To tak jak ludzie. Niekiedy ich działanie wydaje się być normalne, niekiedy jednak trudno je zrozumieć. Tak jak i ludzi. Widać, że to taka już cecha istot żyjących. Myślą, co chcą i robią, co chcą... albo, co potrzebują.
Tak pewnego dnia musiałam sobie wytłumaczyć dziwną inwazję wiewiórek w moim ogrodzie. Nie wiem, co im się stało, ale nagle tyle ich się pojawiło w moim ogrodzie, że trudno mi było je zliczyć.
Najpierw bawiły się w ganianego na wysokiej sośnie, potem w chowanego w trawie, a potem znów ganiały się po drzewach. I tak wiele razy na przemian. Przez moment było jednak tak, że jedne wiewiórki bawiły się jeszcze w chowanego, drugie zaś — już na powrót — goniły się po drzewach. Radosnemu popiskiwaniu nie było końca. A i ja, obserwując je w ferworze zabawy, miałam dużo radochy... ale nie popiskiwałam.
Wiewiórki są bardzo płochliwe, a przede wszystkim niesamowicie ruchliwe. Zrobić takim fotkę to nie lada sztuka. Tym bardziej, kiedy bawią się akurat w taki sposób. Dlatego też uwieczniałam je przez szybę w drzwiach ogrodowych.