sobota, 24 sierpnia 2019

Bajka o kaczorze dyktatorze

Kwaczą kaczki we wsi Kaczki,
że ktoś ukradł im kubraczki.
Kwaczą, kwaczą, nie ustają,
na kaczora spoglądając.

Kaczor kwaknął i tak rzecze:
Nie ukradłem, mam w swej pieczy.
Brudne były, więc uprałem...
Kaczym mydłem szorowałem.

Nic się lepiej tak nie pieni...
Proszę mi się tu nie pienić! —
Oczy kaczkom tak zamydlił
i je zmyślnie znów usidlił.


Niezgodność podobieństw?

Kiedy się podobieństwa odpychają,
piekielnie złą aurę roztaczają.


filing_images_f43e9cdd1fba.gif.jpg

piątek, 23 sierpnia 2019

O starym, ale jarym

Staruszek Walenty ze wsi Jęczydół
nie chciał opuszczać nasz ziemski padół.
Nie kwapił się do urny,
bo wciąż czuł się jurny.
Zwłaszcza gdy M/marychę z biglem duł.


Chłopska komitywa

Dwóch chłopów siedzi na snopku siana
i chleje wódę od samego rana.
Siedzą i chleją, zawzięcie spekulują:
kto u nich na wsi największą szują.
Kiedy ten temat szczerze omówili,
polityką się zająć postanowili.
Że temat gorący, zajął ich bez reszty,
głośno pytlując, wódę spili do reszty.
Gdy dna butelek nagle zobaczyli,
piani już w sztok za łby się chwycili.



wtorek, 20 sierpnia 2019

O chłopisku z syndromem Otella

Potężne chłopisko ze wsi Pożogi
ciągle sprawdza, czy rosną mu rogi.
Swą żonę dziennie bije,
ręką, pasem, kijem...
Gwałci, kiedy ta lepi pierogi.



Były sobie drzewa dwa

Dwie sosny obok siebie rosły
I pięły się prosto do nieba.
Przez lata razem dojrzewały,
Wspomagała je żyzna gleba.

Niestraszne im były wichury,
Niestraszne mrozy ni słota.
Nawet drwale straszni nie byli,
Straszna im była tylko duchota.

Rankiem po nocnej duchocie,
Matka Natura oszalała.
Z furią ciskała gromami...
i jedną z sosen złamała.



niedziela, 18 sierpnia 2019

Lojalność kościoła szwankuje?

Skoro każdy człowiek to dziecię boże,
To czemuż kościół tego uznać nie może?



Gif z Internetu

Zbrukana mlekiem, wykąpana w syfoniarni

Dzisiaj w szkole mamy ważny dzień. Przychodzi pan fotograf, zapowiadany przez naszą panią dzień wcześniej. Będzie fotografował wszystkie klasy po kolei. Naszą III a oczywiście również. Tak bardzo chciałam ładnie wyjść na zdjęciu i tyle starań w domu dołożyłam, zakładając świeżo wyprany fartuszek i wykrochmalony biały kołnierzyk oraz mankiety… No i co? Psińco! 


Do zdjęcia siedziałam w ławce jak ta podwiędła leluja, bo bez białych dodatków. Dlaczego? Ano dlatego, że ten truteń Paździerz przed sesją zdjęciową tak machał swoimi gałązkami w naszej szkolnej stołówce, gdzie codziennie pijemy mleko, że wytrącił mi mój garnuszek z ręki. Nie muszę chyba dodawać, jak wyglądałam po tym jego machaniu… Kurka wodna! W każdym razie moje świeżo przez mamusię wykrochmalone białe dodatki, musiałam zdjąć, bo choć mleko też białe i moje białe dodatki koloru nie zmieniły, to jednak krochmal puścił, wszak mleko jest przecież też i mokre.

Na zdjęciu wyszłam okropnie. Uśmiech miałam jakiś taki strasznie powściągliwy. Pewnie dlatego, iż bardzo się starałam, żeby tylko nie wpaść w furię za te moje rozkrochmalone białe dodatki. Wprawdzie większość dziewczyn nie miała nawet białych kołnierzyków, a co dopiero mankietów, ale to dla mnie żadne pocieszenie, bo one nigdy nie miały. A ja? Ja miałam zawsze i z nagła przez tego wstrętnego Paździerza, w tym akurat ważnym dniu, zostałam ogołocona ze wszystkiego.

Robiłam ciągle dobrą minę do złej gry… Chociaż nie, nie do gry, bo pogrywać sobie ze mnie nikomu nie pozwolę: — Już ja temu Paździerzowi po sesji zdjęciowej pokażę, gdzie raki zimują. Wszak rakiem jestem, no nie? — meldowałam koleżance z ławki. Plamy na fartuszku wyglądały, jakby mnie ptaszki obrobiły. Jedne większe, drugie mniejsze. A jedna, po środku, była ogromna i kształtem przypominała mapę Polski w naszym nowym atlasie. Nu, pogadi, Paździerz! Ależ byłam wściekła.
Wściekłość mi jednak szybko minęła, bo przypomniałam sobie, że pod wieczór idę zażywać kąpieli do Cukrowni. Dlaczego do Cukrowni, a nie w naszej łazience? Ano dlatego, że łazienka, choć ciągle jeszcze po remoncie dobrze wygląda, to jednak kąpać się w niej nie sposób, gdyż piecyk gazowy albo nie da się zapalić, albo jak się już płomień pojawi, to zaraz po chwili piecyk mało nie eksploduje, tak w nim coś huczy i strzela. A woda i tak rzadko była wystarczająco ciepła. Mamusia psioczy ciągle na tę cukrowniczą brygadę remontową, a tatuś obiecuje brygadę jeszcze raz ściągnąć. Też ciągle. To znaczy ciągle obiecuje. Ja jednak nie narzekam na naszą łazienkę, bo mi się nawet bardziej podoba kąpiel w Cukrowni. Tam jest wspaniała, ogromna łaźnia z prysznicami. I to do wyboru, aż sześć kabin. Są też i inne pomieszczenia z różnej wielkości wannami, przebieralnie, przeróżne schowki… No i my, trzy siostrzyce, same. Portier bez problemu daje nam klucze do łaźni. Wystarczy powiedzieć czyje my córki i klucz natychmiast ląduje w okienku portierni.

Dzisiaj z kolei do łaźni (znów) biorę moje dwie koleżanki z sąsiedztwa: Baśkę i Jolkę, bo ciągle mi dziurę w brzuchu wiercą. Tak im się tam podoba. Tym bardziej, że one żadnej łazienki w domu nie mają. No to je biorę. Mnie z nimi też jest fajnie. Lepiej niż z siostrzyczkami, bo możemy się powyłupiać do woli. Latamy z piskiem po całej łaźni i nikt nas nie upomina. A od kiedy odkryłyśmy, że na parterze, przy schodach do łaźni, jest syfoniarnia, to znaczy pomieszczenie, w którym nabijają syfony, to już dopiero mamy radochę. Latamy gołe z tymi ogromniastymi butlami, gdzie się tylko da, po schodach w dół, po schodach w górę, po korytarzach, po przebieralniach... i sikamy na siebie gazowaną wodą jak strażacy z sikawek. To jest zabawa. Na 102! A potem, czyściutkie jak trzy aniołki, a i bardzo radosne, wracamy do domu, z myślami, by za tydzień znów się wykąpać w cukrowniczej łaźni.



Z cyklu: — „Świat oczami dziecka” — fragment „Narzuconej autobiografii Halszki”.

piątek, 16 sierpnia 2019

Wierny przysiędze Hipokratesa?

Sędziwy doktor z miasta Wałbrzycha
z nostalgii za chorymi usycha.
Cznia klauzulę sumienia,
co słowa roty zmienia
i leczy ziołem zwanym marychą.


Polnych kwiatów czar

Kwiaty polne mają w sobie wiele wdzięku i romantyzmu. Któż z nas nie widział bukiecików z nich tworzonych w przeróżnych kompozycjach? Któż z nas ich sam nie tworzył? Dzisiaj te kwiaty stają się coraz bardziej modne. Zarówno przy tworzeniu ogrodów naturalistycznych, jak i w bukieciarstwie.


Kwiaty polne są piękne. Nie zawsze to jednak zauważamy i traktujemy je często jak chwasty. Ale gdy się im przyjrzymy, zauważymy nagle, że potrafią nas zachwycić swoim ciekawym kształtem, piękną barwą, niezwykłym zapachem. Kwiaty te rosną same. Nikt ich nie pielęgnuje, nie podlewa, nikt się nimi nie przejmuje, że mogą zmarnieć, a one i tak co roku odżywają i cieszą nasze oczy swoim pięknem, a nozdrza zapachem. Należą do bardzo wytrzymałych gatunków. Przystosowują się do warunków klimatycznych i glebowych.


Rosną dziko na łąkach, polanach, rowach, skarpach, miedzach, w polu, w lesie, gdzie bez żadnego problemu same sobie radzą nawet na bardzo ubogich glebach, ukazując swoje piękno. Bogactwo gatunkowe kwiatów polnych jest ogromne, bardzo ciekawe i piękne.
W miesiącach letnich dziewczęta, panny młode, coraz częściej decydują się na „polne” bukiety ślubne, skomponowane z polnych kwiatuszków pięknie ułożonych i ozdobionych.




Kwiaty polne stają się modne także przy tworzeniu ogrodów naturalistycznych. Nie od dziś wiadomo, że natura jest mistrzynią w tworzeniu pięknych miejsc, pełnych harmonii, spokoju, romantycznego klimatu. Ludzie, którzy propagują powrót do natury w swoich ogrodach coraz częściej wykorzystują gatunki roślin rosnących dziko.

środa, 14 sierpnia 2019

Ogień - ziemski odpowiednik Słońca

Ogień jest jednym z czterech żywiołów, bez których na Ziemi nie byłoby życia. Ogień tworzy, ale i niszczy, daje bezpieczeństwo, ale może też zabić. Ogień fascynuje mnie od zawsze. Lubię patrzeć na tańczące języki ognia. Lubię go fotografować. Każde zdjęcie jest inne. Bo też ogień nigdy nie jest taki sam.




Ogień jest życiem… Według mitologii rozwój ludzkości rozpoczął się dzięki Prometeuszowi, który wykradł ogień bogom. Jest symbolem narodzenia, odnowienia, przemiany, odrodzenia. W ogniu spala się mityczny ptak i powstaje na nowo z popiołów. Ten ptak to oczywiście Feniks — uznawany za symbol Słońca oraz wiecznego odrodzenia się życia.
Ogień kojarzy nam się także z ogniskiem domowym, rodziną, gościnnością. Symbolizuje dobro lub zło. Płonie zarówno w raju jak i w piekle. Daje życie, ale i je zabiera, obracając wszystko w popiół.




Lubię ogień w każdej postaci (oprócz pożarów oczywiście), mimo że mój znak zodiaku wcale nie należy do żywiołu ognia a do wody akurat. A już wręcz uwielbiam siedzieć przy ognisku i wpatrywać się w tańczące języki ognia.



Magia ogniska czyni cuda...
Przy ognisku nigdy nie dopada nuda.
Przy ognisku na gawędę przychodzi ochota,
Zwłaszcza po obaleniu flaszki... Mamrota. ;)


Ogień jest przede wszystkim symbolem bezpieczeństwa ogniska domowego. Jest też jego cudowną ozdobą.



Każdy kamień ma swoją wymowę

Kamienie różne kształty mają
i wszystkie sobą coś oznaczają.
Nawet te wrzucone przez okno
z pewnością — coś  uświadamiają.



wtorek, 13 sierpnia 2019

Nie tak łatwo kochać księży


Zaraza się czai — grzmi purpurowy,

Aż się na twarzy robi pąsowy:

Nie czerwona, a w kolorach tęczy,

neomarksistowska, co lud wykończy!


Lud to wysłuchał, włosy z głowy rwie,

lecz tylko ten, co się "Jarkowym" zwie.

Strachy na lachy, rzecz oczywista,

wie mądry katolik, wie ateista.


Siać strach księżule od zawsze lubią,

tak w karbach lud trzymają, tak wabią.

Kościoły i tace są wtedy pełne,

a lud dostaje „odpusty zupełne”.


Wtedy księżulom dostatnio się żyje

i jeden drugiego, gdy trzeba, kryje.

Tych, co nie kryją, gnębią straszliwie,

siebie wybielając wręcz obrzydliwie.



httpswww.xdpedia.com 106


Wiele jest przypadków i przeżyć w życiu każdego człowieka, każdego katolika, w których dochodzi do wniosku, że: „Nie tak łatwo kochać księży” (< link).

Z głową we mgle i nogami w chmurach

Uwielbiam spacery we mgle i fotografowanie otulonych mgłą krajobrazów. Spacerując na łonie natury wczesnym, zamglonym porankiem, można doznać oczarowania. Skąpane we mgle widoki są bajecznie piękne. Pełne ekspresji. Wokół niesamowita atmosfera. Wspaniałe, zdrowe powietrze. Rozkosz.



W czasie takich spacerów można nie tylko podziwiać cudowne krajobrazy mgłą otulone, ale także zdrowo się dotlenić. Ba, wręcz płuca wspaniale przeinhalować. I to za darmo. We mgle oddycha się przyjemnie i lekko. Płuca pracują jak u niemowlaka.
Gdy tak spaceruję we mgle, a właściwie maszeruję, momentami wydaje mi się, że sama mgłą się staję. Tak lekko się czuję. Bajeczne to uczucie.
W górach natomiast można podziwiać jeszcze inne zjawisko. Niskie chmury — z góry. Niecodzienna to okazja widzieć spływające po stokach chmury. Niezapomniany widok! Mieszkam w górach, mam więc nieraz okazję widoki takie podziwiać… Za każdym razem jestem nimi oczarowana.



W dniach, kiedy zapowiada się piękna, słoneczna pogoda, poranna mgła szybko opada. Jeśli się więc chce skorzystać z dobrodziejstw mgły, trzeba się pośpieszyć z wyjściem z domu. Takie spacery polecam zwłaszcza alergikom. Mgła, obok deszczu, jest przecież najzdrowszym naturalnym filtrem powietrza.



niedziela, 11 sierpnia 2019

Propagandowa tuba w ustawicznej akcji

TVP od czterech lat kłamie,
uczy Polaków nienawiści.
Obwinia PO za całe zło,
za wszelkie niewygodne treści.

Ale od kilku już tygodni
przechodzi wręcz samą siebie...
Pisowców świętymi wprost robi
niczym aniołeczki w niebie.

Za atak na prawego marszałka
wini PO, i też Owsiaka...
Tak realizuje wytyczne
nienawistnego buraka?


Prezent od kota

Sąsiedzki kot znów przytargał mi prezent. Bardzo mi nie odpowiada taki prezent. Ale co mam zrobić, jak do niego to nie dociera, że nie życzę sobie żadnych prezentów od niego, a już zwłaszcza takiego.
Mam taki zwyczaj od lat, że poranną gimnastykę zaczynam w łóżku zaraz po przebudzeniu, potem kontynuuję ją na podłodze sypialni, a kończę w ogrodzie. Bez względu na pogodę schodzę do ogrodu na bosaka i ćwiczę jeszcze jakiś czas.
Jakie było moje oburzenie i obrzydzenie jednocześnie, kiedy schodząc ze schodków wdepnęłam bosą stopą w coś miękkiego... Była to martwa mysz. Fuuuj! Myślałam, że mnie coś trafi. Od razu odechciało mi się gimnastyki. Na jednej nodze, tej czystej oczywiście, pognałam w podskokach do łazienki, by to coś zmyć ze stopy... Z obrzydzenia nie mogę nawet nazwać tego, co to było. Na koniec szorowania stopę zdezynfekowałam z każdej strony i próbowałam zapomnieć o tym incydencie. Jednak nie udawało mi się.
Na śniadanie oczywiście odeszła mi ochota. Koniecznie musiałam zająć czymś myśli. — "Najlepiej zabrać się od razu za pisanie" — pomyślałam. Włączyłam komputer i czekałam na wenę. Nie przychodziła jednak. Za nic nie mogłam się skoncentrować. Kątem prawego oka ciągle widziałam mysz. Wszak biurko mam akurat przy oszklonych drzwiach do ogrodu. Kiedy już chciałam je zasłonić kotarą, nagle zauważyłam zbliżającego się "darczyńcę".



Kot najpierw przysiadł przy biednej myszce i co rusz zaglądał w moją stronę. Po chwili złapał ją w zęby i wskoczył z nią na schody z zamiarem władowania się do mnie do pokoju. Rany, myślałam, że zwymiotuję. Natychmiast zatrzasnęłam mocno drzwi, by dziad się nie wcisnął do środka. Już nieraz tak robił. Głową otwierał.



Obrażony postał tak i po chwili z powrotem zszedł ze schodów. Na szczęście razem z myszą. Bałam się, że mi ją zostawi na wycieraczce. Już też tak parę razy było.
Na trawie odstawiał jakieś dziwne zabawy ze swoją ofiarą. Podrzucał ją wysoko i łapał w zęby albo odbijał łapami i znów chwytał zębami. Pewnie takim oto sposobem próbował mnie zachęcić do przyjęcia prezentu.
Kiedy zobaczył, że nic nie wskóra, w końcu sobie poszedł. Ale mysz oczywiście zostawił. W tym samym miejscu, tuż przy schodach.
Pisanie miałam z głowy w tym dniu. Za nic nie mogłam się skupić z tą świadomością, że ona biedna leży tam martwa i rozdeptana przez mnie... brrr!.. Czekałam aż zniknie. Nie wiedziałam jak. Ale czekałam.
W końcu się doczekałam. Wieczorem porwała ją wrona. A ulewny deszcz, na szczęście, zmył wszystkie po niej ślady. Mogłam wreszcie zapomnieć o tym niefortunnym prezencie.

Chyba już nigdy nie polubię kotów... A ciągle mam z nimi do czynienia. Nie wiem czemu tak się dzieje. Co one chcą ode mnie?

Pisałam na temat kotów obszerniej we tekstach: „Nie każdy lubi koty” i "Kotu na ratunek".



czwartek, 8 sierpnia 2019

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

sobota, 3 sierpnia 2019

Moda na kibola

Pewien szczawik z byłego Gongola
ogolił łeb na modłę kibola.
Z bejsbolem gania do lasu,
robi tam dużo hałasu.
Tak ćwiczy kibol, siorbiąc jabola.



Myjnia myje, bawi i… inspiruje

To prawda, w myjni aut można nie tylko swoje kochane autko wymyć, można się też miło odprężyć. Ba, nawet zabawić i pofantazjować. Wystarczą chęci i choć odrobina wyobraźni.
Myślę, że warto korzystać z każdej okazji, by móc się oderwać od problemów dnia codziennego i choć troszeczkę się zrelaksować. Gdziekolwiek. Także w myjni. Bo kiedy w myjni maszyneria pracuje, kierowca siedzi sobie wygodnie za kierownicą i przy dźwiękach muzyki sączącej się z radia lub CD może się rozluźnić, obserwując jej jakże widowiskową pracę.
Ja tak robię. Wciągana wraz z autem do kolejnych stacji tunelu, podziwiam wszystkie zabiegi, jakim jest ono poddawane. Czasem też uwieczniam pracujące maszyny w tym jakże niezwykłym spektaklu. Tak dla zabawy. Pracująca maszyneria tworzy na szybie auta piękne obrazy, a te, zmieniają się i przybierają na moich oczach niesamowite kształty. Istny artyzm.

Obrazki przedstawiające proces kompleksowego mycia auta — z pozycji kierowcy — są fantastyczne. Można się poczuć jak w głębinie oceanu. Jest przyjemnie, błękitnie i… musująco.









Hipochondryczka w akcji

Znana aktorka z miasta Głogowa
ciągle się skarży, że boli ją głowa.
Z bólem lata po lekarzach,
tłumacząc, że ktoś ją zaraża...
O hipochondrii cisza ni słowa.