niedziela, 22 stycznia 2023

Wakacyjne atrakcje dzieci komuny

Za komuny dzieciom się nigdy nie nudziło. Zawsze miały jakieś zajęcia, które absorbowały je przez cały dzień. Zwłaszcza poza domem w czasie wakacji. Były też przeto zdrowsze i radośniejsze niż dzisiejsze dzieciaki, które w dużej mierze są uzależnione od Internetu i gier komputerowych. Bo też u nich często się zauważa, że są zmienne emocjonalnie, mają huśtawki nastroju, i co tu dużo ukrywać, bywają bardziej zbuntowane, agresywne i niestety depresyjne. Mają również wiele problemów zdrowotnych związanych z budową ciała, zwłaszcza z kręgosłupem.

Za komuny wiele instytucji i zakładów pracy organizowało dzieciom rozmaite atrakcje w czasie wakacji. Chętne wysyłano na kolonie w ciekawe miejsca, albo też organizowano półkolonie w miejscu zamieszkania.

I takie właśnie półkolonie organizowała nam w naszym miasteczku Cukrownia. Pamiętam ten nasz zielony barak drewniany, w którym mieściła się półkolonia. Mieliśmy w nim dużą salę ze sceną, kuchnię i jadalnię. Na dworze zaś umywalnie i ubikacje. A także niewielki plac zabaw z drewnianymi huśtawkami. Barak jak to barak, ale nam wydawał się wtedy ogromną i piękną budowlą.

Dzieci na półkolonii zawsze było pełno. W wieku chyba od siedmiu do czternastu lat. Podzieleni byliśmy oczywiście na grupy wiekowe, osobno dziewczynki, osobno chłopcy.

Pamiętam, że co roku z wielkim utęsknieniem czekałyśmy z siostrzyczkami na półkolonię. Wszak na niej mieliśmy zapewnione wiele atrakcji. Niemalże codziennie po śniadaniu ze śpiewem na ustach wędrowaliśmy po okolicach. Kiedy zaś padał deszcz, w ogromnej sali graliśmy w różne gry, nie tylko planszowe, i uczyliśmy się nowych piosenek. A także przygotowywaliśmy przedstawienie na zakończenie półkolonii, na które zapraszani byli nasi rodzice.

Do dziś pamiętam nawet zapach wydobywający się z półkolonijnej kuchni. Panie kucharki bardzo dbały o to, abyśmy mieli dobre i zdrowe (chyba?) jedzenie. Z tego co mi się przypomina, na śniadanie była zupa mleczna i różne kanapki. Za to na obiad była zawsze królewska wyżerka. Najbardziej smakowały nam placki ziemniaczane, naleśniki i kotleciki mielone z mizerią. Był oczywiście też po poobiedniej ciszy, czyli leżakowaniu, podwieczorek — w postaci budyniu albo kisielu i paczki herbatników, które maczaliśmy sobie w kubku herbaty. Ależ to było pyszne!

Przypomniała mi się też piosneczka, którą wyśpiewywaliśmy naszym paniom kucharkom, stojąc pod zamkniętymi drzwiami do jadalni, głodni niemożebnie po powrocie z wędrówek:

 

"Kuchnia, kuchnia, jeść nam się chce!

Żołądek piszczy, człowieka niszczy. 
Kuchnia, kuchnia, jeść nam się chce!
Kucharki mają, same zjadają.
Kuchnia, kuchnia, jeść nam się chce!
Kucharki beczki, dzieci niteczki.  
Kuchnia, kuchnia, jeść nam się chce!"
 

Genezą tego wspomnienia stało się zdjęcie dziewczynek ze wszystkich grup wiekowych z jednej z półkolonii, które niedawno otrzymałam od mojej starszej siostry. Bardzo mnie ono wzruszyło. Zupełnie o nim zapomniałam. Nie miałam go w swoim archiwalnym albumie z lat dzieciństwa.

Długo mu się przyglądałam z rozrzewnieniem i przypomniałam sobie nawet imiona i nazwiska większości dziewczynek na nim uwiecznionych. Jest też i mały chłopczyk. To synek jednej z naszych wychowawczyń, która w naszej Szkole Podstawowej uczyła języka rosyjskiego. Natomiast ta najwyższa pani była nauczycielką biologii. 

 


Nie mam niestety kontaktu z żadną z tych dziewczynek. Nie wiem też, czy można je spotkać na jakimś portalu społecznościowym. Może to zdjęcie pomoże, może któraś z nich rozpozna siebie i da o sobie znać. Byłoby mi bardzo miło. Ciekawa też jestem, czy mnie i moje siostrzyczki ktoś rozpozna?


Wspomnienia z dawnych lat, wiadomo, każdy ma inne, ale my, dzieci komuny, wspominamy tamten czas bardzo ciepło, z wielkim sentymentem, gdyż był to czas naszego dzieciństwa i młodości, a do nich — mimo głębokiej komuny — bardzo miło się wraca.

Mało mieliśmy wówczas rzeczy materialnych, wszystkiego było mało, jednak ludzie byli lepsi, spokojniejsi, serdeczniejsi, bliżsi sobie. Dzieci natomiast umiały okazywać szacunek dorosłym... i w ogóle — czas płynął o wiele wolniej.