Prima aprilis (z łac. pierwszego kwietnia) w wielu krajach świata jest (był) tradycyjnym dniem żartów, w którym dowcipkuje się na różne sposoby, okłamuje, celowo wprowadza innych w błąd, aby uwierzyli w coś nieprawdziwego. Dla zabawy oczywiście. Najlepiej obopólnej.
Primaaprilisowy obyczaj dotarł do Polski z Zachodu już w XVI wieku. Od tego czasu dzień 1 kwietnia niektórzy uważają za jedyny w roku niepoważny dzień, w którym powinno się rezygnować z załatwiania ważnych spraw. Tak na wszelki wypadek, żeby się potem nie okazało, że celowo (czyt. primaaprilisowo) zostało się wystrychniętym na dudka.
1 kwietnia do dziś obchodzimy (chociaż w ostatnich latach chyba coraz mniej) jako radosny dzień zabawy, dowcipów, opowiadaniu zmyślonych historii i na naigrawaniu się ze wszystkich tych, którzy dali się nabrać, albo byli obiektem psikusów. I zabawa trwa… i bardzo dobrze! Byleby było wesoło i nikt nikogo nie obrażał i sam się nie obrażał. Obrażanie się nie ma sensu, wszak poczucie humoru jest zaletą, a śmiech to zdrowie.
Bardzo lubię żarty. Sama też często żartuję, ale dzisiaj akurat
sama z siebie zażartowałam. Nieświadomie oczywiście.
Zorientowałam się jednak o tym dopiero po dobrej chwili. Ale po
kolei. Otóż, kiedy rano otworzyłam lodówkę, chcąc wyjąć z
niej mleczko do zaparzonej akurat kawy, na najwyższej półeczce
zobaczyłam w słoiczku coś strasznie obrzydliwego. A może
potwornego? Aż mną potelepało, bo lotem błyskawicy przeleciała
mi po głowie myśl, że to jakiś robal w nim siedzi. Chciałam
go jak najszybciej wyrzucić do kosza na śmieci, ale coś mi
jednak kazało bliżej się temu czemuś w jego wnętrzu przyjrzeć.
Okularnicą jestem. No to ze wzbierającą się
śliną w ustach sięgnęłam po niego i się przyjrzałam... i
buchnęłam gromkim śmiechem.
Okazało się, że to żadne obrzydlistwo, a kawałek cebuli, którą do przechowania — na zaś — sama parę dni temu do lodówki włożyłam... No i prima aprilis urządziłam sobie jak się patrzy. Nie pierwszy raz zresztą.*
* W poprzednich latach też mi się zdarzało. Pisałam o tym w opowiadaniu pt. „Prima aprilis zrobiłam sobie sama”.
Z cyklu: "Opowieści o poważnej i żartobliwej treści"