wtorek, 3 listopada 2020

Przed pierwszym śniegiem

Choć to ciągle jeszcze jesień, już od paru dni czuć w powietrzu zbliżającą się zimę. A to znak, że czas na wymianę opon w aucie, z letnich na zimowe. W tym roku zmuszona byłam kupić cztery nowe opony, bo z moich starych zimowych, jak żartował mój syn, mogę ewentualnie już tylko kwietniki w ogródku sobie zrobić. Nie to, że są już aż tak zjechane i profil bieżnika za mały, nie, są już po prostu za stare. Ponoć najpóźniej — co 5 lat trzeba wymieniać opony, i to bez względu na ich stopień zużycia, ponieważ po tym czasie guma opon staje się zbyt twarda i opony już nie spełniają w pełni swojej roli. Można się na nich zdrowo przejechać, że się tak kolokwialnie wyrażę... Znaczy, wpaść w poślizg.

Mając na uwadze powyższe, i to, że moje opony mają już... kurczę, aż wstyd się przyznać... 8 lat, postanowiłam umówić się ze znajomym mechanikiem (Rosjaninem) celem kupna nowych i ich montażu.

Kiedyś swoim autem dużo kilometrów robiłam rocznie (często jeździłam do Polski), toteż opony częściej musiałam wymieniać. Ale od kiedy moim dzieciom się dorosło i mają prawo jazdy i własne auta, to one mnie wożą na dalekie trasy. Ja swoje auto obecnie zużywam jeżdżąc tylko po mieście i najbliższych okolicach.

Po południu byłam już w warsztacie. Postawiłam auto na kanale z podnośnikiem, i upewniając się ile mam czasu, powędrowałam sobie w nieznane mi do tej pory miejsca. Nieznane, bo też warsztat samochodowy znajomego Rosjanina (dumnie noszącego imię: Eduard) mieści się w innej dzielnicy miasta, a tam bardzo rzadko bywam.

Trasa wędrówki wiodła pod górę. Nie mogło być inaczej, bo jak się chce wyjść z miasta — pod górkę jest wszędzie. Wraca się natomiast z górki. To normalne, wszak miasto leży w kotlinie.

 



W czasie ponad godzinnej wędrówki zobaczyłam wspaniałe miejsca. A kiedy dotarłam do ostatniego domu na ulicy położonej w najwyższej partii wzniesienia, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Koniec października a tu pięknie, pachnąco, kolorowo. Widok jak w bajce. Zatrzymałam się i chłonęłam to cudo wszystkimi zmysłami. Zapragnęłam je uwiecznić. Sięgnęłam po aparat fotograficzny... i już miałam pstryknąć zdjęcie, gdy nagle w jednym z okien domu, przez szybę, zauważyłam postać mężczyzny. Starszego pana. Uśmiechnęłam się szeroko do niego i podniesionym kciukiem do góry wyraziłam swój zachwyt. Starszy pan odwzajemnił uśmiech. Ośmielona, spytałam na migi, czy mogę sfotografować to wspaniałe dzieło. Ku mojej radości, z jeszcze szerszym uśmiechem, skinął głową na znak zgody. To napstrykałam sobie kilka fotek. 

 



Widok ten sprawił, że poczułam się jakoś tak pięknie, radośnie. Aż nie chciało mi się stąd odchodzić. Ale kiedy spojrzałam na zegarek, postanowiłam wracać. Obeszłam jeszcze raz dom dookoła, i wtedy, nie wiedzieć skąd, przypominała mi się nagle piosenka „Polskie kwiaty“. Znałam ją długo przed wyjazdem z Polski. Uśmiechnęłam się do swoich myśli, i nucąc pod nosem jej słowa, raźnym krokiem ruszyłam w dół, do miasta, po odbiór auta z rosyjskiego warsztatu samochodowego. 

 

Śpiewa Ci obcy wiatr
Zachwyca piękny świat
A serce tęskni
Bo gdzieś daleko stąd
Został rodzinny dom
Tam jest najpiękniej

Tam właśnie teraz rozkwitły kwiaty
Stokrotki, fiołki, kaczeńce i maki
Pod polskim niebem, w szczerym polu wyrosły
Ojczyste kwiaty. W ich zapachu, urodzie jest Polska.

Żeby tak jeszcze raz
Ujrzeć ojczysty las
Pola i łąki
I do matczynych rąk
Przynieść z zielonych łąk
Rozkwitłe pąki

Bo najpiękniejsze są polskie kwiaty
Stokrotki, fiołki, kaczeńce i maki...

Śpiewa Ci obcy wiatr
Tułaczy los Cię gna
Hen gdzieś po świecie
Zabierz ze sobą w świat
Zabierz z ojczystych stron
Mały bukiecik

Weź z tą piosenką bukiecik kwiatów
Stokrotek, fiołków, kaczeńców i maków...
Pod polskim niebem w szczerym polu wyrosły

Ojczyste kwiaty. W ich zapachu, urodzie jest Polska..."

(B. Ponichter)

***

Nasunęła mi się taka myśl:

Świat jest piękny... i byłby jeszcze piękniejszy, gdyby nie było na nim aż tylu podłych i nienawistnych ludzi”.

Żadna to odkrywcza myśl, ale dzisiaj ma szczególną wymowę.