Czuję
się jakbym z konia zsiadła, tak mnie nogi w kroku bolą. Dlaczego?
Przeprowadzka! Nie, nie moja, Córki z rodzinką. No ale na szczęście
już dokonana i chlebem
i solą uwieńczona.
Co się
przy tej przeprowadzce nabiegałam, to moje… Do piwnicy, na parter,
na pierwsze piętro, na drugie piętro, na strych… i z powrotem…
na drugie, na pierwsze, na parter, do piwnicy… i tak w koło
Macieju. A wcale nie biegłam tak sobie, dla własnego widzimisię,
biegałam w konkretnym celu. I choć przeprowadzka już zakończona,
ja dalej biegam... do piwnicy, na parter, na pierwsze piętro… itd…
Ufff! Bo teraz to jeszcze setki kartonów, kartoników trzeba
rozpakować i wszystko poukładać gdzie trzeba. Wprawdzie to już
nie taka ciężka praca, ale nabiegać się trzeba. Z Córką nie
mamy nawet jak pogadać, ciągle się mijamy… najczęściej na
schodach.
Muszę
przyznać, iż przeprowadzka odbyła się bardzo szybko i sprawnie.
Dokonali jej kumple mojego Zięcia z jego grupy rockowej. Bardzo
podobała mi się ich solidarność. Stawili się jak jeden mąż i
na wesoło targali meble, ze starego domu — do auta dostawczego, z
auta dostawczego — do nowego domu. A w nowym domu już wszyscy
razem meble skręcali, przesuwali, ustawiali. Ależ było gwarno w
całym domu, a i bardzo wesoło. Wszyscy pracowali jak mrówki
pracusie, żartując przy tym co niemiara.
Tak
bardzo uśmialiśmy się wszyscy, że nikt o zmęczeniu nawet nie
myślał. Jeden z kumpli Zięcia, Zile (basista), pochodzi z byłego
DDR-u, jego matka jest Niemką, ojciec zaś Polakiem. Zile rozumie
więc po polsku bardzo dużo. Jednak mówi nie za wiele. Uśmiałam
się z niego okropnie, bo też poczucie humoru Zile ma nieprzeciętne.
Ciągle nam coś dogadywał na wesoło, kiedy z Córką rozmawiałyśmy
po polsku. Co rusz też szukał za swoimi okularami, bo kiedy mu się
zapociły, odkładał je byle gdzie, a po chwili za nimi szukał. W
końcu, kiedy nawet miał je na nosie, też za nimi szukał. Kiedy to
zobaczyłam, buchnęłam śmiechem i powiedziałam do Córki:
— Zile,
to tak jak pan Hilary…
— Aaa,
ma na nosa oklary — chichocząc pociesznie, powiedział Zile i
dotknął swoich okularów na nosie. — Zna Zile, zna… Papa cytała
Pan Hilary dzieckowi Zile.
Tak nas z
Córką bawiła Zile polszczyzna, że ryłyśmy ze śmiechu co rusz.
Później, kiedy Córka zabierała się za wypompowywanie wody z
akwarium, opowiadała Zile jak bardzo martwi się o świnki morskie
swoich dzieci, które już dzień wcześniej przewiozła do nowego
domu. Mówiła, że tak bardzo przeżyły przeprowadzkę, że nawet
do jedzenia ze swojego domku nie chcą wyjść. Po czym, robiąc
jeszcze bardziej zmartwioną minę, zaczęła się głośno
zastanawiać, jak tu teraz przewieźć akwarium z jej ukochanymi
rybkami, aby rybkom nic się nie stało i żeby też takiego szoku
nie przeżywały. Zile, wsłuchując się z uwagą w słowa Córki,
robił pocieszne miny, a kiedy Córka skończyła, poważnym głosem
powiedział (po niemiecku):
— E
tam, będziesz je wozić… Każdej rybce wsadzimy do pyska po
kawałku cebuli… i do bułki.
No myślałam, że pęknę ze śmiechu, widząc Córki
minę. Zile zaś okulary na nosie poprawił i z wielkim namaszczeniem
sam zabrał się za wypompowanie wody z akwarium… i za rybki. Ja w
międzyczasie zajęłam się odkurzaniem opuszczanego domu. Zasuwałam
odkurzaczem po trzech kondygnacjach, i kiedy po dłuższej chwili na
schodach spotkałam Córkę w locie, spytałam:
— Jak
tam rybki? Jadą już?
— Jadą,
jadą! — zachichotała Córka. — Zile na odjezdnym powiedział,
że mam się nie martwić, bo wszystkie są w aucie bezpieczne…
Zapiął je pasami.
O rany, to była przeprowadzka! Nie dość, że mnie
wszystkie członki ciała bolały od tylodniowej harówy, to jeszcze
i brzuch… od śmiechu. Ale fajnie było. Wesoło!
To już któraś z kolei przeprowadzka Córci z rodzinką i
ciągle ta sama silna grupa pod wezwaniem, czyli grupa rockowa mojego
Zięcia, przeprowadzek tych dokonuje. Fajne chłopaki! Chociaż tym
razem, każdy z nich zaznaczał, rechocząc oczywiście, że są
coraz starsi i zdrowie już nie te (Zile nawet pokazał gdzie
ostatnio mu strzyka a gdzie dźga), więc przeprowadzają ich po raz
ostatni… und schluss!
Ja też
mam taką nadzieję, że to ostatnia przeprowadzka. Tym bardziej, że
teraz jest wspaniale, nawet auta ruszać nie muszę, piechotą mogę
zajść i do Syna i do Córki. Do Syna ulicą w dół, do Córki w
górę. Ja mieszkam po środku. Jestem bardzo szczęśliwa, że mam
dzieci tak blisko siebie. Czy matka może chcieć czegoś więcej?