sobota, 25 czerwca 2022

Przybysze z Kosmosu wylądowali... Są nadzieją Ziemian

Nieprawda? Dla tych, co nie wierzą, mamy dowody. Może to właśnie oni pomogą nam w końcu wyleczyć nasz coraz bardziej chory Świat... Skoro żadne inne siły odgórne nam nie pomagają; skoro wypinają się na ludzkość, pozwalając kilku tyranom rządzić naszym życiem.

  

Byliśmy na wycieczce w lesie. Wspaniale nam się wędrowało. W wyśmienitych humorach uszliśmy już chyba z dziesięć kilometrów, rozmawiając na różne tematy kiedy nagle niebo się zaciągnęło ciemnymi chmurzyskami a spośród nich zaczął się wyłaniać dziwny obiekt i powoli, przy dźwiękach cichutkich dzwoneczków, osiadać na polanie. Kiedy osiadł już całkowicie. Niebo ponownie się rozjaśniło.

Staliśmy z rozdziawionymi buziami lekko przestraszeni, ale też i bardzo zaciekawieni. Co to może być?! Długo nie musieliśmy czekać na wyjaśnienie zagadki. Bo nagle zobaczyliśmy jak z tego obiektu, wyglądającego jak nic na pojazd pozaziemski, dostojnym krokiem wychodzi jakiś przybysz i stawia stopy na naszej kochanej Planecie Ziemia. A robił to bardzo delikatnie. Po czym rozglądnął się dookoła, i nagle, my, Ziemianie, zebrani w tym miejscu, usłyszeliśmy jego słowa. Brzmiały one nieco dziwnie, tak jakoś bardzo zgrzytająco, ale zrozumieliśmy je doskonale, gdyż mówił w naszym języku: 

To jest mały krok Kosmity, ale wielki krok kosmicznej cywilizacji.

I wtedy z wnętrza pojazdu wyszło jeszcze trzech kolejnych Przybyszów, czyli Kosmitów, jak się okazało. Stanęli w jednym rzędzie, patrząc na nas swoimi ogromnymi, zielonymi oczami i uśmiechając się tajemniczo. Byli odziani w piękne kombinezony połyskujące złotem i srebrem. Nie byli wysokiego wzrostu, ale z sekundy na sekundę rośli nam w oczach. Po chwili wszyscy naraz podnieśli obie ręce do góry i puścili do nas oczko. Jeden po drugim… Aż tu nagle, nieziemski błysk oświetlił cały las, nas i ich. Wszystko dookoła stało się niebiesko-żółte. Z każdą kolejną sekundą barwy te tężały, stawały się coraz intensywniejsze.

To był przepiękny widok. Z zachwytu aż piszczeliśmy. Byliśmy zafascynowani Przybyszami z Kosmosu i ich połyskującym błękitem pojazdem. Cudowny zapach wanilii roznoszący się wokoło był dopełnieniem naszej ogromnej fascynacji. Zaś tym, co usłyszeliśmy, byliśmy niesamowicie wzruszeni.

Cóż za przeżycie! Staliśmy tak dobrą chwilę, bez ruchu, jak zaczarowani. Z zachwytem wpatrywaliśmy się w Kosmitów i delektowaliśmy się wszystkim, co widzimy, słyszymy i czujemy.

Wreszcie, coraz intensywniejszy zapach buchającej spod ich pojazdu waniliowej pary otrzeźwił nas i odzyskaliśmy rezon. I chociaż słowa tu wypowiedziane ciągle brzmiały nam w uszach, uwagę swą przenieśliśmy na stojący, a właściwe lekko już lewitujący kosmiczny pojazd. Był nieziemsko piękny. Zrobił na nas niesamowite wrażenie. Także na wszystkich innych Ziemianach, którzy, słysząc dziwne dźwięki dochodzące z polany, a także nasze piski zachwytu, wybiegali z gęstwin lasu coraz liczniej i zaciekawieni gromadzili się za naszymi plecami.

Patrząc na miłe buzie Kosmitów, lekko uśmiechnięte, nabraliśmy odwagi i zaczęliśmy podchodzić bliżej.

Na co oni szybko zareagowali i wolnym krokiem ruszyli nam naprzeciw, śmiejąc się już głośno i wesoło. Prawie tak samo jak zwykły człowiek. Och, cóż za radość ogarnęła nasze serca! Stanęliśmy wszyscy naprzeciw siebie i wtedy oni zawołali jednogłośnie:

Witamy Ziemian! Przybyliśmy do was, by wam pomóc odzyskać pokój i radość na waszej pięknej zielonej Planecie Ziemia.

Staliśmy oszołomieni, nie bardzo wiedząc, co powinnyśmy zrobić. Po chwili jednak spostrzegliśmy, że oni tak jakby znów oczka do nas puszczają. A jeden z nich, ten pierwszy przez nas poznany, przekręca coś na głowie, co do berecika z antenką było podobne, tyle że metalowego, i wtedy, ni stąd, ni zowąd, właz pojazdu cicho zazgrzytał i zaczął się powiększać. To nas ośmieliło. Ciekawość wzięła górę. Podbiegliśmy do wejścia i za jego przyzwoleniem, czyli kolejnym oczkiem, zaglądnęliśmy do wnętrza. A tam tyle dziwnych rzeczy! Strasznie dziwnych, acz bardzo ciekawych.

Trudno nam było odgadnąć, co do czego służy. Biegaliśmy wzrokiem po całym wnętrzu, żeby jak najwięcej zobaczyć, i nagle, za plecami, usłyszeliśmy głos Kosmitów. Jeden głos. Znów mówili chórem:

Teraz musimy lecieć dalej, na wschód, mamy tam bardzo ważną misję do spełnienia, ale za kilka dni wrócimy. Chcielibyśmy was bliżej poznać i zaprzyjaźnić się z wami.

Okrzykom radości nie było końca. Tak bardzo nas ta wiadomość ucieszyła. Pożegnaliśmy się z nimi bez większego smutku, bo wiedzieliśmy, że czeka nas dalszy ciąg kosmicznych wrażeń. W mig wycofaliśmy się i stanęliśmy w odległości kilkudziesięciu metrów od pojazdu.

Kosmici ponownie zaśmiali się wesoło, lecz dużo głośniej i dźwięczniej. Gęsiego podeszli do swojego pojazdu i jak na zawołanie wskoczyli razem na małą platformę, na coś w rodzaju balkonika. Jeden z nich nacisnął okrągły przycisk i uruchomił ją. Platforma drgnęła i wnet z cichym szelestem wszyscy razem unosili się powoli ku szczytowi pojazdu, który w kosmicznym tempie przybierał coraz bardziej kształt rakiety.

W tym samym czasie, przy dźwiękach cichutkich dzwoneczków, na samej górze rakiety zaczął się otwierać kolejny właz. Dużo większy. Platforma zatrzymała się przy nim i wtedy Przybysze z Kosmosu zawołali jednocześnie:

Do zobaczenia, drodzy Ziemianie! — i machając na pożegnanie obiema rękami naraz, zaczęli wchodzić do środka rakiety. Właz, przy wzmagających się dźwiękach dzwoneczków, powoli się za nimi zamykał.

Rakieta swoim wyglądem zaczęła nagle przypominać gigantycznego pająka. Dzwoneczki umilkły. Pająk ciężko sapnął i po chwili rozległ się dźwięk silników wchodzących w coraz to większe obroty. Pająk ociężale oderwał się od ziemi, powędrował nieco do góry, jak gdyby po nici pajęczej, i na moment zawisł w bezruchu. Nagle z jego długich łap buchnęły kłęby niebieskiego i żółtego dymu. Po krótkiej chwili kłębił się już tylko w niebieskim kolorze, tworząc po środku krąg złotych gwiazdek. Ile tych gwiazdek było, nie zdążyliśmy policzyć, bo wtem rozległ się głośny dźwięk podobny do dźwięku fanfar, setek fanfar, pająk-gigant zadrżał, zawył, zasyczał, buchnął na powrót niebieskim i żółtym dymem i... na małą chwilkę ucichł całkowicie. Po czym poderwał się do góry na dość dużą wysokość i jeszcze raz się zatrzymał. Trwał tak chwilę w bezruchu… Aż tu nagle, jak nie ryknie! Jak nie buchnie ogromnym ogniem. Niebieski pająk w momencie zamienił się w świetlistą kulę. Zaś kula ta z niesamowitą szybkością wzbiła się w niebo i w ułamkach sekund zniknęła w przestworzach.

A my, Ziemianie, staliśmy w niebiesko-żółtej poświacie i jeszcze długo z zachwytem wpatrywaliśmy się w to miejsce na niebie gdzie rakieta zniknęła.

Jak już wszyscy doszliśmy jako tako do siebie, podbiegłem w miejsce jej startu i z głową zadartą ku niebu, zawołałem:

Do zobaczenia, przyjaciele! A nie zapominajcie o nas! Nie zapominajcie o biednych dzieciach! One czekają na waszą pozaziemską pomoc! Nasza cała Planeta czeka na pomoc. Pomóżcie nam w walce ze złem. Pomóżcie, aby dobro wreszcie zwyciężyło i zapanowało na całym Świecie... Tylko w was nasza nadzieja!


Kiedy już opanowaliśmy swoje emocje i powymienialiśmy się swoimi wrażeniami, natychmiast zabraliśmy się za budowę rakiety. Naszej, ziemskiej. Może się przyda. Może polecimy razem w Kosmos? Och, to by było! A może i będzie?! Jest nadzieja, bo Kosmici, stojąc w powoli zamykającym się włazie, serdecznie się do nas uśmiechali.

A może nam się tylko wydawało? Może to tylko nasza wyobraźnia? E tam, wyobraźnia, czy nie, ważne, że mieliśmy wspaniałą zabawę rozbudzającą w nas nadzieje...