Z samego rana wybrałam się do lasu. Czułam, jak cisza między drzewami skrywa coś, co tylko czeka, aż zrobię kolejny krok. Wędrując ścieżynkami po jego głębinach, z dala zobaczyłam coś czerwieniejącego się na drzewie. Mignęło jak błysk światła wśród gałęzi. Zaciekawiło mnie to tak bardzo, jakby ktoś pociągnął mnie za niewidzialną nitkę. Zanim jednak podeszłam bliżej, zrobiłam kilka zdjęć z dużym zoomem. Pochyliłam się nad ekranem aparatu, chcąc sprawdzić, co to może być.
— No coś takiego! — zawołałam sama do siebie, choć w tej ciszy mój głos zabrzmiał obco. To, co zobaczyłam, ogromnie mnie zdziwiło. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Nie namyślając się długo, ruszyłam naprzód.
Stanęłam pod drzewem i zadarłam głowę. Między liśćmi, jakby ułożona tam z rozmysłem, leżała na gałązce lalka. Spoglądała na mnie wesołym okiem, choć w tej wesołości kryło się coś, co sprawiło, że po plecach przebiegł mi dreszcz. Była naga i trochę brudna, lecz włosy miała piękne. Rude, niczym sama pani Jesień.
— Czyżby pani Jesień lalkami się bawiła? — szepnęłam, bo nagle nie miałam odwagi mówić głośniej. Odpowiedzi nie było. A jednak miałam wrażenie, że las słyszał każde moje słowo. Postanowiłam już niczemu się nie dziwić.
Następnego dnia coś niewidzialnego znów poprowadziło mnie pod to drzewo. Drżało we mnie przeczucie, choć nie umiałam powiedzieć dlaczego. Zobaczyłam, że obrazek zmienił się bezpowrotnie. Liście na gałęziach pożółkły niemal całkiem.
Lalka także nie była już taka jak wcześniej. Jej rude włosy zastąpił róż. Jakby przez noc przeszedł po nich tajemniczy dotyk farby, lekkomyślny i psotny. Pani Jesień musiała czuwać tu wtedy, gdy spałam.
Jedynie uśmiech lalki pozostał ten sam. Niezmiennie tajemniczy. Jej oczy błyszczały jak dwa oka wsunięte w dziurki jesiennej maski. Ich błękit przyciągał mnie tak silnie, że na chwilę zapomniałam o oddechu.
Patrzyła na mnie z wysoka, wpatrzona we mnie z uporem kogoś, kto wie więcej, niż powinien. Coś mnie trzymało pod tym drzewem. Czułam to bardzo wyraźnie, jak niewidzialną rękę z liści i wiatru. W końcu wyrwałam się z tego spojrzenia i ruszyłam dalej, choć las wydawał mi się nagle o wiele większy.
Miałam nie zadawać pytań, a jednak ten różowy pojazd na skraju lasu sprawił, że zamarłam. Pasował tu jak sen, który wbiegł zbyt głęboko w jawę. Pani Jesień postanowiła wszystko odmienić według własnego widzimisię, zmieniając zasady tej krainy bez pytania kogokolwiek o zdanie.
Zmiana w lesie przeniknęła mnie do samego środka. A może to coś jeszcze innego próbowało mnie dosięgnąć? Zaczęłam podejrzewać, że nic nie wydarza się tu przypadkiem.
W końcu tej nocy przyśniła mi się lalka z gałęzi. Stała blisko. Zbyt blisko. Jej oczy, wielkie jak dwa tajemne jeziora, śmiały się do mnie głośno. Uśmiech drgał jak niewypowiedziana tajemnica. Nie pamiętałam jedynie koloru jej włosów.
Dlaczego? Co to miało znaczyć? To pytanie nie chciało dać mi spokoju po przebudzeniu... Po śniadaniu pobiegnę do lasu. Las musi znać odpowiedź.
