wtorek, 18 sierpnia 2020

Smutna wędrówka po Oświęcimskiej Rezydencji Śmierci

Będąc z wnuczką w Polsce na odwiedzinach u rodziny, wybraliśmy się w kilka osób do Oświęcimia. Wnuczka zaplanowała sobie zwiedzić Obóz Koncentracyjny, i to już długo przed wyjazdem do Polski. Chciała na własne oczy zobaczyć, co hitlerowskie Niemcy zrobiły ludzkości w czasie II wojny światowej. Przyznam szczerze, że ani jej rodzicom, ani mnie, nie podobały się jej plany. Tłumaczyliśmy jej, że jest jeszcze za młoda (ma 12 lat) i za wrażliwa na takie potworne widoki. Że potem może mieć koszmarne sny. Na stronie internetowej Obozu Koncentracyjnego przeczytaliśmy jej nawet, że dzieciom poniżej 14 roku życia zwiedzanie Obozu jest niewskazane, mieliśmy nadzieję, że to w końcu do niej dotrze. Ale nie, nie dotarło. Ba, okazało się wręcz, że to był nasz błąd, bo wtedy ona uczepiła się słowa „niewskazane” i dopiero zaczęła nam dziury w brzuchach wiercić, twierdząc, że „niewskazane” nie znaczy zabronione… (poniekąd to logiczne). Mówiła, że jest już na tyle duża, by zrozumieć wszystko co zobaczy, bo i tak już trochę wie z książek i z naszych opowiadań, co tam się działo. Że jest już zupełnie gotowa na takie widoki i że w ogóle i w szczególe… i że musi Obóz zwiedzić… i basta!

Co było robić? Trzeba było jechać i pokazać jej to miejsce. Miejsce najbardziej nieludzkiego traktowania ludzi w historii.
Z drugiej strony, trzeba przyznać (co też słusznie zauważył mój bratanek, który pojechał z nami do Oświęcimia wraz ze swoją żoną), że to nawet chwalebne, iż moja wnuczka już w tak młodym wieku interesuje się losami Polski. Że ma taką wewnętrzną potrzebę i takie to dla niej ważne, by na własne oczy zobaczyć to makabryczne miejsce jakim jest Obóz Zagłady w Oświęcimiu.

Ona sama też ciągle powtarzała, że zwłaszcza to miejsce chce zobaczyć, bo jako Polka, w której płynie też i krew niemiecka i francuska (po ojcu), musi zobaczyć jakimi bestiami byli Niemcy dla Polaków oraz innych Narodów w czasie II wojny światowej. Że chciałaby też swoje doświadczenia ze zwiedzania Oświęcimskiego Obozu Śmierci przekazać potem swojej klasie gimnazjalnej na lekcji historii.

Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, przed wejściem była straszliwa kolejka. Czekaliśmy 1,5 godziny, by móc wejść do środka. Wnuczka wcale się jednak nie nudziła. Pomaszerowała zaraz na skwer przed budynkami Obozu i czas oczekiwania wykorzystywała na oglądanie wystawy z Powstania Warszawskiego.


W końcu przyszedł nasz czas na wejście na teren Obozu. Brama z szyldem o treści: „Arbeit macht frei” (oczywiście jest to już tylko jego kopia) stanęła przed nami otworem. Ale zanim ją przekroczyliśmy, wybrałyśmy przewodnika niemieckojęzycznego, by wnuczka mogła wszystko dokładniej zrozumieć. Dołączyłyśmy też do grupy Niemców. Byli w różnym wieku, ale najwięcej było starszych osób. Muszę przyznać, co później w trakcie zwiedzania zauważyłam, że przez całą wędrówkę po Obozie wszyscy byli bardzo skoncentrowani. W milczeniu wsłuchiwali się w słowa przewodnika i mieli bardzo smutne twarze. Niektóre kobiety co rusz ocierały płynące po policzkach łzy.


Weszliśmy. Ja fotografowałam wszystko tylko z zewnątrz. Wnuczka zaś wszędzie, zwłaszcza wewnątrz. Ja nie mogłam. Wszystko, co było wewnątrz, omiatałam tylko wzrokiem, a już wiszące w pomieszczeniach ogromne billboardy, na których pokazane były dzieci, zupełnie omijałam. Widoku cierpiących dzieci nie mogę znieść.


Pamiętałam, że kiedy jako dwudziestoparolatka pierwszy raz byłam w Obozie, to te obrazki tak mną wstrząsnęły, że tym razem wolałam na nie już nie patrzeć. Wystarczająco przygnębiały mnie słowa naszego przewodnika.

Wnuczka szła krok w krok za przewodnikiem, mimo iż można go było słyszeć w każdym miejscu. Mówił przecież przez mikrofon, a my mieliśmy słuchawki na uszach. Ja szłam przeważnie na końcu grupy, ale ciągle przyglądałam się wnuczce. Widziałam, że dzielnie wszystko znosi. Czasami do niej podeszłam, czasami ona do mnie, o coś zapytała i znów podbiegła do przewodnika. Było widać, że wszystkimi zmysłami chłonie to co ją otacza. Oczy miała smutne, ale wyjść z Obozu nie chciała. Pytałam ją o to parę razy.


Kiedy zwiedzanie już się zakończyło i opuszczałyśmy teren Obozu, wnuczka ze łzami w oczach powiedziała:
Widziałam wszystko, wszystko słyszałam, ale dalej nie umiem sobie wyobrazić, jak to możliwe, aby ludzie mogli być takimi bestiami. A że to byli Niemcy, to już w ogóle… — w końcu się rozpłakała i wtuliła we mnie.
Po wyjściu i pożegnaniu się ze swoją grupą i przewodnikiem, poszłyśmy jeszcze do kiosku, aby kupić książkę o historii Obozu. Kupiłyśmy. Celowo wybrałam tę w języku niemieckim, chciałam, by wszystkie moje wnuki mogły ją pokazać w szkole na lekcji historii.