piątek, 7 października 2022

Jedziemy za granicę, ale wracamy z zagranicy... Z jakim doświadczeniem to druga rzecz

Nie inaczej, skoro „zagranica” według słownika, to „obce kraje” i słowa tego nie można mylić z wyrażeniami za granicą — „w obcym kraju” i za granicę — „do obcego kraju”, to jakby nie patrzeć, jedzie się za granicę, ale wraca się z zagranicy... Albo i nie, jak w moim przypadku. Bo ja wyjechałam za granicę, ale już z zagranicy nie wróciłam... Ale ja nie o tym chciałam. Nie będę tutaj opisywać, dlaczego tak się stało, bo to bardzo długa historia.

Wracam więc do tematu. Otóż, od kiedy mieszkam na obczyźnie, czyli za granicą, nigdy nie miałam z tym problemu, kiedy pisać „zagranicą”, a kiedy „za granicą”. Zawsze byłam pewna, iż piszę poprawnie, ale kiedy czytałam w Internecie wypowiedzi różnych internautów na temat wyjazdów zagranicznych, pewność straciłam.

Zauważyłam, że wielu internautów ma z tym problem i też nie bardzo wie, na czym polega różnica w pisowni takich zwrotów jak: jechać za granicę; przebywać za granicą; albo: wrócić z zagranicy. Piszą tak różnie, że na moment zwątpiłam, czy aby ja sama piszę poprawnie. W końcu tyle lat nie ma mnie w Polsce, a w przeciągu tego czasu mogło się przecież w pisowni coś zmienić.

Polonistką z wykształcenia nie jestem, ale w stanie niepewności, co do poprawnej pisowni, też nie lubię trwać. By się upewnić, skorzystałam z dobrobytu Internetu i poszperałam w „Słowniku wyrazów kłopotliwych” Mirosława Bańko. No i upewniłam się. Nic się nie zmieniło. Pisownia łączna i rozłączna tych zwrotów pozostaje bez zmian. Uspokoiło mnie to. Bo też w moim akurat przypadku zwrotów tych często muszę używać. Z zagranicą związana jestem przecież od wielu lat. A lubię wiedzieć, czy w pisowni nie popełniam błędów logiczno-językowych. Chociaż nie powiem, że nie zdarza mi się ich popełniać. Bo zdarza. Mam tylko nadzieję, że nie za często.

No dobra, koniec z gramatyką, bo chciałam jeszcze nawiązać do podróży zagranicznych, skoro aż tyle się naczytałam o nich w Internecie. Właściwie to chciałam wyrazić swój podziw dla Polaków, że tak hurmem jeżdżą na wczasy i wycieczki zagraniczne. Podziw, ale też i zrozumienie. Przez tyle lat nie bardzo było to możliwe, to teraz, wielu z nich chce nadrobić tamte stracone lata... i jeździ, i lata — po całym świecie. Pewnie też dlatego, iż wczasy krajowe często są droższe niż zagraniczne. A tego akurat nie umiem zrozumieć. Dziwne to bardzo!

Ostatnie niemalże trzy lata wiele osób powstrzymało jednak przed wyjazdami zagranicznymi. Bo i epidemia koronawirusa i związane z nią lockdowny, kwarantanny... etc, i wojna w Ukrainie — porządnie ostudziły zapał na zwiedzanie świata. Teraz doszła jeszcze też i potworna drożyzna... Przez kogo spowodowana? Kto zgadnie?

 

Świat jest taki piękny! I mógłby być zawsze, gdyby nie kilku chorych na władzę idiotów, którzy w nim mieszają, niszcząc go i upadlając ludzi... Szlag mnie trafia! Gdzie jest Bóg?! Jak może pozwolić na to, aby znów tyle niewinnych dzieci w potwornych cierpieniach ginęło z rąk oprawców?... No jak?!

 


***

Już w 2010 roku pisałam w swoim felietonie jakie niewyobrażalne zagrożenia czyhają na ludzi wyjeżdżających za granicę. Wydawałoby się, że po tych dwunastu latach zawieruchy na świecie można by było oczekiwać powoli, bo powoli, ale zmiany na lepsze. Ale nie! Świat niestety jeszcze bardziej przesunął się ku krawędzi przepaści. Jeśli po trwającej od ponad pół roku wojnie w Ukrainie, po tych potwornych putinowskich zbrodniach się nie spamięta, to aż strach pomyśleć, co nas czekać będzie w kolejnych latach.

A oto fragment wspomnianego felietonu z dnia 15 grudnia 2010 roku:

(…) W Niemczech w ostatnich latach zarysowuje się spadek liczebności osób wyjeżdżających na wczasy zagraniczne. Dlaczego? Ano dlatego, że ludzie obawiają się terrorystów islamskich. W Polsce pewnie nie odczuwa się aż tak zagrożenia z ich strony, ale tutaj, na Zachodzie, odczuwa się ogromne zagrożenie. Zwłaszcza po samobójczych zamachach z 11 września 2001 roku w USA, a potem z 11 marca 2004 w Hiszpanii i z 7 lipca 2005 w Wielkiej Brytanii.

Na Zachodzie, co wszystkim tutaj jest wiadome, ciągle przebywają liczne grupy islamskich terrorystów. Tu mieszkają, tu studiują... i tu organizują swoje siatki. Tu też, pewna ich część, po przeszkoleniu w kolebce terroryzmu w Afganistanie, czy Pakistanie, przygotowuje się do zamachów. Głównie samobójczych. Wypowiedzieli cywilizacji zachodniej święta wojnę (dżihad)... i nie ma zmiłuj! Obywatelom Zachodu nie jest łatwo żyć z takim przeświadczeniem.

Po ostatnich nieudanych akcjach z przesyłkami zawierającymi materiały wybuchowe terroryści z Al-Kaidy wymyślili szatański plan. Ostrzega brytyjski wywiad. Chcą nafaszerować ładunkami wybuchowymi zabawki wysyłane do domów towarowych w Europie i USA. Bomby miałyby wybuchać w sklepach, zabijając wielu ludzi, w tym dzieci. Potworność!

Natomiast w ubiegłym roku, Al-Kaida próbowała w Boże Narodzenie dokonać zamachu na amerykański samolot pasażerski. Jej terrorysta miał bombę ukrytą w majtkach. Tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności ładunek nie eksplodował, a terrorystę obezwładnili pasażerowie i załoga samolotu.

Moja starsza siostra z Polski, też miała niedawno okazję przeżyć chwile grozy związane z terrorystami. Na szczęście nie bezpośrednio a pośrednio. Wracała wraz z mężem samolotem do Polski po 10-dniowej wycieczce po Egipcie. W Niemczech, we Frankfurcie nad Menem, mieli międzylądowanie. Było to jakieś trzy tygodnie temu, kiedy w Niemczech ogłoszony był akurat najwyższy stopień zagrożenia terrorystycznego. Jak mi opowiadała, na lotnisku we Frankfurcie pracownicy służby lotniska okropnie ich przetrzepali. Z dokładnością do — bielizny. Siostra była bardzo zbulwersowana, bo nie dość, że wracała do domu z niezbyt miłymi doznaniami po pobycie w Egipcie, gdzie przez wielu muzułmańskich tubylców byli bardzo źle traktowani, to jeszcze taka nieprzyjemna sytuacja spotkała ich w cywilizowanym kraju. Mówiła, że wyleczyła się z wycieczek zagranicznych na bardzo długo.

Tak, terroryzm, zwłaszcza islamski, skutecznie utrudnia nam życie. Podróżowanie po świecie przede wszystkim. Mimo to nie możemy dać się zwariować... Choć przyznać trzeba, że podróżowanie po świecie nie sprawia już aż tak wielkiej przyjemności, co kiedyś. No bo jakże może sprawiać, skoro człowiek z duszą na ramieniu musi wsiadać do samolotu, wpatrywać się w twarze współpodróżnych i z lękiem obserwować ich zachowania?