poniedziałek, 6 maja 2019

Planeta Ziemia potrzebuje pomocy

Niedawno był u mnie mój Wnuczek. Oglądał zdjęcia, jakie zrobiłam na Ścieżce Praw Człowieka, mieszczącej się na szczycie naszej najwyższej góry — Ochsenberg. Zdjęcia bardzo go zaciekawiły. Ze smutkiem w oczach zadawał pytania dotyczące biednych ludzi, a zwłaszcza tych, którzy potopili się w czasie ucieczki do lepszego życia. Może dlatego, że pamiętał, co działo się na włoskiej Lampedusie. Bardzo to przeżywał. Najbardziej smuciło go jednak zdjęcie tej instalacji, na której podane było, że na świecie z głodu i choroby umiera dziennie ok. 18.000 dzieci. Długo wpatrywał się w tę liczbę, wreszcie zawołał:
Babciu, pójdziesz ze mną na Ochsenberg? Chciałbym zobaczyć całą Ścieżkę Praw Człowieka.
Oczywiście poszliśmy. Zaraz po obiedzie. Zabraliśmy ze sobą także naszego psa Aramisa.
Babciu, a dlaczego jedni ludzie zabijają drugich? — spytał Wnuczek, kiedy stanęliśmy przy instalacji symbolizującej wojnę. — Przecież każdy chce żyć… — dodał po chwili, jakoś tak ciszej.
Bo na świecie jest bardzo dużo złych ludzi, którzy nie potrafią żyć w pokoju. Nie potrafią współżyć z innymi ludźmi, myślą tylko o sobie, o swojej nienawiści, która zżera ich serce i duszę.
Wnuczek słuchał mnie, wpatrując się w bomby i granaty porozwieszane na drzewie. Po chwili schylił się do psa Aramisa i wyszeptał mu do ucha:
Choć, Aramis, idziemy stąd, bo tu źli ludzie strzelają do innych ludzi.
Powędrowaliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się przy dwóch malowidłach symbolizujących cierpienie Egipcjan. Wnuczek na głos przeczytał informację zawieszoną na drzewie. Na niej także było podane, ile dzieci w Egipcie umiera z głodu i chorób.




Po przeczytaniu wszystkiego, co stało na tablicy, posmutniał i zapytał:
Babciu, a dlaczego tyle biednych dzieci jest na świecie? Dlaczego bogaci ludzie im nie pomagają?
Na świecie ludzi biednych jest więcej, aniżeli bogatych — odpowiedziałam. — Niektórzy bogaci, i owszem, pomagają biednym, ale niestety nie jest ich wielu. Bogaci, to w dużej mierze egoiści, myślą tylko o sobie i o pomnażaniu swojego majątku. Wielu z nich, to też bardzo źli ludzie, którzy dorobili się bogactwa kosztem biednych. Smutne to bardzo, ale już tak niesprawiedliwie nasz świat jest skonstruowany. Ludzie dzielą się na dobrych i złych. Dobrzy ludzie robią dobre uczynki, źli czynią zło. A tych dobrych niestety jest zbyt mało na świecie i wszystkim biednym, uciśnionym, głodującym, chorym nie zdołają pomóc…
A wiesz, babciu… — Wnuczek wszedł mi w słowo. — Kiedy z mamą i tatą jesteśmy w sobotę na targu, to tam na ziemi siedzi czasem jakiś biedny człowiek i żebrze. Jak go zobaczę, zawsze mu daję trochę pieniążków. Mama albo tata mi dają. Niekiedy mam też swoje, bo wcześniej ze skarbonki specjalnie wyjmuję.
To bardzo szlachetnie z twojej strony — powiedziałam i pogłaskałam Wnuczka po jego złotowłosej główce. — Tak powinno być. Ja też zawsze daję pieniądze. Albo coś do zjedzenia. Trzeba zawsze wspomóc tego, kto wyciąga rękę po pomoc. Ale trzeba też mieć oczy szeroko otwarte i umieć dostrzegać tych ludzi, którzy o pomoc nie proszą. A nie proszą dlatego, bo są zbyt nieśmiali i kryją się przed ludźmi. Cierpią w samotności, bo wstydzą się swojego ubóstwa. Tym ludziom także trzeba pomagać. Delikatnie i na różne sposoby.
Rozmawiając, podeszliśmy do miejsca, gdzie była wyłożona księga gości, w której każdy, kto wędruje Ścieżką Praw Człowieka, może wpisać swoje myśli, wnioski, życzenia. Wnuczek bez słów podniósł przeźroczyste wieko, otworzył księgę na pustej stronie, i napisał: „Biedne dzieci potrzebują pomocy. Nasza cała Planeta Ziemia potrzebuje pomocy. Pozaziemskie moce przybywajcie! Tylko w was nasza nadzieja, skoro tyle zła jest na Ziemi i nikt z ludzi nie potrafi je zwalczyć. To piszę ja, Mex, 8-letni chłopak z Niemiec i Polski”.



Wnuczek zamknął księgę i milczał przez jakiś czas. W końcu zawołał podniecony, wskazując palcem pobliskie drzewo:
Popatrz, babciu, tam! Widzisz? Tam za drzewem. Są, są, stoją i patrzą na nas…
Mój Wnuczek ma bardzo bujną wyobraźnię. Jego fantazjowanie udzieliło się i mi. Oczami wyobraźni zobaczyłam to, co i on.
Zobaczyliśmy Przybyszy z Kosmosu. Stali odziani w piękne kombinezony połyskujące złotem i srebrem. Było ich czterech. Rośli nam w oczach. Patrzyli na nas i uśmiechali się tajemniczo. Po chwili wszyscy naraz podnieśli obie ręce do góry i puścili do nas oczko. Jeden po drugim… Aż tu nagle, nieziemski błysk oświetlił cały las, nas i ich. Wszystko dookoła stało się złoto-niebieskie. Z każdą kolejną sekundą barwy te tężały, stawały się coraz intensywniejsze.
Och, cóż za radość przeszyła nasze serca. Przybysze z Kosmosu zaśmiali się rubasznie, prawie tak samo jak zwykły człowiek, podeszli do swojej rakiety i jak na zawołanie wskoczyli razem na małą platformę, na coś w rodzaju balkonika. Jeden z nich nacisnął okrągły przycisk i uruchomił ją. Platforma drgnęła i wnet z cichym szelestem wszyscy razem unosili się powoli ku górze rakiety.
W tym samym czasie, przy dźwiękach cichutkich dzwoneczków, zaczął się otwierać okrągły właz. Platforma zatrzymała się równo z otwartym włazem, i wtedy, Przybysze z Kosmosu zawołali jednocześnie: — „Do zobaczenia, kochani Ziemianie!”, i machając na pożegnanie obiema rękami, weszli po kolei do środka rakiety. Właz, przy wzmagających się dźwiękach dzwoneczków, powoli się za nimi zamykał. Rakieta swoim wyglądem nagle zaczęła przypominać gigantycznego pająka. Dzwoneczki umilkły. Pająk ciężko sapnął i po chwili rozległ się dźwięk silników wchodzących na coraz to większe obroty. Pająk ociężale oderwał się od ziemi, powędrował nieco do góry, jak gdyby po nici pajęczej, i na moment zawisł w bezruchu. Nagle z jego długich łap buchnęły kłęby jasnoniebieskiego dymu. Po krótkiej chwili dym zmienił swoją barwę i kłębił się w intensywnych odcieniach ultramaryny, indygo i żółci. Wtem rozległ się głośny dźwięk podobny do dźwięku fanfar, setek fanfar, pająk-gigant zadrżał, zawył, zasyczał, buchnął na powrót niebieskim dymem i... na małą chwilkę ucichł całkowicie. Po czym poderwał się do góry na dość dużą wysokość i jeszcze raz się zatrzymał. Trwał tak chwilę w bezruchu… Aż tu nagle, jak nie ryknie! Jak nie buchnie ogromnym ogniem! Niebieski pająk w momencie zamienił się w świetlistą kulę. A kula ta, z niesamowitą szybkością, wzbiła się w niebo i w ułamkach sekund zniknęła w przestworzach.
Staliśmy z Wnuczkiem w złoto-niebieskiej poświacie i jeszcze długo z zachwytem wpatrywaliśmy się w to miejsce na niebie, gdzie rakieta zniknęła. Aramis też był przejęty. Z wrażenia aż lewitował, unosząc się coraz wyżej w powietrzu.
Jak już doszliśmy jako tako do siebie, Wnuczek podbiegł w miejsce startu rakiety i z głową zadartą ku niebu, zawołał:
Do zobaczenia, przyjaciele! A nie zapominajcie o nas! Nie zapominajcie o biednych dzieciach! One czekają na waszą pozaziemską pomoc! Nasza cała Planeta czeka na pomoc. Pomóżcie nam w walce ze złem. Pomóżcie, aby dobro wreszcie zwyciężyło i zapanowało na całym świecie. Tylko w was nasza nadzieja!

Z kategorii: Niby-bajka