Na to wygląda, że nas trują. Jest to zauważalne zwłaszcza przy zakupie warzyw i owoców w dużych marketach spożywczych. Nietrudno się domyśleć, że droga ich od producentów do sklepów jest daleka i są specjalnie do niej przygotowywane. Że są przetrzymywane w chłodniach, to wiadomo, ale że są specjalnie spryskiwane chemikaliami, czy też nawet w chemikaliach przed drogą kąpane, to już mało kto się nad tym zastanawia. Ważne, by przy zakupie wyglądały ładnie i świeżo. I potem w domu, zadowoleni z zakupów, spożywamy je z głębokim przeświadczeniem, że się zdrowo odżywiamy... Aha, akurat!
Na owocach i warzywach znajdują się niestety (niewidoczne gołym okiem) groźne bakterie, czy też inwazyjne jaja pasożytów, a także warstwy środków konserwujących, nadających im ładny wygląd i przedłużających ich świeżość w czasie długiego transportu. A to wszystko wziąwszy, razem i z osobna, spowodować może uczulenia, biegunki, a nawet poważne zatrucia pokarmowe.
Aby jak najmniej tych wszystkich trucizn wprowadzać do organizmu, owoce i warzywa trzeba bardzo dokładnie myć ciepłą wodą. Oczywiście dopiero przed samym spożyciem. Nigdy wcześniej.
Niektóre, takie jak cytrusy na przykład, zaleca się nawet sparzać wrzątkiem. Są też metody mycia z dodatkiem octu jabłkowego, czy też sody oczyszczonej. A także paru kropli płynu do mycia naczyń. Myte owoce i warzywa jakąkolwiek z tych metod należy na koniec porządnie spłukać ciepłą wodą.
Mnie osobiście najbardziej odpowiada ta ostatnia metoda. Jest prosta i szybka. No ale ze względu na różną strukturę owoców i warzyw nie do wszystkich oczywiście można ją stosować. Trudno sobie wyobrazić mycie sałaty w ten sposób, albo malin. Jednak te, które mają twarde i jednolite skórki można bez problemu. Na przykład: pomidory, ogórki, paprykę, a z owoców: jabłka, gruszki, arbuzy, awokado... etc.
We wszystkie potrzebne mi warzywa i owoce staram się zaopatrywać na targu. Zwłaszcza od kiedy zatrułam się papryką kupioną w supermarkecie. Zawsze kupowałam te bio, naiwnie wierząc, że są zdrowsze, mniej nafaszerowane chemikaliami. Sromotnie się zawiodłam. Dlatego teraz kupuję wyłącznie na targu od pewnego, stałego sprzedawcy.
Niestety, parę tygodni temu też przyszło mi się zawieść (pierwszy raz), chociaż na szczęście — nie zatruć. Otóż jak zwykle w piątek pojechałam na targ i m.in. kupiłam sobie sześć pomidorków, ładnych, pachnących. W domu schowałam je do szafki (przechowywanie w lodówce jest niewskazane), i jakie było moje zdziwienie... e tam, zdziwienie... przeżyłam szok, kiedy je w niedzielę wyjęłam z szafki, by zrobić sobie z nich sałatkę. Tak oto „pięknie” wyglądały:
A dwa dni wcześniej takie piękne były, takie pachnące, takie twarde... No wiecie, ludzie?! Ależ byłam zła. Przecież jakbym je od razu zjadła, w dniu ich zakupu, to to świństwo i tak by mi zaszkodziło, bo z pewnością było już w ich wnętrzu.
Kurczę, myślałam, że mnie coś trafi. To nic, że w kolejnym tygodniu sprzedawca mnie przeprosił, tłumacząc, że taką partię pomidorów dostał z Maroka. To nic, że w ramach przeprosin wręczył mi koszyk świeżych, pachnących pomidorów... Niesmak i tak pozostał.
No niestety, z warzyw i owoców w żaden sposób nie można się pozbyć pestycydów stosowanych do ich uprawy. Są w ich wnętrzu i uniknąć ich szkodliwości za czorta się nie da. Wychodzi na to, że i grzybów też się nie da... I jak żyć?! Co jeść, by się nie zatruć?!