Grzyby
nie należą do roślin. Niegdyś należały. Jednak w miarę rozwoju
badań, zostały wyodrębnione w przyrodzie i mają swoje własne
królestwo. Królestwo grzybów (fungi). Są
organizmami żywymi, ale przez wiele lat były niesłusznie
umieszczone w królestwie roślin. Po wieloletnich badaniach naukowcy
doszli do wniosku, że grzyby, bardziej niż do roślin, podobne są
do zwierząt, mimo że zdecydowanie się od nich różnią. Dziwna to
teza, ale naukowcy rzeczywiście taką stawiają.
Królestwo
grzybów, obok roślin i zwierząt, stanowią trzeci szlak w rozwoju
organizmów eukariotycznych. Są organizmami cudzożywnymi. Nie
potrafią, tak jak rośliny, same syntetyzować związków
organicznych z substancji nieorganicznych. Dla swojego rozwoju
potrzebują gotowych substancji odżywczych. Pobierają je z materii
organicznej wytwarzanej przez rośliny albo zwierzęta.
Grzyby,
jakie widzimy, są tylko częścią tego organizmu. Są jego owocem.
Owocem, jaki się rodzi w niewidocznej dla naszego oka grzybni, która
z kolei składa się
z sieci maleńkich włókien zwanymi
strzępkami. Grzybnie są
przeważnie schowane w glebie, ale także w drewnie, albo w innych
źródłach pożywienia. Zajmują różne powierzchnie. Od paru
milimetrów po wiele hektarów. O tym, czy w danym miejscu rozwija
się grzybnia, dowiadujemy się dopiero wtedy, kiedy wytworzy ona
owocniki, czyli widoczną dla naszego oka część grzyba. Odżywiają
się przez wchłanianie substancji uwalnianych z podłoża, w którym
żyją. Czyli z gleby, z drewna, a także z innych źródeł
pożywienia. Są
użyteczne, albo i nie. Są jadalne, albo trujące. Ale wszystkie
potrafią zachwycić swoją barwą, fakturą, kształtem… swoją
niezwykłością, swoim pięknem. I to bez retuszu.
***
Nadchodzi
czas na grzyby. I to w formie grzybobrania, jak i w formie
podziwiania. Bo też ich piękno jest niezaprzeczalne. Tu, w
Niemczech, na grzybobranie nigdy się nie wybieram. Nie, nie to, że
chodzi mi o Czarnobyl, jak wielu Niemcom, nie, ale o to, że na
grzybach za bardzo się nie znam. W Polsce to co innego, w Polsce to
się znałam, że ho, ho! I często grzybobranie uskuteczniałam. Ale
tylko z moją Mamą. Bo ona, jak mało kto, na grzybach się zna. A
tu, bez niej, nijak pewności nie mam. No bo jak tu mieć pewność,
skoro grzyby potrafią skutecznie i bardzo niebezpiecznie zmylić
niepewnego grzybiarza. Przykład? O, chociażby borowik szlachetny i
goryczak żółciowy. Bardzo są do siebie podobne, i kiedy ten
pierwszy jest jadalny, drugi trujący. Taki właśnie grzybek trzymam
w ręku na na zdjęciu. Długo się nad nim zastanawiałam... Można
go śmiało zjeść, czy lepiej leśnym zwierzakom rzucić na
pożarcie?
Nie chcę
ryzykować, dlatego wolę w grzybach widzieć i podziwiać ich
piękno, aniżeli wartością żywieniową. A
jak już mnie najdzie na nie ochota, kupuję je na targu, od
profesjonalnego grzybiarza.
"Inne pospólstwo grzybów
pogardzone w braku
Dla szkodliwości albo niedobrego smaku;
Lecz
nie są bez użytku, one zwierza pasą
I gniazdem są owadów i
gajów okrasą…”
Grzybobranie w "Panu Tadeuszu" jest piękne, i tyle w nim prawdy.
A dzisiaj, niestety, czasami bywa tak:
Trującymi grzybkami pospólstwo się pasie,
bo halucynogenne, bo świat po nich w "piękniejszej" widzą krasie.
Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"