niedziela, 26 września 2021

Lądowisko dla awionetek i szybowców... Tu życie pulsuje mocniej

Do lądowiska dotarłam przez przypadek, wracając z wycieczki rowerowej po albstadtckiej kotlinie. Byłam tam parokrotnie autem, ale dawno temu. Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy najpierw na niebie zobaczyłam awionetki i szybowce, a po chwili już jego teren.

Lotnisko Albstadt-Degerfeld leży na wysokości 878 m n.p.m., z pasem startowym długości 1.100 m. Jest przystosowany dla samolotów lekkich, do 1.500 kg.

Będąc już na miejscu, przyglądałam się startom i lądowaniu. W międzyczasie robiłam zdjęcia, za co później zostałam nagrodzona wspaniałym pokazem akrobatycznym jednego z pilotów awionetki.

 



Z tego miejsca startują awionetki. A nieco dalej szybowce — za pomocą wyciągarki. To urządzenie wyposażone jest w mocny silnik i bęben do zwijania kilkusetmetrowej długości stalowej liny startowej, którą zaczepia się do szybowca. 

 




Przy starcie, osoba odpowiedzialna za pracę tegoż urządzenia, napręża najpierw linę, a następnie uaktywnia jej zwijanie z dużą prędkością, tak dużą, że po kilku sekundach szybowiec wznosi się pod ostrym kątem. Po chwili, przy osiągnięciu odpowiedniej wysokości, pilot szybowca wyczepia linę i zaczyna swobodne szybowanie po niebie. Cudowny to widok. 

 




Kolejne szybowce przygotowują się do startu. Niektóre z kolei już lądują. Pasażerka jednego z nich wychodzi szczęśliwa i pełna wrażeń. Słychać ją z daleka.

 



Przyglądnęłam się dokładnie też i Wieży Kontrolnej. Jest niewielka, ale z pewnością lepsza niż ta... nawet jej nie nazwę. Każdy się domyśli sam, o jaką chodzi.

 


Szybko przerzuciłam swoją uwagę na czerwono-białą awionetkę. Bo to właśnie przygotowanie do startu tego pilota, który dał pokaz akrobatyczny nad lądowiskiem. 

 





Pełna koncentracja. Ruszył na miejsce startu. Już stoi na starcie i czeka na sygnał z Wieży Kontrolnej... I?... Poooszedł! I to tak szybko, że nawet nie zdążyłam mu zrobić zdjęcia.

W powietrzu kilkanaście minut kręcił beczki, korkociągi, latał pionowo dziobem w górę, po chwili dziobem w dół... by nagle, ni stąd, ni zowąd, zniknąć za horyzontem. Gdzie poleciał? Nie wiem. Ale wiem, że byłam niepocieszona. Tym bardziej, że nie zrobiłam mu żadnych zdjęć w tych jego powietrznych akrobacjach. Byłam tak bardzo zafascynowana jego wyczynami, że tylko wlepiałam wzrok w jego samolocik z rozdziawioną buzią i z wrażenia po prostu zapomniałam. No i zostałam z niczym. Koniecznie muszę powtórzyć tę wycieczkę.