W Polsce to co innego, w Polsce to się znałam, że ho, ho! I często grzybobranie uskuteczniałam... Ale tylko z moją mamą. Bo ona, jak mało kto, na grzybach się zna. A tu, bez niej, nijak pewności nie mam, które to grzyby są jadalne, a które trujące. No bo jak tu mieć pewność, skoro grzyby potrafią skutecznie i bardzo niebezpiecznie zmylić każdego niepewnego grzybiarza.
Przykład? No chociażby borowik szlachetny i goryczak żółciowy, bardzo są do siebie podobne, i kiedy ten pierwszy jest jadalny, drugi mocno trujący. Właśnie na taki grzybek się natknęłam w lesie. Chwilę się zastanawiałam, czy zabrać go do domu, ale w końcu zostawiłam leśnym zwierzakom na pożarcie.
Niedawno
na wyciecze rowerowej znalazłam innego grzyba, i to o niezwykle
gigantycznych rozmiarach, co to do kani był podobny... albo do
sromotnika bezwstydnego (< link do tekstu o nim).
I bądź tu człowieku mądry... Wolę więc nie ryzykować i nie zbierać grzybów, skoro jestem takim grzybowym melepetą. Z grzybami nie ma żartów. Nieraz się słyszy, że nawet wytrawni grzybiarze ulegają zatruciu. Z krajowego rejestru zatruć grzybami wynika, że w Polsce co roku umiera kilkadziesiąt osób po zjedzeniu trujących grzybów.
Podziwianie ich piękna jest natomiast zawsze bezpieczne. Dlatego skupiam się tylko na ich oglądaniu i uwiecznianiu. Ich wartości żywieniowe przestały mnie interesować. A jak już najdzie mnie na nie ochota, kupuję jakieś na targu od profesjonalnego grzybiarza.
Tak, kto na grzybach się zna, może je spokojnie zbierać, kto się nie zna, lepiej niech je tylko podziwia, fotografuje, albo o nich pisze.
Pięknie o grzybach pisał Adam Mickiewicz:
(…) „Inne
pospólstwo grzybów pogardzone w braku
Dla szkodliwości albo
niedobrego smaku;
Lecz nie są bez użytku, one zwierza pasą
I
gniazdem są owadów i gajów okrasą…”
Grzybobranie
w "Panu Tadeuszu" jest piękne, i tyle w nim prawdy. A
dzisiaj, niestety, i tak czasami bywa:
Trującymi grzybkami pospólstwo się pasie,
Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"