niedziela, 9 maja 2021

Nad pięknym szmaragdowym Dunajem

Nasza stała grupa wędrowców znów się skrzyknęła i znów udała się na wędrówkę brzegiem Dunaju. Tym razem postanowiliśmy jednak powędrować jeszcze bardziej w górę rzeki, do Doliny Górnego Dunaju w gminie Beuron. 

 

 

Dolina ta rozciąga się na pięknie zielonym terenie otoczonym skałami wapiennymi i jest oddalona od tej części modrego Dunaju (w okolicach Sigmaringen), jaką wcześniej odwiedziliśmy o jakieś 20 km w górę rzeki. Czyli już tylko 40 km od jej źródeł.

Nie dawno byliśmy na tym terenie, ale skupialiśmy się wtedy nie tyle na rzece, co na jej okolicach. Tym razem wędrowaliśmy z jej biegiem w stronę przeciwną.



No i wędrowcy ruszyli... 

A w uszach brzmiały im słowa

Beurońskiego Wędrowca:

Aby życie miało smak,

trzeba ciągle wędrować.


Miło i wesoło szło się nam po tych niezwykle zielonych okolicach. Pogoda była wprost wymarzona na taką wędrówkę. Kierowaliśmy się w stronę doliny Dunaju. Po drodze zobaczyliśmy w oddali ogromny Klasztor Benedyktyński założony w 1863 r. Tam tradycja życia klasztornego sięga IX w.



Na wapiennych skałach majaczą różne wieże widowiskowe. Na jednej z nich widać znane w okolicy Schronisko dla Młodzieży. A w nich ogromne pieczary zapraszają do wejścia. 

 



Kiedy dotarliśmy do Dunaju, aż westchnęliśmy z wrażenia. Rzeka wije się cichutko w przepięknym zielonym anturażu. Wszędzie dookoła pachnąca wiosna. No i ta soczysta zieleń. Nic więc dziwnego, że Dunaj ma tutaj szmaragdowy kolor.

 




Wreszcie woda! Pańcie pozwoliły... No to chlup! — Wędrowiec Aramis natychmiast wskoczył do rzeki. Od szczeniaka uwielbia pływać. Wykorzystuje każdy akwen, by sobie popływać. Czasami nawet i w kałuży próbuje. 

 


Na wprost widać Schronisko dla Wędrowców. Jest tam także Gastätte, czyli gospoda, gdzie można sobie odpocząć w drodze oraz napić się i zjeść coś dobrego. My zjedliśmy po kawałku pysznego sernika. Po chwilowym wypoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę brzegiem Dunaju.

Po czterech godzinach wędrówki, wracając już do auta, postanowiliśmy iść drogą pomiędzy skałami. A tam podziwialiśmy także miejscowe zwierzęta. Z kilkoma końmi się nawet pobawiliśmy. Aramis mniej, bo kopnął go… nie, nie koń, prąd z pastucha elektrycznego, gdyż na początku się zbytnio spoufalał. 

 





Po drodze zwiedziliśmy dwie kapliczki wtopione w skały. A także drogę krzyżową. Niemcy przywiązują dużą wagę do tradycji religii chrześcijańskiej. Ale, co ważne, nikomu jej nie narzucają. Każdy może wierzyć w co chce i w jakiego Boga chce.

 


Podziwialiśmy także różne owady, jakie stanęły nam na drodze. Ten chrząszcz szczególnie przykuł naszą uwagę. Był piękny, nakrapiany złotem.

 


Gdy zbliżaliśmy się już do miasta, weszliśmy na alejkę, na której rośnie mnóstwo kasztanów. Cudowny zapach roznosił się dookoła... I z takim oto zapachem w nozdrzach, w radosnym nastroju, kierowaliśmy się już w stronę parkingu, kończąc tym samym naszą wędrówkę po dolinie szmaragdowego Dunaju.