środa, 15 października 2025

Przekazy płynące z mitycznych, legendarnych i biblijnych bratobójstw nie dają nadziei na lepszy świat


Każdy, kto był w Galerii Wiktora Emmanuela II w Mediolanie, z pewnością zauważył tam piękną mozaikę. Może nawet po niej deptał? Widnieje na niej napis „S.P.Q.R.” pod przedstawieniem wilczycy karmiącej bliźnięta — Romulusa i Remusa.



Ten tajemniczy skrót to łaciński akronim Senatus Populusque Romanus — „senat i lud rzymski”. Była to oficjalna nazwa państwa rzymskiego w czasach Republiki i Cesarstwa, symbol potęgi i władzy, który przetrwał tysiąclecia. Do dziś można go spotkać w Rzymie niemal na każdym kroku: na fasadach budynków, na pokrywach studzienek, a nawet na koszach na śmieci — jakby duch starożytnego imperium wciąż czuwał nad miastem.

Mozaika w Mediolanie przyciągnęła jednak moją uwagę nie tyle jako symbol dawnej potęgi, ile przez osobiste skojarzenia, które nagle we mnie obudziła.
Przypomniała mi pewną scenę sprzed wielu, wielu lat — lekcję historii, na której pokłóciłam się z koleżanką o Romulusa i Remusa.

Ona nie widziała nic złego w tym, że bracia, znalezieni przez wilczycę i przez nią wykarmieni, nie stali się dobrymi ludźmi. Że gdy dorośli, Romulus zabił swojego brata, by samemu założyć miasto i nazwać je własnym imieniem.

A mnie to wtedy głęboko dotknęło. Choć wiedziałam, że to tylko mit, nie mogłam pogodzić się z myślą, że brat może podnieść rękę na brata.

Podobne uczucie towarzyszyło mi kilka lat wcześniej, kiedy na lekcji religii ksiądz opowiadał historię Kaina i Abla — pierwszych synów Adama i Ewy.

Pamiętam, jak siedziałam wtedy w ławce, wpatrzona w obrazek z katechizmu, i nie mogłam zrozumieć: jak to możliwe, że człowiek zabija własnego brata tylko dlatego, że Bóg spojrzał łaskawiej na jego ofiarę? Że Bogu bardziej spodobał się dym z ofiary zwierzęcej niż dar z płodów ziemi?

Byłam wtedy dzieckiem, ale ta opowieść bardzo mnie zasmuciła. Nie mogłam pojąć, jak dobry i wszechmocny Bóg mógł na to pozwolić.

Pamiętam, że w złości zarzuciłam księdzu, iż sam nie rozumie, o czym mówi, bo nie potrafił mi wytłumaczyć. A ja — obrażona, rozczarowana i zbuntowana — przestałam chodzić na religię. Na jakiś czas, oczywiście. Potem, niestety, zostałam do tego zmuszona.