, ławeczka, siedzisko... Bank

Coś mam do ławek, nie bardzo wiem co, ale wiem, że lubię je fotografować. Czasem te same fotografuję po kilka razy o różnej porze roku. Lubię widzieć zachodzące na nich zmiany, a przede wszystkim wokół nich.

Na świeżym powietrzu wszędzie stoi mnóstwo ławek. I dobrze. Przecież każdy z przyjemnością na ławce czasem sobie posiedzi, spocznie... auf der Bank sitzen — to po niemiecku. Stąd ten Bank (ławka) w tytule.

Jeśli o mnie chodzi, to ja akurat rzadko siadam na ławkach, zbyt ruchliwa z natury jestem, ale lubię, gdy spoczywa na nich mój wzrok… i oko obiektywu.

 
  

 
 
 
 
 
 
 





 
 

 

Na ostatnim zdjęciu to też ławka (u mnie w ogrodzie). W takich akurat okolicznościach przyrody miło ją sobie przywoływać w pamięci w czasie upalnego lata... Efekt murowany. ;)

 

Z cyklu: "Fotofantasmagorie"

 

czwartek, 18 listopada 2021

Mgielne majaki stymulują wyobraźnię

Gdy tak spaceruję we mgle, a właściwie maszeruję z kijkami, momentami wydaje mi się, że sama mgłą się staję. Tak lekko się czuję. Bajeczne to uczucie.

Mieszkam w górach toteż mam to szczęście często podziwiać cudowne krajobrazy skąpane we mgle. Mogę również podziwiać jeszcze i inne niezwykłe zjawisko. Niskie chmury — z góry. Niecodzienna to okazja widzieć spływające po stokach chmury. Niezapomniane widoki!… Za każdym razem jestem nimi oczarowana. Za każdym razem, dzięki swojej bogatej wyobraźni, widzę je inaczej, w innych barwach. Tym razem dominuje w nich amarant i purpura.

 







Z cyklu: "Fotofantasmagorie"


Olaboga!... Czemu tak trudno to zrozumieć

 

Im bardziej zawistny, podły człowiek,

tym bardziej fanatyczny katolik.


Im bardziej fanatyczny katolik,

tym bardziej kłamliwy, grzeszny człowiek.


Im bardziej kłamliwy, grzeszny człowiek,

tym głośniej wyraża wiarę w Boga.


Im głośniej wyraża wiarę w Boga,

tym jego wiara bardziej uboga.


Im jego wiara bardziej uboga,

tym częściej wśród innych szuka wroga.


Im częściej wśród innych szuka wroga,

tym częściej go zżera straszna trwoga.


Im częściej go zżera straszna trwoga,

tym częściej szuka w kościele Boga.


Im częściej szuka w kościele Boga,

tym mocniej wierzy, że wieczność jest błoga. 

 

***

Kto o wierze ma wiedzę nader ubogą,

nie wie, że do Boga złą podąża drogą.

Że Bóg Wszechmocny to nieskończona miłość...

a nie fanatyzm, nienawiść, złość i wrogość.


Że po śmierci nie czeka go wieczność błoga,

lecz wieczne potępienie... i kara sroga.


***

Jeśli źli ludzie na łaskę Boga liczą

(jeśli Bóg jest miłością, jak Kościół uczy),

to po swojej śmierci się mocno przeliczą.


Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte”


sobota, 13 listopada 2021

W piekielnych kolorach

Z pewnością jest wiele takich osób, które lubią zabawiać się kolorami i tworzyć własne obrazy. Jakie kolory dominują w ich tworzeniu — zależy akurat od dnia i nastroju. Niektórzy mają jednak (albo też) swoje ulubione barwy i to właśnie je biorą najczęściej w swoich pracach na tapet.

Malarką nie jestem, ale podobny trend widzę u mojej córki, która maluje i jest grafikiem z zawodu.

Żeby nie wpaść w chandrę z powodu różnych sytuacji życiowych, zwłaszcza od nas niezależnych, warto zawczasu znaleźć jakiś sposób na siebie. Ja mam ich kilka. Jedną z nich jest właśnie zabawa kolorami.

W ostatnich dniach, aby odreagować emocje związane z marszami faszystów i antysemitów po ulicach polskich miast, a zwłaszcza dramatem ludzi na granicy polsko-białoruskiej — z wielka pasją zabawiam się od kilku już dni. Pomaga.







Wyobraźnia nie zna granic... I bardzo dobrze, bo tym mocniej pomaga oderwać się od codziennych problemów i zachować równowagę psychiczną.


Z cyklu: "Fotofantasmagorie"


Poczytaj nam Miłka (12)

 

Książeczek mam mnóstwo! —

zaprasza dzieci Miłka. —

Siadajcie wokół mnie

przeczytam wam kilka:


O dziadku Walentym

i dzielnej Martynce.

O grubym Maćku

i pewnej Halince.



Dziadek Walenty i jego sentymenty


Pewnego razu dziadek Walenty

Zapragnął wnukom kupić prezenty…

Wyszedł więc z domu o wczesnej porze,

Zanim poranne rozbłysły zorze.


Długa wręcz droga czekała dziadka.

Pieszo ją pokonywał jeno z rzadka.

Zwykle bicyklem jeździł na bazar,

Czasami bryczką wiózł go Baltazar.



Tym razem jednak z wielką ochotą

Na bazar poszedł właśnie piechotą...

Z kapeluszem w ręku, w dobrym humorze,

Szedł pokonując kolejne rozdroże.


A kiedy na bazar już prawie dochodził,

Nagle nowy pomysł w głowie się mu zrodził:

Ażeby swojego sługę Baltazara

Wysłać nad morze po kubańskie cygara.


Wnuki na prezenty poczekać wszak mogą —

Szepnął do siebie i... w powrotną ruszył drogę.

Szedł raźnym krokiem, pogwizdując wesoło,

Podziwiał przyrodę, zerkając wokoło.


Kiedy niedaleko był już swego domu,

Spostrzegł, że ktoś tam się skrada po kryjomu.

Chybcikiem wydobył kozik zza pazuchy

I krzyknął: — Hola! Stój! Słyszysz?! Czyś jest głuchy?!


Ten ktoś jednak dziadka nie chciał słuchać wcale

I zaczął uciekać, lecz biegł ociężale.

Wystraszył się wtedy dziadunio Walenty...

Zaczął głośno krzyczeć... Darł się jak najęty:


A to ci dopiero! Stać! Stać… dobrodzieju!

Dobrodziej coś ukradł?!… Ażesz ty złodzieju! —

I puścił się biegiem z kozikiem w dłoni,

Mając nadzieję, że rabusia dogoni.

 


 Co tchu gnał i krzyczał staruszek Walenty,

A złodziej uciekał, milcząc jak zaklęty.

Lecz nagle się stała naprawdę rzecz dziwna,

Coś spadło na ziemię... Jakaś część żeliwna?


Z miejsca się zatrzymał zmęczony Walenty.

Sięgnął do kieszeni po cukierek z mięty,

Gdyż tchu mu zabrakło, ale był ciekawy,

Co rzucił na ziemię ten oprych cherlawy.


Kiedy podszedł bliżej, odgadł co to było.

Aż usiadł na ziemi… Tak go poruszyło.

Gdyż była to przecież od bicykla rama.

Niedawno ją kupił... Czyż to nie dramat?!


Straszliwie zziajany wezwał Baltazara.

Kazał mu wyrzucić do śmieci cygara.

Zamierzał już nigdy nie palić żadnego,

Nawet najmniejszego, nawet… kubańskiego!


Zachwycony sobą, wdzięczny Opatrzności

Za tegoż złodzieja... Wszak nie czuł już złości.

Kozikiem na powrót ramę wnet przykręcił

I od razu dostał na przejażdżkę chęci.


Och, jakże szczęśliwy był dziadek Walenty,

Aż znów zapragnął kupić wnuczkom prezenty…

W mig usiadł na bicykl i ruszył na bazar.

Za nim z dużym koszem podążał Baltazar.

 


Martynka zuch dziewczynka


Szybko urosła nasza Martynka…

Mała z niej trzpiotka i zuch dziewczynka.

Wszędzie jej pełno, wciąż dokazuje,

Niewielu chłopców jej dorównuje.


Na buzi uśmiech jej ciągle gości,

Czym nam przynosi dużo radości.

Wystarczy tylko na nią popatrzyć,

By w mig zrozumieć, co dla nas znaczy.


Zawsze odważna, nigdy nie płacze.

Śpiewa wesoło, jak ping-pong skacze.

Ale pomagać też lubi w domu.

Krzywdy nie robi nigdy nikomu.


Z dziećmi się zgodnie potrafi bawić...

Trochę coś popsuć, trochę naprawić.

Nikt jej nie może w kaszę nadmuchać,

Zaraz się wścieka, zła jest jak mucha.


Co brat Marcelek zrobić potrafi,

Musi i ona, by się nie trapić.

Zawsze do niego chce być podobna.

Chociaż jest młodsza i bardzo drobna.


Chętnie się uczy — „mówić po polska”,

Bo ją ciekawi — „gdzie mieszka Polska”.

Jak opanuje polskie czytanie,

Babcine bajki też będzie w stanie.

 



O grubym Maćku i jego pragnieniach


Gruby Maciek siedzi pod sosną,

robiąc minę bardzo żałosną.

Zagrać w piłkę chcę z kolegami! —

Krzyknął z nagła, wierzgając nogami.

Dlaczego ze mną grać żaden nie chce?!

Poczekajcie!... Kiedyś ja nie zechcę!

O co im chodzi? Żem za gruby?

Że na meczu nie przyniosę chluby?

Ja… gruby?! Wcale że nie!

Jestem piłkarz — co się zwie!

Kopać piłkę, strzelać gole…

Właśnie to chcę… i to wolę!

A że lubię też i jeść,

Tego niejadki nie mogą znieść.

Jem, bo chcę być bardzo zdrowy

I na wszystko być gotowy.

Jem, bo rosnę — i jeść trzeba:

Dużo mięsa, dużo chleba...

Też nie gardzę słodyczami,

Kiedy mam je przed oczami.

Kto je dużo, szybko rośnie,

Tak na jawie, jak i we śnie,

Więc ja rosnę… oni nie.

Kto z nas lepszy? Ja, co nie?!


Gruby Maciek siedzi pod sosną

Z miną bardziej już radosną.

Zaraz wstanę i im nagadam…

Tylko cukierki powyjadam...

Ojej! Co to? Ciężko wstać!...

Muszę jeszcze próbować.

Ufff, źle ze mną… Kto to wie:

Może jednak za dużo jem?


Może trzeba słodyczy mniej jadać?

Między posiłkami nie podjadać?

Przed TV z chipsów zrezygnować?

Czasem się gimnastykować?

Właśnie tak, tak zrobić muszę,

Bo biegając, aż się duszę.

Brak mi siły, brak mi tchu…

Super pomysł, więc... Juhuuuu!!!


No bo:

— „Jeśli nie chcesz swojej zguby,

mniej podjadać musisz luby”.


No i:

— „Je się po to, aby żyć,

a nie po to, żeby tyć”.

 

Mądre są te maksymy babcine...

Za mą tuszę sam ponoszę winę.

 

Schudnę!!!

 

I nikt już więcej nie nazwie mnie: „Maciora”,

Ani też: „Gruby Macio” nie zawoła.

 


 

Zielona lokomotywa


Stoi przy stacji

lokomotywa.

Piękna, zielona,

nic z niej nie spływa...

Żadna oliwa.


Prawdziwa jest jednak

ta lokomotywa...

I jakże się ładnie

ona nazywa.

Jak? Nikt nie zgadnie...

Ano Halinka.

Prawda, że ładnie?

 

 

Jakby kto Halinkę

okiem tylko zmierzył

i w prawdziwe jej imię

nie bardzo chciał wierzyć,

niechaj do swej ręki

weźmie jakąś lupę

i niech ją zlustruje...

Od przodu po pupę.


Buźkę ma Halinka

jak się patrzy...

Wesołymi oczkami

na przechodniów patrzy.

Nikt chyba nie zaprzeczy,

że jest całkiem do rzeczy?


Stoi Halinka

cichutko pod drzewem...

Dochodzącym z dworca

upaja się śpiewem.

A śpiew dla Halinki

to turkot kół...

Kiedy go usłyszy,

w duchu turkocze wespół.


czwartek, 11 listopada 2021

I co dalej, Polsko?

 Na granicy uchodźcy,

w stolicy narodowcy...


Jak żyć, kochana Polsko?!

Przeraża nas to wszystko!




Z cyklu: „Przemyślenia z życia wzięte”


O rowerze słów kilka

 

Rower to radość w zasięgu reki,

Za to należą się mu podzięki.

Kto jego fanem, wie o czym mowa:

Pedałowanie — rzecz bardzo zdrowa.

Kto dba o zdrowie, rower posiada

I jak najczęściej na nim zasiada.

Jeździ gdzie tylko oczy poniosą,

Ile sił kręcąc, nogi to zniosą.

Wszak częsty trening mistrza z nas czyni,

Każdy to przyzna, nawet kretyni.

 


wtorek, 9 listopada 2021

Zwierzaki... a przywary ludzkie (8)

 

O Braciszkach Mniejszych przysłów jest wiele

I nie są to żadne trele-morele.

Wszystkie do człowieka się odnoszą,

Jeśliś nie gamoń, pojmiesz o czym głoszą. 

 

***

 


Buzi daj, buzi daj,

Mój ty roztomiły!...

Tak akwariowe rybki

O glonojadzie marzyły.


***



Lama to mądre i bystre zwierzę...

W swoim otoczeniu — w dobrej wierze,

Każdego chama uczy moresu,

Plując mu w twarz — bez żadnego stresu.


***

 


Każdy, kto siebie naprawdę szanuje,

zawsze i wszędzie nad sobą panuje...

I nie ma ambicji stać się też posłem,

by go nie zwano przysłowiowym osłem.


***

 


Ten, kto jest płochliwy, dobrze wie,

Że o wielu ważnych rzeczach nie dowie się.

Nikomu się jednak obłaskawić nie daje,

Woli życie w samotności i własne Himalaje.


***

 


W spróchniałym pieńku drzewa

Wre praca i nikt nie ziewa...

Mrówki pracusie budują mrowisko.

Lepiej nie przeszkadzaj, nie podchodź blisko. 

 

Z cyklu: Zoologia stosowana”