Cześć
dzieciaki! To ja, Mex. Dziś z kolei opowiem wam o mojej niezwykłej
przygodzie na leśnej polanie. W samym środku lasu... No to
zaczynam:
W sobotni
poranek wybrałem się razem z moim psem Hugo na długą wędrówkę
po lesie. Wszędzie leżał jeszcze śnieg, ale wyraźnie czuć już
było zapach nadchodzącej wiosny. Na łonie natury jej pierwsze
oznaki czuje się zawsze dużo wcześniej. W niektórych miejscach
się też widzi… ba, nawet i słyszy czasami. Tak jak ja dzisiaj
słyszałem — spod śniegu, a właściwie — spod ziemi. Co
słyszałem? Piski. Przeciągłe piski. A takie piski, jak nic,
oznaczają nadchodzącą wiosnę. Co piszczało? Krety. Niektóre
najwyraźniej czują już wiosnę, i przygotowując się do rui,
walczą ze
sobą o dominację. Krety,
choć z natury żyją samotnie, w czasie rui spotykać się muszą,
to oczywiste, ale zachowują się wtedy wobec siebie bardzo
agresywnie. Stąd te piski dochodzące z podziemnych tuneli.
Ja sam
bym może nawet i nie zauważył tej kreciej akurat oznaki
nadchodzącej wiosny, ale pomógł mi w tym Hugo. Bo kiedy tak
wędrowaliśmy obok leśnej polany, ten skoczył nagle w śnieg i jak
nakręcony zaczął kopać. Zatrzymałem się zdziwiony i przez
moment przypatrywałem się mu.
Po chwili
przyszło mi na myśl, że jakieś myszki pewnie wyczuł i żal mi
się ich zrobiło, dlatego kazałam mu przestać kopać.
Hugo to
bardzo posłuszny pies, na moje: „zostaw” — natychmiast
przestał kopać, ale zdziwił się bardzo. Tym razem on.
Widząc
ogromne zdziwienie w jego oczach, buchnąłem śmiechem. W końcu
zawołałem: „siad” i kazałam mu czekać aż do niego podejdę.
Teraz znów ja zrobiłem wielkie oczy ze zdziwienia, bo kiedy tak
zbliżałem się do niego, z odległości może jakieś 10 metrów,
zobaczyłam wyłaniającą się ze śniegu ziemię. Powolutku rósł
mały kopczyk.
Natychmiast
sięgnąłem po aparat fotograficzny, który zawsze mam przy sobie i
go sfotografowałem. Po czym, aby nikomu nie przeszkadzać w
podziemnej pracy, obszedłem go szerokim łukiem. Był jedynym na
całej polanie. Jak wzrokiem sięgnąć. Hugo, zdyscyplinowany,
szedł za mną noga w nogę, a właściwie łapa w nogę. Szliśmy
cichutko i powoli. Aż tu nagle rozległ się pisk. Jakiś dziwny,
spod ziemi. Po chwili drugi. Bardziej przeciągły. Hugo pewnie też
usłyszał, bo zatrzymał się natychmiast i w charakterystycznej
pozie — z podniesioną przednią łapą — zaczął intensywnie
wietrzyć i nastawiać uszu. Staliśmy przez chwilę znieruchomiali.
Piski powtórzyły się jeszcze parokrotnie, ale gdzieś jakby dużo
dalej. Nagle, niemalże pod moimi łapami... oj, chciałem powiedzieć
— nogami, zaczęła wychodzić ziemia spod śniegu.
Hugo
warknął cichutko. Nakazałem mu ciszę i wpatrywałem się w to
rosnące zjawisko. A zjawisko, czyli kopczyk, rósł w oczach. Rósł
i rósł, a ja w tym czasie zastanawiałem się nad tym, co wiem o
kretach.
Przypomniało
mi się, że kiedyś, przed laty, moja babcia czytała mi napisaną
przez siebie bajkę o krecie Binoklecie
i później razem szukaliśmy w Internecie informacji o krecim życiu.
Zrobiłem to samo i dzisiaj po powrocie z lasu, dlatego wiem, że
kret nie zapada w sen zimowy. Jest zwierzęciem
bardzo aktywnym i ruchliwym. Żyje około 2 do 4 lat. Prowadzi życie
podziemne. Rzadko pojawia się na powierzchni ziemi, chyba że musi z
jakiś tam swoich powodów. Porusza się wtedy bardzo niezdarnie. Pod
ziemią wykopuje system tuneli na głębokości 20 do 50 cm i
średnicy 6 cm. Jest wyjątkowo pracowitym ssakiem. Korytarze kopie z
prędkością 12 do 15 m/godz. Jego tunele rozciągają się na
długości około 100 do 200 m, czasem są nawet dłuższe — do 1
km. Wiem też jak wygląda jego spiżarnia. Dużo w niej żywych
dżdżownic. Bo to akurat dżdżownice są jego głównym
pożywieniem.
Ciekawe,
prawda? No dobrze, wracam jeszcze do obserwowanego przeze mnie i Hugo
kopczyka, który ciągle rósł. Nie chciałem przeszkadzać
krecikowi w pracy, więc wycofałem się z tego miejsca, odwołując
Hugo z postawy: „wietrz i nasłuchuj”.
Nigdy nie
zdarzyło mi się niszczyć krecich kopczyków, albo, co gorsza,
płoszyć je jakimiś wymyślnymi sposobami. W ogóle je nie płoszę.
Nawet u nas w ogrodzie… A niech sobie żyją spokojnie. Przecież
mają na tym świecie jakieś zadanie do wykonania. Dobrze, że
zostały wreszcie objęte ochroną gatunkową. Wprawdzie tylko
częściową, ale dobre i to. Przecież one też do wszechświata
należą i też chcą żyć.
Zima
jeszcze nie całkiem odpuściła, zapowiadany jest jej kolejny atak.
Ma trwać prawdopodobnie około tygodnia. Jednak, jak mówi mój
tata, będą to już jej ostatnie podrygi. Co nie znaczy, że możemy
ją bagatelizować. Teraz tym bardziej musimy na siebie uważać,
gdyż akurat teraz, na przedwiośniu, jak mówi z kolei moja mama,
organizmy mamy najbardziej osłabione, nietrudno więc o różnego
rodzaju problemy ze zdrowiem.
Idzie
jednak ocieplenie. Świadczą o tym co rusz pojawiające się krecie
kopczyki. A kret zna się na pogodzie. Ha, jak mało kto!
A czy
ktoś z was słyszał kiedyś chrapanie kreta? Ja parę razy już
słyszałem. Trzeba mieć szczęście i przyłożyć ucho do tego
akurat kretowiska, w którym umęczony pracą krecik śpi. Jak
usłyszy się takie charakterystyczne charkotliwe dźwięki, to
będzie właśnie krecie chrapanie. Mało kto wie, że kret, jako
niestrudzony pracuś, drąży tunele przez około 4 godziny, po czym
zapada w sen, bardzo głęboki sen. Śpi tak przez około 3 godziny i
wtedy chrapie donośnie… Jak to kret.
Mam
nadzieję, że zaciekawiło was życie kretów. A przede wszystkim,
że nigdy nie będziecie robić im krzywdy. Gdziekolwiek na ich
kretowiska się natkniecie.
Jeśli macie
ochotę przeczytać jeszcze mojej babci bajeczkę o krecie
Binoklecie, to oto i ona:
Marzenie
kreta Binokleta
Krecik Binoklet miał
wielkie marzenie:
Dwie leśne polanki
połączyć tunelem,
By w czasie zimy skrócić
swe łażenie,
Kiedy przyjdzie mu
odwiedzać kretkę Melę.
W zimie jest trudno
pokonać polanki,
Gdy śniegu nasypie zima
sroga.
A ma już dość
odwiedzania kretki Anki,
Chce do Meli... Z nią
każda chwila błoga.
Pewnego razu, przed zimą
krótko…
Binoklet się ostro zabrał
do kopania,
Lecz wnet niespodziewanie
zarył bródką
I przekop tunelu przerwał
u zarania.
Zdenerwował się wtedy
okropnie,
Bo ból potężny przeszył
ciało jego.
Lecz w mig za zwały
chwycił przytomnie,
By bólu nie cierpiało
choć jego ego.
Niełatwo Binokletowi szło
to kopanie,
Gdyż ból bródki wciąż
jeszcze czuł,
Ale że przed oczami miał
swoje kochanie,
Nie ustawał... i wnet
tunelu wykopał pół.
Gdy zdał sobie sprawę —
jak daleko jest już,
Poczuł w sobie przypływ
sił przeogromny.
I nim się spostrzegł,
polanka Meli była tuż,
Wtedy aż usiadł z
radości półprzytomny.
Wnet Meli udowodni, że
mężem jej być może.
A ta myśl czyniła go
bardzo szczęśliwym...
Wszak pozbędzie się
cienia na swym honorze,
Gdy pokaże — jaki jest
pracowity i spolegliwy.
Krecik Binoklet ze
szczęścia aż promieniał…
Poprawił binokle i kopać
zaczął na powrót.
Szedł jak przecinak —
podziemie w tunel zamieniał,
I nim się obejrzał, był
już u Meli kopca wrót.
Ze szczęścia zbrakło mu
tchu, serce waliło młotem,
Wystawił więc głowę
wśród traw Meli polanki,
By łyknąć powietrza…
i wtem zawrócił, i pobiegł z powrotem,
Bo nagle żal mu się
zrobiło kretki Anki.