piątek, 7 sierpnia 2020

Jezioro Bodeńskie w pełnej krasie

Jezioro Bodeńskie (Bodensee) leży na granicy trzech państw: Niemiec, Austrii, i Szwajcarii. Jest jeziorem polodowcowym i jednym z największych jezior w środkowej Europie, zaraz po Balatonie. Spływają do niego rzeki z Alp Szwajcarskich. A rzeka Ren przez niego przepływa. Leży na wysokości 395 m.n.p.m. Jego powierzchnia wynosi 534 km², a linia brzegowa przeszło 270 km, z czego 170 km należy do Niemiec, 72 km do Szwajcarii a 28 km do Austrii. Maksymalna głębokość wynosi 254 m.
Jezioro otoczone jest wzgórzami i szczytami alpejskimi. Przy dobrej pogodzie widać je wyraźnie.

Jest miejscem wypoczynku i wielu atrakcji. Można w nim sobie popływać w wyznaczonych strefach pod okiem ratowników, można też pospacerować wzdłuż linii brzegowej, albo pobiegać, czy też pojeździć rowerem. Można także pozwiedzać ważne zabytki, których jest tu mnóstwo, i na brzegu, i na wyspach: Mainau, Reichenau i Lindau. 


Z naszego miasta do Jeziora Bodeńskiego mamy zaledwie 80 km. Często odwiedzamy ten niezwykły akwen. Przed paroma dniami też tam byliśmy.
W południe wylądowaliśmy w Unteruhldingen, w niewielkim miasteczku nad jeziorem. Turystów było sporo, ale na szczęście bez przesady. Większość to kuracjusze licznych tu sanatorów, jednodniowi goście, a także miejscowi. Nawet kilka Polek spotkaliśmy, które tu pracują, opiekując się starszymi osobami. Porozmawialiśmy sobie miło na różne tematy. A potem ruszyliśmy statkiem w rejs do wyspy Mainau, czyli Wyspy Kwiatów, i z powrotem.


Statek specjalnie na nas czekał. Córka, nic nam nie mówiąc, poszła kupić bilety na rejs, a my z wnuczkami w tym czasie spokojnie delektowaliśmy się lodami w kawiarni. Widząc, że jest to ostatni rejs tego dnia, ściągnęła nas, dzwoniąc na moją komórkę. Wpadliśmy roześmiani na pokład i statek odbił od brzegu. Cudownie się płynęło. Było wietrznie, ale ciepło, przyjemnie.



Tym razem ze statku, z oddali, podziwialiśmy znaną nam już kaplicę wraz z zamkiem na wyspie Mainau. Także prehistoryczną (sprzed 7 tys. lat) osadę domów na palach. 


Wycieczkę mieliśmy bardzo udaną, bo i pogoda była odpowiednia, i czas. Na koniec podkarmiliśmy jeszcze wiecznie głodne ptactwo bodeńskie... i ruszyliśmy w drogę powrotną.