Dzień nie był zbyt piękny, jeśli chodzi o pogodę, ale w rezultacie i tak przyjemnie go spędziliśmy na wycieczce po Jurze Szwabskiej (Schwäbische Alb). Naszą destynacją była jaskinia Wimsener (Wimsener Höhle) w okręgu Zwiefalten. Po latach zapragnęliśmy ją zwiedzić ponownie.
Jurę Szwabska to kraina, która wynurzyła się przed milionami lat z morza jurajskiego. Jej oryginalne formy geologiczne przeplatają się z łagodnymi wzniesieniami. To charakterystyczne niewysokie pasmo o szerokości 50 kilometrów, ciągnie się na długości około 220 kilometrów i przecina na ukos Badenię-Wirtembergię od zachodnich brzegów Jeziora Bodeńskiego (Bodensee) aż po kotlinę Nördlinger Ries.
W czasach prehistorycznych zionęły tu ogniem wulkany. Kosmos też tu zadziałał, gdyż spuścił w to miejsce ogromny meteoryt. Wskutek czego powstały dwie kotliny: Nördlinger Ries i Steinheimer Becken.
Jura Szwabska była jednym z najbardziej wulkanicznych obszarów na ziemi. Wiele występujących w tutejszej przyrodzie znalezisk i fenomenów związanych z historią ziemi, czyni z tej krainy jedyny w swoim rodzaju park geologiczny. Rzadkie skamieliny pradawnych zwierząt można tu znaleźć jeszcze i dziś.
Po półtoragodzinnej jeździe dotarliśmy do Wimsener Mühle. Na zdjęciu widoczny jest stary młyn (Mühle) zaadaptowany na gospodę.
W stawie obok gospody w krystalicznie czystej wodzie pływają sobie piękne rybki — Forelle (pstrągi), widać je na tle wodorostów.
Obok gospody znajduje się także zabytkowy jaz (Wehr), pochodzący z XII w. — od kiedy powstały tutaj młyny.
Od czasu wybudowania jazu, jaskinia Wimsener została zalana wodą i można się po niej poruszać jedynie łódką. Jest to jedyna w Niemczech tego typu wodna jaskinia. A oto i wejście do niej:
Chwilę musieliśmy czekać na łódkę, ponieważ po jaskini może pływać tylko jedna. Ta, która już wypływa z turystami, musi na ostatnich metrach czekać aż druga łódka wpłynie do środa, inaczej by się nie zmieściły.
No to wpływamy w czeluście jaskini. Bardzo miły i wesoły przewodnik nam się trafił. Co rusz buchaliśmy salwą śmiechu, choć on tylko o historii tutejszego regionu opowiadał. Miał ogromne poczucie humoru. Lubię takich ludzi.
Przewodnik umiejętnie wprawiał łódkę w ruch, i to bez żadnego wiosła, jedynie odpychając się rękoma od ścian jaskini. Jej sklepienie jest tak niskie, że co chwilę trzeba nam było się schylać, aby głową nie zahaczyć... Oj, ale by bolało!
Trasa przepływu po jaskini jest pięknie oświetlona świecami. Wspaniałe to wrażenie. Skały mienią się w przeróżnych barwach, a niezwykle krystaliczna woda (głębokość miejscami 4-5 m) połyskuje zielenią szmaragdu.
Szkoda tylko, że sam rejs po niej jest taki krótki, bo około 10 minut. A czas oczekiwania prawie godzinę. Ale i tak się jest zadowolonym z tego jakże niezwykłego przeżycia.
Dopływamy do końca trasy dozwolonej dla turystów. Tu musieliśmy już niestety zawrócić, bo to bardzo niebezpieczne miejsce. Głębokość 70 m. Miejsce dostępnie jedynie dla grotołazów. W tym właśnie miejscu nurkują, aby dostać się do kolejnych, niżej położonych jaskiń...
— Do bajkowych jaskiń naciekowych, wyczarowujących różne podziemne światy — mówił nasz przewodnik. Och, jakże bym chciała tam być... skoro bajkowe.
Po wyjściu z jaskini urządziliśmy sobie jeszcze wędrówkę po Geopark Schwäbische Alb. Cóż to za cudowne miejsce... Opis jego piękna i nasze wrażenia z wędrówki po nim, to jednak materiał na odrębny artykuł.
* Ostatnie zdjęcie z Internetu (schumann_41I7860_WEB)