czwartek, 14 listopada 2019

Przeklętość rasizmu

Wracając dzisiaj autem z miasta do domu, spostrzegłam, że po chodniku biegnie jakiś czarnoskóry mężczyzna. Nie wydałoby mi się to aż takie dziwne, gdyby nie fakt, że biegnąc, ciągle odwracał się za siebie. To i ja popatrzyłam w tamtym kierunku. Mogłam sobie na to pozwolić, gdyż zatrzymałam się akurat na światłach. No i co zobaczyłam? Otóż zobaczyłam jak kilku jakiś wyrostków rzuca za nim kamykami zza ogrodzenia domu. Ależ się wkurzyłam. No myślałam, że mnie coś trafi. Po zmianie świateł ruszyłam ze skrzyżowania, ujechałam kilkadziesiąt metrów, wjechałam na krawężnik chodnika i zatrzymałam się tuż przed nosami tych wstrętnych wyrostków. Wyskoczyłam z auta i krzyknęłam:
A wy co wyprawiacie?! Nie macie nic mądrzejszego do roboty?!
Właśnie mamy… — zachichotał jeden z nich. — Przepędzamy czarnucha do Afryki.
No nie! Myślałam, że dam smarkaczowi po jego głupawej, roześmianej fizjonomii, tak się zdenerwowałam. Tym bardziej, że wszystkie wyrostki naraz zarżały z uciechy.
A ty jeden z drugim myślisz, że jesteś u siebie? — już nie zdzierżyłam, widząc, że są to same tureckie wyrostki. — A gdyby to was ktoś chciał przepędzić do Turcji? Jakbyście się czuli? Co?!
My tu urodzeni! — fuknął drugi z nich.
A skąd wiesz, że ten czarnoskóry mężczyzna nie? Zresztą, każdy może żyć w takim kraju, w jakim chce… i wam nic do tego. Tym bardziej że, sami w swoim kraju nie jesteście. Co za bezczelność! Kto was tego nauczył?
Ojciec mówił, że oni tylko pracę zabierają! — wykrzyczał jeszcze inny z wyrostków.
A to samo właśnie rodowici Niemcy mogą powiedzieć o waszych ojcach i matkach… Miło by się to wam słuchało?
Ale my jesteśmy z Europy… — wyseplenił najwyższy z nich, ukazując swoje braki w uzębieniu. — Bo z europejskiej części Turcji, a ten tam, z Afryki, więc kto ma większe prawo?
Wszyscy mają jednakowe prawo. Bez względu na narodowość, religię, czy kolor skóry. Zapamiętajcie to sobie!
Wszystkie łebki, rozdziawiając buzie, popatrzyły na mnie spode łba i zamilkły na moment. Już chciałam wracać do auta, kiedy nagle zauważyłam jakąś bluzę leżącą na chodniku.
Ktoś z was zgubił bluzę? — spytałam.
Nie, to ten czarnuch… Cha, cha, cha…! — zarechotał znów ten wyrostek z przetrzebionym uzębieniem. — Spieprzał, mało nóg nie pogubił… cha, cha, cha… to i bluzę zgubił!
Jesteś niewychowanym, bezdusznym smarkaczem! — huknęłam w jego kierunku. Chwyciłam za bluzę i wskoczyłam do auta.
Zawróciłam auto z piskiem opon i pojechałam wzdłuż ulicy, rozglądając się za czarnoskórym mężczyzną. Zobaczyłam go na samym końcu ulicy na przejściu dla pieszych, prowadzącym do przystanku autobusowego. Dodałam gazu, bo obawiałam się, że wsiądzie do nadjeżdżającego akurat autobusu.
Halo, proszę pana! — zawołałam przez otwartą szybę. — Proszę poczekać!
Mężczyzna się zdziwił, ale się zatrzymał. Zahamowałam tuż przed przystankiem i wyskoczyłam z auta z bluzą w ręce. Popatrzył na nią i momentalnie skierował wzrok na swoją torbę zawieszoną na ramieniu.
To moja bluza — powiedział ucieszony. — Musiałem ją zgubić po drodze i nawet się nie zorientowałem kiedy. Oj, żona by mi chyba głowę urwała, gdybym wrócił bez niej do domu. To prezent od niej na moje urodziny… Dziękuję ci, dobra kobieto! — zawołał jeszcze i skłonił się nisko.
Nie ma mi pan za co dziękować. To nic takiego. Domyśliłam się, że pan ją zgubił, to ją panu przywiozłam — powiedziałam z uśmiechem, i dodałam: — A niech się pan tymi wyrostkami nie przejmuje. Głupie to to jeszcze… Tak to już jest na tym świecie, że źle wychowane dzieci potrafią być gorszymi rasistami niż niejeden dorosły zły człowiek. Nie warto sobie takimi głowę zaprzątać.
Wielkie dzięki za dobre słowo! — śpiewnym głosem odrzekł czarnoskóry mężczyzna i szeroko się do mnie uśmiechnął, ukazując swoje piękne białe zęby.
Jadąc już prosto do domu, przypomniał mi się mój stary wiersz satyryczny pt. „Zatwardziały rasista”, i jakoś wcale mnie nie rozbawił. Ciągle się zastanawiałam, skąd w ludziach bierze się tyle nienawiści rasowej. Przecież w ostatnich latach świat się tak bardzo przetasował i prawie w każdym kraju różne nacje żyją obok siebie. Cóż, życie pokazuje, że mimo to uprzedzenia rasowe w ludziach są nadal bardzo żywe… A może nawet jeszcze bardziej niż wcześniej? Straszliwa to ułomność ludzka. Taki swoisty życiowy daltonizm. Czy uleczalny? Śmiem wątpić. Nie ma innego wyjścia, trzeba się nam po prostu nauczyć z takimi osobnikami żyć. Co nie oznacza, że powinniśmy być obojętni na ich objawy rasizmu. Powinniśmy wszelkimi sposobami je napiętnować a im samym zwracać uwagę na to, że rasizm to choroba, która trawi ich od środka. Że dzień po dniu zżera ich wnętrze, czyniąc ich nieszczęśliwymi. Że sami powinni zwalczać w sobie to potworne choróbsko, jeśli chcą w życiu zdrowo funkcjonować.
Czy postępowaniem takim zmienimy świat na lepsze? Pewnie niewiele. Ale nie robiąc z kolei nic, pozwolimy na jeszcze większe szerzenie się rasizmu wokół nas samych.


Zatwardziały rasista

Że jest rasistą, przyznaje się szczerze,

A kto nim nie jest, za złe mu bierze…

Każdego obcego własną miarką mierzy,

Że rasizm jest dobry, mocno w to wierzy.


Wkurza go jazz, więc Czarnych nie lubi.

Bluesa nie rozumie, w sensie się gubi.

Krwistoczerwoni wstrętem go napawają,

Bo mu o komunie wciąż przypominają.


Fantazja Feng Shui go fascynuje,

Lecz Chińczyków nie lubi, ma ich za szuje.

— „Bo jak ufać Żółtkom?” — dyskusje wciąż toczy.

— „Skoro im nie można spojrzeć prosto w oczy?”


Na wszystkich obcych i innej rasy,

Mówi: — „Niedojdy i wstrętne brudasy!”

Choć sam higieną i werwą nie grzeszy,

To to akurat jakoś go nie peszy.


Swoich poglądów wcale się nie wstydzi,

Bo: — „Za zło całego świata winni są Żydzi”.

— „Za dużo kolorowych…” — przeto jest rasistą.

Nie przyznaje się jednak, że jest — daltonistą.