Kiedy
dziecku umiera ukochane zwierzątko, ogarnia je czarna rozpacz. Jego
śmierć jest bowiem dla niego bardzo, ale to bardzo smutnym
przeżyciem. Nic w tym dziwnego, wszak dziecko traktuje swoje
zwierzątko jak przyjaciela, jak członka rodziny. I my, dorośli,
nie możemy jego rozpaczy bagatelizować. Mówić mu, że nie powinno
się smucić, bo to tylko zwierzę.
Gdy
mojej wnuczce umarła świnka morska, miałam okazję doświadczyć,
jak bardzo dziecko potrafi cierpieć z powodu utraty swojego
ukochanego zwierzątka-przyjaciela. Było to w dniu, w którym była
z rodzicami i z młodszym braciszkiem na wycieczce. Po powrocie do
domu rodzeństwo od razu pobiegło do swoich dwóch świnek, by je
nakarmić i pobawić się z nimi. Niestety, okazało się, że świnka
wnuczki, Lucy, leży i się nie rusza, zaś świnka wnuczka, Mercy, w
bezruchu stoi nad nią. Oboje wpadli w rozpacz i zaczęli głośno
płakać.
Moja
córka, słysząc przejmujący płacz, przerażona, natychmiast
zbiegła za dziećmi do pomieszczenia świnek. Gdy zobaczyła co się
stało, sama się rozpłakała.
Po
chwili moja wnuczka z płaczem zadzwoniła do mnie.
— Babciu,
moja świnka nie żyje!
— Och,
jakie to smutne! — zawołałam do słuchawki wystraszona jej
płaczem. — Biedna... No ale cóż mamy zrobić, moja kochana? Tak
już w życiu jest, że wszystkie żywe istoty muszą kiedyś odejść
do innego wymiaru... Ale wiesz co, one tylko ciałem odchodzą, bo
tak po prawdzie żyją nadal... Żyją tak długo, jak długo
będziemy o nich pamiętać... i pamięć o nich w sercu nosić.
Po
krótkiej rozmowie udało mi się wnuczkę jakoś uspokoić.
Opowiedziałam jej wtedy jeszcze o moich zwierzątkach z dzieciństwa,
a także o zwierzątkach jej mamy.
Bardzo
mi było żal wnuczki. Wnuczka zresztą też. Tak samo był smutny.
Jak to dobrze, że, wiedziona przeczuciem, już wcześniej kupiłam
im pluszowe świnki morskie o takich samych futerkach jakie mają
Lucy i Mercy. Od tej pory śpią z nimi. Oczywiście każdy ze swoją.
Teraz te przytulanki jeszcze bardziej będą im potrzebne.
Natomiast
te dwie żywe świnki morskie moja córka kupiła im już ponad dwa
lata temu. W jednym z wolnych pokoi urządziła świnkom istny raj.
Dwie duże klatki połączyła ze sobą i w jednej zrobiła im
jadalnię i sypialnię, a w drugiej wybieg z różnymi przyrządami
do zabawy. Pokój przystroiła różnymi obrazkami zwierzątek,
kwiatami, a naprzeciw klatek urządziła kącik dla dzieci, ze
stolikiem i krzesełkami włącznie.
Kiedy
uspokoiłam wnuczkę, obiecałam jej przeczytać raz jeszcze moją
bajeczkę o świnkach pt. „Przygoda świnek nie z tej planety”,
którą napisałam dawno temu, a do której ona później, jako 7-latka (wtedy) zrobiła ilustrację. Wprawdzie bohaterkami mojej
bajki nie są świnki morskie, a świnki z kosmosu, ale zawsze to
świnki.
Potem
porozmawiałam jeszcze z córką. Ustaliłyśmy, że pochowamy świnkę
w ogrodzie, obok złotej rybki, która zmarła rok temu. Wnuczka,
słysząc to, znów buchnęła płaczem. Po chwili się jednak
uspokoiła i przystała na to. Na drugi zaś dzień poprosiła mamę,
aby kupiła jej nową świnkę morską. Smutnym głosem powiedziała,
że o Lucy nigdy nie zapomni, bo bardzo ją kochała, ale teraz,
kiedy jej nie ma, martwi się bardzo o Mercy, że jak będzie sama to
ze smutku też może umrzeć. Córka oczywiście chciała natychmiast
spełnić jej prośbę, byleby już tak nie cierpiała. Po lekcjach w
trójkę objeździli wszystkie sklepy zoologiczne w mieście, a
świnki morskie jakby wcięło, w żadnym sklepie w tym dniu akurat
świnek nie było. W końcu w oddalonej o 50 km miejscowości udało
im się świnkę kupić. Taką malutką... za to dwa razy droższą.
Z mojego dzieciństwa pamiętam,
jaka sama zrozpaczona byłam, kiedy mój piesek zginął pod kołami
pędzącego ulicą samochodu. Miałam wtedy jakieś siedem lat.
Niosłam go z płaczem do domu, nie bacząc nawet, że całe moje
białe rajtuzki były brudne od jego krwi... i kupy. A muszę w tym
miejscu dodać, że już wtedy straszliwą pedantką byłam. Moja
mama zawsze mówiła, że kiedy tylko zdarzyło mi się wybrudzić,
zaraz biegłam się przebrać. Tym razem, z rozpaczy, nie w głowie
mi były moje białe rajtuzki. Tak bardzo kochałam mojego pieska
Mikusia. I tak strasznie żal mi go było. Pochowałam go w ogrodzie.
Zrobiłam mu piękny grób, posadziłam stokrotki i nawet malutką
figurkę aniołka na grobie mu postawiłam. Codziennie biegałam tam
z nim rozmawiać. To było dla mnie straszne przeżycie... Musiało
nim być, skoro to wszystko tak dokładnie pamiętam do dziś.