Baju baju
baju baj,
baje bajki
Miłka...
Siądźcie
dzieci wokół niej,
dziś będzie
ich kilka.
Będzie bajka
o Zajączkach,
Będzie i o
Kici,
Będzie także
o Kokotku
i Binoklecie.
Cicho dzieci, cicho sza!
Miłka
zaczyna bajać...
Pierwsza baja
o Kokotku,
Kogucik
Kokotek
Kogucik Kokotek siedząc w
kurniku,
Pieje na całe gardło: —
Kukurykuuu!!!
Czas wstawać, dzień nowy
nastał,
Kukurykuuuu!!! — Czy
ktoś zaspał?
Słoneczko złociste na
niebie wschodzi.
Z pościeli śpiochy... i
to już, wychodzić!
Kukuryku!
Kukuryku!!
Kukurykuuu!!!
— Zamknij się wreszcie!
— Kokoszka zagdakała. —
Spać nie dajesz… Ależ
z ciebie zakała!
Kogucik Kokotek obrażoną
minę robi:
— Budzenie to nie tylko
moje hobby,
To obowiązek i ciężka
praca…
Widzisz Kokoszko? Praca
popłaca.
Ten korzec pszenicy dał
mi gospodarz.
Podzielę się z tobą,
jak mi słowo dasz,
Że rankiem nigdy marudzić
nie będziesz,
I że zrobisz mi miejsce
na swojej grzędzie.
— Ko… Koo… Kooo…
Kokotku mój kochany —
Zakwiliła Kokoszka głosem
mniej zaspanym —
Wszystko co zechcesz, miły
mój.
Masz rację, praca to
ciężki znój.
Siadajmy więc razem do
śniadanka…
Byś nabrał sił do
następnego ranka.
Kogucik Kokotek już
zadowolony,
Usiadł na grzędzie
rozpromieniony...
I znów się rozlega —
nie tylko — w kurniku:
Kukuryku!
Kukuryku!!
Kukurykuuu!!!
Leniwa
Kicia
Leży Kicia na
kanapie,
Ziewa i w ucho
się drapie.
Chciałaby się
w coś pobawić
Lecz obiadek
musi trawić.
Leży Kicia na
kanapie
I cichutko
sobie chrapie…
Gdy z
trawieniem już gotowa,
Bawić jej się
zachciało od nowa.
— Tak,
zabawić się już pora! —
Lecz z kanapy
wstać nieskora.
— No bo Jasiu
jest zajęty,
Krysia swoje ma
wykręty.
— Z kim się
bawić? — Kto mi powie?
Nikt?... To
poleżę jeszcze sobie.
Nie ma zabawy,
mówi się trudno…
O rety!... Ależ
mi nudno!
— Wstać z
kanapy chyba muszę…
Jeszcze chwila
i już się ruszę.
Zabawię Jasia
i Krysię…
To jest pomysł!
Podoba mi się. (?)
Och, ty Kiciu
bałamutna,
Toż to brednia
jest wierutna.
Sama nie wiesz
czego chcesz.
A że nudno to
— to wiesz!
Marzenie
kreta Binokleta
Krecik Binoklet miał
wielkie marzenie:
Dwie leśne polanki
połączyć tunelem,
By w czasie zimy skrócić
swe łażenie,
Kiedy przyjdzie mu
odwiedzać kretkę Melę.
W zimie jest trudno
pokonać polanki,
Gdy śniegu nasypie zima
sroga.
A ma już dość
odwiedzania kretki Anki,
Chce do Meli... Z nią
każda chwila błoga.
Pewnego razu, przed zimą
krótko…
Binoklet się ostro zabrał
do kopania,
Lecz wnet niespodziewanie
zarył bródką
I przekop tunelu przerwał
u zarania.
Zdenerwował się wtedy
okropnie,
Bo ból potężny przeszył
ciało jego.
Lecz w mig za zwały
chwycił przytomnie,
By bólu nie cierpiało
choć jego ego.
Niełatwo Binokletowi szło
to kopanie,
Gdyż ból bródki wciąż
jeszcze czuł,
Ale że przed oczami miał
swoje kochanie,
Nie ustawał... i wnet
tunelu wykopał pół.
Gdy zdał sobie sprawę —
jak daleko jest już,
Poczuł w sobie przypływ
sił przeogromny.
I nim się spostrzegł,
polanka Meli była tuż,
Wtedy aż usiadł z
radości półprzytomny.
Wnet Meli udowodni, że
mężem jej być może.
A ta myśl czyniła go
bardzo szczęśliwym...
Wszak pozbędzie się
cienia na swym honorze,
Gdy pokaże — jaki jest
pracowity i spolegliwy.
Krecik Binoklet ze
szczęścia aż promieniał…
Poprawił binokle i kopać
zaczął na powrót.
Szedł jak przecinak —
podziemie w tunel zamieniał,
I nim się obejrzał, był
już u Meli kopca wrót.
Ze szczęścia zbrakło mu
tchu, serce waliło młotem,
Wystawił więc głowę
wśród traw Meli polanki,
By łyknąć powietrza…
i wtem zawrócił, i pobiegł z powrotem,
Bo nagle żal mu się
zrobiło kretki Anki.
Zajączki
myśliciele
Na
łące soczyście zielonej,
Kwieciem
pięknym ozdobionej,
Dwa zajączki
sobie siedzą —
Chcą się
bawić — w co? — nie wiedzą.
Może by tak…
w chowanego?
Lepiej chyba…
w ganianego?
Myślą, myślą,
nie przestają,
Ze znużenia
już ziewają.
A czas płynie…
i płynie,
Słońce już
za wzgórzem ginie,
W ciemnościach
łąka się topi…
A zajączki? —
ta sama myśl je trapi.
Aż tu nagle!!!
— Co się dzieje?!
Rety! To wilk
wyje… czy się śmieje?
Zajączki
myślenie swoje przerwały
I jak szalone
przez łąkę pognały.