Nie
poddaję się i rosnę dalej. Mam już 4 latka i żadnego warkocza
jak moje siostry. Sama już nie wiem dlaczego? Czy przez to, że
mamusia nie miała już siły trzecią córeczkę tak mozolnie
czesać, czy przez to, że sama nie chciałam długich włosów?
Całkiem
możliwe, że to drugie, wszak długie włosy przeszkadzałyby mi w
łażeniu po drzewach w ogrodzie i po dachach na podwórku. Nawet
kokarda na czubku mojej głowy nieraz mnie denerwowała, bo też
nieraz zdarzyło mi się na niej zawisnąć na gałęzi… A to
bolało.
No ale do
robionych nam czasem rodzinnych zdjęć umiem pozować spokojnie, bo
Mamusia zawsze prosi i mówi, że to na pamiątkę są one potrzebne.
Że jak będę już duża i będę miała swoje dzieci, to będę
mogła im pokazać, jak ja sama wyglądałam, kiedy byłam malutka.
Stoję
więc grzecznie i patrzę moim dzieciom prosto w oczy. Niech zobaczą,
że ładna ze mnie mama w dzieciństwie była. Nie rozumiem tylko,
dlaczego moje siostrzyczki nie patrzą na swoje dzieci... Czyżby nie
chciały ich mieć jak będą duże?
No dobra,
przyznam szczerze, że mnie też nie całkiem wychodziło z tym
patrzeniem na moje dzieci, bo bardziej mnie interesował buchający
ogień na kiju od miotły, który Tatuś sam zapalał... Że się nie
bał?! Dziwne! Może czuł, że to taki jego obowiązek wobec jego
dziurawców (jak nas czasem nazywał), bo Pan fotograf mówił, że
dzięki temu błyskowi ognia lepsze zdjęcia mu wyjdą, a Tatuś na
pewno chce, żebyśmy ładnie na nich wyglądały.
Do
drugiego zdjęcia Mamusia nas znów ustawiła i prosiła, żebyśmy
się nie ruszały. Nie rozumiem tylko, dlaczego kazała mi stać,
w końcu to ja jestem najmłodsza i to ja powinnam siedzieć. Czy
coś ze mną nie tak? No chyba tylko to, jak Mamusia nieraz mówi, że
ja nigdy nie usiedzę, bo mam pieprz w pupie. Hmmm... może to i
prawda. Tak czy siak i jak już go mam, to sama go sobie tam nie
wsadziłam. Chyba mnie Mamusia już taką popieprzoną urodziła.
Ale to
prawda, nie lubię siedzieć. Zawsze sterczę jak… jak jakowyś
wyrzut sumienia co najmniej. Tak nieraz Tatuś mówi.
Eee tam,
nie wiem, co to jest wyrzut sumienia, ale z wyrzutem, czy bez jednak
wolę sobie posterczeć. A nuż będę bardziej zauważalna?
Do
drugiego zdjęcia zebrałam się w sobie i patrzę już prosto w
obiektyw aparatu fotograficznego pana fotografa, bo on powiedział,
że zaraz jakiś ptaszek z niego wyskoczy.
No i
wkurzył mnie strasznie, bo nie wyskoczył! Na kolejne zdjęcia nie
dałam się już namówić, bo nie znoszę, jak mnie ktoś okłamuje.
Przecież już umiem dobrze patrzeć i tak samo czuć. Pan Tabisz,
nasz sąsiad, ciągle powtarza, że Halintek-Mintek, czyli ja, to
bardzo mądre dziecko. A on jest już stary i chyba wie, co mówi...
No!
Nie
mogłam się więc nie wkurzyć na pana fotografa za to jego
oszukaństwo. Fuknęłam "coś" pod nosem (ale nie powiem
co), odwróciłam się na pięcie i poszłam do ogrodu się bawić —
z mocnym postanowieniem, że jak znów przyjdzie do naszego domu
robić nam zdjęcia, to się przed nim schowam.
cdn.
— 1 część: "Niebanalne narodziny i jeszcze bardziej niebanalne dzieciństwo"