czwartek, 11 października 2018

Miłość do koni

Konie kocham od zawsze. Uwielbiam im się przyglądać. A kiedy widzę je galopujące, to aż dech mi w piersiach zapiera. Konno niestety nie jeżdżę. Przez całe życie marzyłam o własnym koniu, ale tego akurat marzenia nie udało mi się spełnić. Żałuję bardzo. Pozostaje mi jedynie z pozycji obserwatora nimi się zachwycać. I też się zachwycam. Zawsze i wszędzie, jak tylko konia zobaczę. I to w każdej postaci.
Wczoraj znów miałam okazję zachwycić się koniem. Tym razem w postaci rysunku. Rysunku, który moja Córka wykonała na swoje własne potrzeby. Gdy go tylko zobaczyłam, tak mnie zachwycił, że siłą wrodzonej namiętności do koni, „podprowadziłam” jej go. Zaś kiedy wróciłam do swojego domu, od razu napisało mi się wierszyk do tego rysunku.
 

 

Hej ty koniu, siwy koniu,

pięknym żeś rumakiem.

Ech pognałabym ja z tobą,

upajając się wiatru smakiem.

Choćby na oklep i bez baczmagów,

byleby z tobą, boś koń na schwał.

I heya! z kopyta galopem,

a w szczerym polu już tylko cwał.


Hej ty koniu, siwy koniu,

dokąd ty tak gnasz?

Parskasz, prychasz, rwiesz z kopyta,

rozwichrzoną grzywę masz.

Czujesz pewnie zapach wiosny

W południowym wietrze...

Galopujesz po horyzont,

chrapami wciągając powietrze.


Ech ty koniu, siwy koniu,

pięknyś ty ogierek!

Marzysz pewnie o swej klaczy

słodkiej jak cukierek.

Marzenia jak skrzydlaty pegaz

niech cię w przestworza niosą,

a ujrzysz wnet w obłokach klacz,

przystrojoną srebrzystą rosą.


Ech ty koniu, siwy koniu,

gnaj po horyzont, gnaj!

Gdy znów wrócisz do mnie we śnie,

w moim sercu zakwitnie raj!



Już w dzieciństwie, kiedy tylko spostrzegłam jakiegoś konia, stałam z rozdziawioną buziunią i przypatrywałam się mu. Pamiętam też, że zbierałam różne kartki i obrazeczki z końmi wszelkiej maści. Zaś na ogniskach harcerskich nieraz śpiewałam piosenkę o siwym koniu. Pewnie każdy ją zna. To szło jakoś tak: "Siwy koń mnie niesie po prerii, po lesie, a ja sobie śpiewam piosnkę tą. Siwy koń mnie niesie po prerii po lesie, a ja sobie śpiewam piosnkę tą. Rio de Janeiro, ahoj, caballero. Najpiękniejszy miesiąc to maj" (...). Piosenka niby banalna... ale o koniu. A ja lubię piosenki o koniach. Do dziś. Jaką tylko gdzieś usłyszę, słucham z rozrzewnieniem. Ech, konie, jak ja was kocham.

Żałuję bardzo, że konno nie jeżdżę. Wprawdzie w dalekiej przeszłości parokrotnie jeździłam, to jednak powiedzieć o sobie, iż "jeżdżę konno", to zbyt wielka przesada. Nawet parę lat temu jeździłam. Pewnego dnia, kiedy jak zwykle byłam w lesie na spacerze ze swoim „bodyguardem” Dogiem Arlekinem, spotkałam tam faceta, który objeżdżał akurat swoje konie. Na jednym siedział w siodle, a drugiego bez siodła miał przytroczonego rzemieniem do swojego siodła. Kiedy się do mnie zbliżył, zażartowałam sobie:
O, dwa konie, a jeden jeźdźca... A to nie szkoda by ten drugi koń tak sam bez jeźdźca stępał?
A co, miałaby pani ochotę być drugim jeźdźcem? — pytaniem na pytanie odpowiedział facet, chichocząc pod nosem.
Jaka była moja odpowiedź? Wiadomo. Po chwili siedziałam już na pięknym siwym koniu, szczęśliwa, że o matko! Na oklep oczywiście... I jazda po lesie! Mój pies też był szczęśliwy. Wreszcie mógł poczuć prawdziwy zew natury. 
Po ponad godzinnej jeździe po lesie, odprowadziłam „swojego” siwego konika, siedząc na jego grzbiecie oczywiście, aż do jego stajni. Chyba mnie polubił, bo długo za mną przez okienko zaglądał... Ech, konie, jak ja was kocham!