Rano, w Dniu Święta Zmarłych, obudziłam się z miłym uczuciem. Śnił mi się mój Ojciec, który zmarł ponad 52 lata temu i moja Mama, która zmarła w listopadzie zeszłego roku. Byli razem. Nic nie mówili, ale patrzył na mnie. Dokładnie zapamiętałam ich twarze, były uśmiechnięte.
Szybko wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do kuchni po znicze. Zapaliłam kilka w pokoju stołowym, a dwa, tradycyjnie już, w ogrodzie.
Zapalając je, spojrzałam na rozjaśniające się niebo, i wtedy, przypomniało mi się, że to właśnie Celtowie wierzyli, iż w noc z 31 października na 1 listopada duchy zmarłych schodzą na ziemię, aby odwiedzić swoich bliskich.
Ta noc jest magiczna według ich wierzeń, bowiem wieczorem kończy się lato i stary rok, a zima i nowy rok, zaczynają się dopiero o świcie. Dwanaście nocnych godzin nie należy więc ani do lata, ani do zimy, są niczyje. To dwanaście godzin magicznej nocy, kiedy to dusze zmarłych odwiedzają swoich bliskich.
Wprawdzie to tylko pogańskie wierzenia, ale że ja mam bujną wyobraźnię — w płomieniu jednego ze zniczy zobaczyłam nagle twarz Ojca, a w drugim twarz Mamy... Były uśmiechnięte, tak jak w moim śnie.
Kochani moi, nie mogę być przy Waszych grobach, ale jestem z Wami myślami i całym moim sercem. Pokój Waszym Duszom!... I do zobaczenia, już o rok szybciej!