Samotny
biały łabędź poczłapał nad morze...
Pragnął
se pofruwać, jak zwykle o tej porze,
ale
że z niego niemożliwy sobiepanek,
nikogo
nie chciał spotkać w ten piękny poranek.
Gdy
wreszcie na plażę samotnie doczłapał,
z
nagła do fruwania minął mu zapał.
Bo
tam zobaczył przecudną łabędzicę,
i co
tu ukrywać, straszną dostał chcicę.
Przechadzać się zaczął wzdłuż linii brzegowej,
dostojnym
krokiem, jak w rundzie honorowej.
Na dorodną łabędzicę co rusz spoglądał...
Chciał,
by mu się oddała, wręcz ją pożądał.
A ta łabędzica, gdy go zobaczyła,
natychmiast
w morskie fale zwinnie wskoczyła.
Samotny
łabędź pozostał sam na plaży,
przestając
się łudzić, że „coś” się wydarzy.
Z
cyklu: „Zoologia
stosowana”