Piesek
Typcio wskoczył do budy,
Bo
go dopadły okropne nudy…
Z
budy wystawił przednie łapki obie
I
cicho zaszczekał: — Poleżę sobie.
Leży
w budzie, i ziewając szeroko,
Przymyka
raz jedno, raz drugie oko.
Nagle
do budy wpada mucha
I
bzyka Typciowi prosto do ucha:
— A
cóż ty tu leżysz taki znudzony,
Kiedy
świat wokoło kwieciem umajony?
A
nuże Typciu, wyskakuj z budy,
Teraz
nie czas na takie nudy!
Typcio
popatrzył na muchę spod oka…
A
muchę aż bojaźń przeszyła głęboka.
Dla
muchy to przecież obrazek niemiły.
Chciała
odfrunąć… Nie miała siły.
— Nie
rób mi krzywdy, Typciu kochany —
Bzyknęła
przerażona: — O rany! O rany!
Twe
oko wygląda jak otchłań jeziora…
Czy
to ty Typciu, czy widzę potwora?
— Ejże,
mucho, a cóż to ma znaczyć?
Nikt
ci nie każe do oka mi patrzyć. —
Zaszczekał
Typcio bardzo zaskoczony. —
I
skończ opowiadać takie androny!
— Do
mojej budy wpadłaś nieproszona,
I
bzyczysz mi nad uchem jak nakręcona.
Ja
sam wiem najlepiej, co mi potrzeba…
A
już sfruwaj stąd, choćby do nieba!
— Sfruwam
już sfruwam! — zabzyczała mucha. —
A
nie szczekaj tak głośno, nie jestem głucha.
Chciałam
się tylko z tobą pobawić,
Ale
skoro nie chcesz, mogę cię zostawić.
— Tak
będzie najlepiej, gdyż jestem u siebie…
Jak
zechcę się pobawić, przyjdę do ciebie. —
Wysapał
Typcio do skrzydlatego intruza
I
się uśmiechnął, nie chcąc wyjść na łobuza.
Wylękniona
mucha wnet siły odzyskała,
Bo
widząc uśmiech Typcia, bać się przestała.
Zatrzepotała
skrzydełkami ochoczo
I
usteczka do uśmiechu złożyła uroczo.
— Już
dobrze Typciu! — bzyknęła radośnie,
I
odfrunęła prawie bezgłośnie…
A
kiedy już była daleko za budą,
Typcio
zaczął dumać nad swoją nudą.
— Czemu
ja tu leżę i nic mi się nie chce?
A
mucha sobie fruwa, gdzie tylko zechce.
Takie
to małe, natrętne, hałaśliwe,
A
jednak wesołe i bardzo szczęśliwe.
Typcio
w zadumie już długo nie trwał.
Na
równe nogi się nagle zerwał,
I
szczekając radośnie, wyskoczył z budy,
Bo
oto pojął, że szczęście nie znosi nudy.