Tak, zima ciągle trwa i jest bardzo mroźnie. Przynajmniej u nas. I według prognoz taka właśnie ma trwać jeszcze przez kilka dni. W mieście wprawdzie śniegu już niewiele i już nie taki całkiem biały. Za to za miastem, na polach, w lasach cudownie biało.
Wiem, bo dzisiaj skoro świt ruszyłam z kijkami w góry. I to już z domu. Auta nie ruszałam, bo nie chciało mi się drapać zamrożonych szyb.
Słoneczko coraz bardziej starało się rozweselić poranek. Maszerowało mi się więc wspaniale.
I kiedy tak zasuwałam po skrzypiącym śniegu, w uszach zabrzmiał mi nagle śpiew moich wnuczków... Skąd ten śpiew? Ano stąd, że dawno, dawno temu specjalnie na nasze zimowe wędrówki napisałam im piosenkę, parafrazując częściowo wiersz Marii Konopnickiej i one zawsze ją śpiewały — z wielkim oddaniem i co tchu w piersiach.
Niewiele się zastanawiając... Chociaż nie, na ułamek sekundy się jednak zastanowiłam, bo rozglądnęłam się dookoła, czy nikt nie idzie... zaczęłam śpiewać i ja, a właściwie wydzierać się, tak samo jak moje wnuczki z wielkim oddaniem i co tchu w piersiach (a co se miałam żałować):
Hu, hu, ha! Zima ciągle trwa!
My się zimy nie boimy,
My się zimą wciąż bawimy...
Niechaj zima ta — jak najdłużej trwa!
Hu, hu, ha! Zima nie jest zła!
Choć nas szczypie w nosy, w uszy,
Choć nam śniegiem w oczy prószy...
Niechaj zima ta — jak najdłużej trwa!
Hu, hu, ha! Zima nie jest zła!
Frajdy nie szczędzi wszak nikomu...
Wyjdź więc czasem do niej z domu.
I... ???!
Niechaj zima ta — jak najdłużej trwa!
Z pór roku wprawdzie najbardziej lubię wiosnę, ale na zimę nie narzekam. Aż taka zła to ona znowuż nie jest. Jak się chce, można ją nawet polubić... I byle do wiosny!