Ostatnie dni zimy są zaskakujące. W ciągu jednego tylko dnia pogoda potrafi się zmieniać jak w kalejdoskopie. Jest i słońce, i deszcz, i śnieg, a nawet grad. Dzieje się tak za przyczyną wiatru, który momentami staje się potężnym wietrzyskiem i robi kipisz w atmosferze, serwując nam przegląd różnych zjawisk pogodowych.
Deszczowa pogoda mi nigdy nie przeszkadza, aby wybrać się do lasu na kijki. Wręcz przeciwnie, nawet ją lubię, ale w ostatni czwartek wręcz mnie zadziwiła, delikatnie rzecz ujmując.
Było wietrznie i padał deszcz, ale taki sobie, nie był zbyt obfity. Kiedy byłam już gdzieś tak w połowie swojej stałej kijkowej trasy, jak się nie zerwie wichura, jak nie zacznie lać.
Najpierw tylko lało i wiało niemiłosiernie, lecz po chwili zaczął padać mokry śnieg, by za moment zamienić się w gruby grad. Do auta dotarłam mokra jak szczur, a i zdrowo wymasowana... gradem.
W drodze powrotnej, gdy docierałam już do miasta, okazało się, że tylko w lesie mogłam być świadkiem takiej mieszaniny zjawisk atmosferycznych. W mieście padał tylko mały deszczyk, taki sobie kapuśniaczek.
Z cyklu: "Co w przyrodzie piszczy"