poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Babcina moda powraca... Wypisz wymaluj

Przynajmniej u mnie w rodzinie. Moje wnuczki co rusz przetrzepują moją opasłą ogromną trzyskrzydłową szafę. Opasłą, bo ja mam tendencję do chomikowania ciuchów (to pewnie pozostałość po siermiężnej komunie) i rzadko kiedy coś z szafy wyrzucam. Chyba że jest już nieładne. Zawsze miałam takie poczucie, że się jeszcze mogą przydać. A kiedy na świat przyszły moje trzy wnuczki, to już byłam tego pewna.

Jedynie w pierwszym roku po wybuchu wojny na Ukrainie, kiedy wraz z córką pracowałyśmy jako wolontariuszki w Ośrodku dla Uchodźców z ramienia Czerwonego Krzyża, bardzo uszczupliłam zawartość szafy, ale ciągle jeszcze jest w niej mnóstwo różnych ciuchów, nawet takich, które jeszcze z Polski przywiozłam.

Tak że wnuczki mają w czym przebierać. A są to naprawdę porządne oryginalne rzeczy. Kiedyś większość z nich sama projektowałam, a moja wieloletnia kochana krawcowa wytrwale szyła.

Ostatnio moja najstarsza wnuczka (pracuje w modelingu), będąc u mnie, zdrowo się obłowiła, nie tylko w ciuchy, ale i w paski i torebki.

Wczoraj, kiedy weszłam na jej Instagram, miałam okazję zobaczyć, jak się prezentuje w mojej długiej spódnicy, którą kupiłam sobie 22 lata temu na wesele jej rodziców i nigdy potem już jej nie założyłam. Nie wiem czemu, może dlatego, że była na mnie trochę przydługa i tylko do wysokich szpilek pasowała? A że wnuczka jest wysoka, ma prawie 180 cm, nie to, co moje 158, to na nią pasuje jak ulał.

Założyła do niej też mój czarny pas wybijany kryształami, a ten to ma już przynajmniej 40 lat. W sumie bardzo ładnie wygląda. Mówiła, że jej koleżanki uwierzyć nie mogły, że to takie starocie.



Średnia wnuczka była już kiedyś wcześniej i buszując po szafie, wybrała sobie krótkie spodenki jeansowe i do nich torbę z takiego samego jeansu.

Najmłodsza, 10-latka, z kolei tylko paski mogła sobie wybrać i jedną oryginalną folkową torebkę z Bułgarii. Aha i futrzane bolerko swojej mamy, które ona miała na sobie jako dodatek do swojej kreacji ślubnej.

Bo też muszę przyznać, że i córki niektóre ciuchy przechowuję u siebie w szafie. Z prostej przyczyny, córka jest moją odwrotnością i stosuje zasadę, że jak się przez dwa lata jakichś ciuchów nie założyło, trzeba je wyrzucić z szafy, czyli wywieźć do kontenera. Muszę ją wic pilnować i co ładniejsze w porę przemycać do siebie.

Wnuczki są tą zasadą swojej mamy niepocieszone, ale że u mnie mogą sobie co rusz nadrobić uwielbiane myszkowanie po szafie, to jakoś to swoje niepocieszenie rekompensują. Ba, mówią nawet zgodnie, że moje ciuchy im się bardziej podobają, bo mają w sobie to coś.

Przy ostatniej u mnie wizycie najmłodsza wnuczka mi powiedziała:

Babciu, ty wszystko trzymaj dalej, nic nie wyrzucaj, tak jak mama, za trzy lata będę już taka duża jak ty i też sobie dużo rzeczy wybiorę, bo bardzo mi się podoba ta twoja babcina moda.