Siedem lat temu, wędrując po lesie, przeżyłam niesamowitą przygodę. Nagle nad dużą polaną na tle błękitnego nieba zobaczyłam tak jakby wiszący bez ruchu spodek. Był duży, połyskiwał w promieniach porannego słońca. Na początku się wystraszyłam, ale po chwili strach ustąpił miejsca zachwytowi. A przede wszystkim ciekawości.
Szybko sięgnęłam do kieszeni kurtki i wyciągnęłam telefon komórkowy. Drżącymi z emocji rękoma pstryknęłam parę zdjęć temu niezwykłemu zjawisku. Kiedy skończyłam i chciałam już tylko naocznie spodek podziwiać, nagle, ni stąd, ni zowąd spodek znikł. Trochę żal mi się zrobiło, że tak nagle się ulotnił, ale świadomość, że go w porę uwieczniłam, rekompensowała mi nieco mój żal.
Ruszyłam w dalszą drogę, gorączkowo rozmyślając o tym, co się przed chwilą wydarzyło.
Jakieś trzysta metrów dalej natknęłam się na dwóch joggujących młodych mężczyzn. Już z daleka widziałam, że mocno gestykulują i co rusz spoglądają w niebo. Kiedy się do nich zbliżałam, jeden z nich zawołał:
— Widziała to pani?!... Widziała?! — ręką pokazując na niebo.
— Tak, widziałam! — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Wymieniliśmy się paroma informacjami o tym, co widzieliśmy i obaj w mig oddalili się w przeciwnych kierunku. Wyraźnie było widać, że byli mocno zestresowani. Ruszyli z kopyta szybkim biegiem. Nawet nie zdążyłam się ich spytać, czy zrobili zdjęcia.
Po powrocie do domu chciałam się swoją przygodą jak najszybciej pochwalić dzieciom i przesłać im na WhatsAppie zrobione przez siebie zdjęcia.
Jak postanowiłam, tak natychmiast zaczęłam robić, by swojej niewypowiedzianej radości i emocjom jak najszybciej dać upust... No i? No i przeżyłam ogromny szok.
Otóż okazało się, że zdjęcia, i owszem, nawet bardzo ładne mi wyszły, ale spodka na nich nie było widać.
— Ki czort?! — krzyknęłam z wrażenia. I natychmiast zaczęłam przeglądać wszystkie zdjęcia po kolei.
Sprawdzałam je po parę razy, powiększając zoom do maksimum... i nic, ani śladu po rzeczonym spodku. Strasznie, ale to strasznie byłam zawiedziona. Tym bardziej że nie mogłam zrozumieć jak to możliwe, jak to się stało, że na zdjęciach go nie ma. Przecież widziałam go wyraźnie... Zresztą, nie tylko ja.
Zrozumiałam dopiero dużo później — jak to było możliwe, kiedy to, szukając pewnej informacji na temat UFO potrzebnej mi do pisanej akurat powieści fantasy dla młodzieży, weszłam na portal Fundacji Nautilus. Oglądnęłam tam Kroniki Billa Meiera z 1986 roku, który przez wiele lat miał bliski kontakt z przybyszami z pozaziemskiej cywilizacji, a dokładniej z gromady gwiazd w gwiazdozbiorze Byka zwanych Plejadami i — za ich zgodą — zrobił ich pojazdom kosmicznym setki zdjęć i nawet wiele krótkich filmików nakręcił.
W późniejszych latach wszystkie je dokładnie przebadało wielu naukowców i w efekcie tych badań potwierdziło ich autentyczność.
Dla tych, których zainteresuje ten temat, załączam link do rzeczonych Kronik Billa Meiera. Oto on:
https://www.youtube.com/watch?v=hIa3NyHmZxQ&t=887s&pp=ygUSZnVuZGFjamlhIG5hdXRpbHVz
Z cyklu: "Chcesz, wierz, nie chcesz... twoja sprawa"