poniedziałek, 18 maja 2020

Ja, szczęśliwa kobieta

Dzięki swojej naturze umiem być szczęśliwa... Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Jasne, że mam czasami gorsze dni, w których ni jak szczęśliwą czuć się nie mogę. Jednak i w takich dniach mam na siebie metodę. Wyuczoną. Wrzucam wtedy na luz i daję się nieść sile rozpędu dnia, z wiarą, że co złe, musi minąć. A co najważniejsze, co rusz jak mantrę powtarzam sobie: „jestem szczęśliwa… jestem szczęśliwa…”. Staram się wtedy też jak najczęściej do siebie uśmiechać… I to działa. Naprawdę. Od kiedy doszłam do perfekcji z tą moją metodą, o wiele szybciej, a i łagodniej, wychodzę z różnych perypetii. Szybciej pozbywam się też napadów smutku i przygnębienia… No i jestem szczęśliwa. Tak po prostu.
W życiu najbardziej fascynuje mnie, i to od kiedy tylko pamiętam, otaczająca mnie przyroda. Dlatego żyję z nią w bardzo bliskim kontakcie. W symbiozie. Nie wyobrażam sobie wręcz dnia, w którym zaraz po przebudzeniu nie mogłabym się z nią wszystkimi zmysłami przywitać. Mieszkam w pięknej okolicy. Dookoła góry i lasy. Przynajmniej 3, 4 razy w tygodniu wczesnym rankiem maszeruję z kijkami po lesie, chłonąc wszystkie leśne dary Matki Natury. Natomiast w innych dniach, zaraz po przebudzeniu, pierwsze moje bosonogie kroki kieruję do ogrodu, by móc choć na chwilę rozkoszować się jego porannym pięknem... No i proszę bardzo, co pewnego poranka w nim odkryłam. Czyż to nie cudowny obrazek?


Od lat objadałam się wisienkami z mojej wiśni i nigdy oprócz wisienek nic innego na niej nie widziałam… Aż tu nagle zobaczyłam te piękne kwiatuszki. Oniemiałam z wrażenia. Nie wiem, co to za jakie i jak na drzewie w ogóle wyrosły… Ale są. Od tamtej pory każdego lata. Zawsze są piękne, duże, w bajecznie chabrowym kolorze, z żółtym oczkiem. No czyż to nie cud natury? Cud jak nic!