Nietrudno się jednak domyślić, że zwyczaj ten nie wywodzi się z naszej kultury, wszak u nas słoni nie ma. Tych na wolności oczywiście.
Słoń jest zwierzęciem o ogromnych rozmiarach, nic więc dziwnego, że jest utożsamiany z siłą, potęgą i mocą, bo też w swoim środowisku naturalnym nie ma wrogów (oprócz człowieka).
W indyjskiej mitologii jest symbolem szczęścia. Ganeśa, bóg obfitości i mądrości, jest przedstawiany właśnie z głową słonia. Hindusi często modlą się do niego o przychylność w swoich ważnych, życiowych sprawach.
Skoro więc oznaką szczęścia jest słoń z trąbą uniesioną do góry, trzeba pomóc mu ją podnieść, kiedy się zdarzy, że ją nagle opuści... Jak? A to już każdy sam musi się zastanowić, jak to zrobić — w jego akurat przypadku. Są na to metody. Sprawdzone.
A co ze słoniem w składzie porcelany? Też przynosi szczęście? Hmmm...? Warto się nad tym zastanowić... Ale to już temat na inne przemyślenia.
Natomiast o utalentowanym słoniu, i owszem, możemy porozmawiać. Widziałam takiego na własne oczy:
Słoń jaki jest,
każdy widzi.
Ktoś go kocha,
ktoś nienawidzi.
On ma jednak
wszystkich w nosie
i się pławi
w swoim sosie.
A sos jego
zwą trąbalskim...
Wszak to malarz,
Słoń Bengalski.
Ten ogromny słoń i wielki malarz bardzo lubi ludzi, zwłaszcza tych, którzy są dla niego mili i pozwalają mu rozwijać talent... No i podziwiają jego obrazy, ze smakołykiem w ręce, ma się rozumieć.
Z cyklu: „Pół żartem, pół serio”