Lato kalendarzowe powoli przygotowuje się do odejścia. Jakie było tego roku? (O przepraszam, ciągle jeszcze jest). Pewnie wielu z nas powie, że zbyt upalne, zbyt wietrzne, zbyt suche, zbyt deszczowe, zbyt burzowe... W zależności od rejonu. Meteorolodzy straszą nas, że takie zwariowane lato, pełne różnych niespodzianek, często bardzo niebezpiecznych może stać się wkrótce normą.
O rany, oby tylko nie było do przesady upalne. Nie znoszę upałów, mimo że urodziłam się w lecie. W upalne dni czuję się jak grillowana cukinia. Ale mam tak dopiero od kilku ostatnich lat.
Zostało nam jeszcze kilkanaście dni kalendarzowego lata, ale w lesie czuć już zbliżającą się jesień. Korzystajmy więc z ostatnich jego tchnień, ile się tylko da, i ładujmy swoje witalne akumulatory, aby wystarczyło w nich energii aż do wiosny. Gdzie? Oczywiście na łonie natury.
Z pewnością każdy z nas ma swoje ulubione miejsce, w którym lubi przebywać. I tak: jedni lubią przebywać w parku, inni w lesie, jeszcze inni nad rzeką, nad jeziorem, nad morzem, w górach, czy też na polu lub w ogrodzie.
Moim ulubionym miejscem jest las, ale też i góry. Mam to szczęście, że w takim miejscu właśnie mieszkam, więc często mam okazję swoje akumulatory podładowywać.
Lato odejdzie całkowicie i nieodwracalnie 22 września. A odejdzie wraz z ptakami, które mu zawsze towarzyszą. Pozostaną po nim tylko wspomnienia zapisane w pamięci i na fotografiach.
Każdy z nas ma swoje własne wspomnienia lata. Ja też mam. Bardzo dużo. I tych zapisanych w pamięci, i tych utrwalonych na zdjęciach.
W szarobure dni jesieni wspominać będę lato, wakacji dni, i moje wspomnienia wcale nie przeminą... jak kolorowe sny. Nie pozwolę na to, a zdjęcia leśnych owoców i z mojego ogrodu mi w tym pomogą.
To pierwsze zdjęcie lubię szczególnie. Czemu? Sama nie wiem. Może dlatego, że pobudza moją wyobraźnię i widzę na nim coś więcej niż widać.