poniedziałek, 24 października 2022

Jak żegnaliśmy Polską Złotą Jesień

Czas szybko leci. Kończy się złota jesień i zbliża się szarobura. Ale dopiero się zbliża. Nie ma co o niej zbytnio rozmyślać, bo i tak przyjdzie. Czy nam się to podoba, czy nie. Warto natomiast wykorzystywać każdy ciepły jeszcze dzień i jak najdłużej przebywać na dworze. To nic, że już coraz szybciej robi się ciemno... Mówi się, że: im ciemniej, tym przyjemniej. Tak jest wielu przypadkach. Przy ognisku szczególnie.

Właśnie przy ognisku zrobiliśmy sobie rodzinne pożegnanie Złotej Polskiej Jesieni. Bo my taką „polską” tutaj zawsze mamy. Ale najpierw było wspólne grillowanie. Wszak przyjemność dla podniebienia to rzecz podstawowa.

Piekliśmy na ruszcie różne mięsiwa, kiełbaski, szaszłyki, ryby, warzywa... i zajadaliśmy się tymi pysznościami. Dyżurnym szefem grilla był zięć, zadeklarowany wegetarianin. Tak jak i moja córka. Może to i dziwne, ale co się nie robi dla reszty rodzinki, która może za mięsem nie przepada, ale je raz od czasu jednak je.

Potem już wszyscy razem piekliśmy na deser najpierw kukurydzę, a na koniec mushrooms. To są takie słodkie grzybki, które pod wpływem wysokiej temperatury pęcznieją i stają się bardzo puszyste... Pychota! Smakują naprawdę wybornie.

Wnuczkom smakowały najbardziej ze wszystkich potraw serwowanych w ogrodzie przez starszyznę. Mnie zresztą też. Ostatnio jakoś bardzo za słodkościami jestem. A nie byłam. Długie lata nie byłam. Tylko jako dziecko je lubiłam. Pewnie smaki z dzieciństwa powracają na starość... O pardon!... w starszym wieku... Nie, też nie tak... Aha, w dojrzałym wieku. No, tak brzmi o wiele lepiej.

Jak już brzuchy napełniliśmy do granic możliwości, przyszedł czas na ognisko. Normalne ognisko... z pogawędką.

Najpierw z dzieciakami pogawędziliśmy trochę, a potem, kiedy one zajęły się już sobą, to i my, cała nasza starszyzna zajęła się sobą, planując między innymi w najbliższych dniach wspólną wędrówkę po co raz to mniej złoto-jesiennych górach i lasach.

 

 

Magia ogniska czyni cuda...

Przy ognisku nigdy nie dopada nuda.
Przy ognisku na gawędę przychodzi ochota,
Zwłaszcza po obaleniu flaszki Mamrota.😉😀


Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"