Baju,
baju, baju baj
baje bajki
Miłka...
Siądźcie
dzieci wokół niej,
będzie ich
dziś kilka.
Będzie bajka
o Charlocie
i egoiście
Chomiku.
Będzie także
i o Sroczce
i o siwym
Koniku.
Cicho dzieci, cicho sza!
Miłka
zaczyna bajać...
Pierwsza baja
o Charlocie,
po czym
kolejne baje:

Mrówka
Charlota
Małej mrówce imieniem Charlota,
Zobaczyć morze przyszła ochota.
Cały już tydzień kufer pakuje,
Okazji na podróż wypatruje.
— Może by tak… samolotem?
Nie. Ten pomysł przemyślę potem.
Wiem! Lepszy będzie autostop.
Auto staje… A ja — hop!
Dobry pomysł, lecz ma wady.
Z ciężkim kufrem wsiąść nie dam rady.
— Och Charlotko! — gniewa się jej mama.
— Takich pomysłów nie miewa dama.
Lecz ta Charlota jest bardzo uparta,
W swoim pomyśle stanowcza i zwarta.
— Ja tylko chcę zobaczyć morze,
Czy nikt zrozumieć tego nie może?!
Wiele pomysłów na podróż już miała,
Żaden nie wypalił, czegoś się bała.
Nikomu się przyznać jednak nie chciała.
— Jestem odważna! — wciąż powtarzała.
I w końcu powzięła postanowienie:
— Wyjeżdżam jutro. Zdania nie zmienię.
I choć wciąż tylko na etapie myślenia,
Ale już widzi jak na do widzenia
Wszystkim chusteczką białą macha
I do pojazdu już wsiąść się nie waha.
Myśli te robią ogromne wrażenie…
— Nie zwlekam dłużej. Spełniam marzenie!
Lecz jaki pojazd? Chyba nie… pociąg?
I znów strach się w nią wwierca niczym korkociąg.
— Och Charlotko! — wzdycha jej mama.
— Co tak obmyślasz tutaj sama?
A Charlota?... Ciągle duma.
Mętlik ma w głowie. Nic nie kuma.
— Wszystkie pomysły są do bani.
— Samą już siebie za nie gani.
Myśli dalej: — Trudna rada…
Dłużej tak myśleć nie wypada.
Stalowe pojazdy zapomnieć muszę,
Inaczej w podróż nigdy nie ruszę.
Bo takie pojazdy to istne potwory,
Lękam się ich jak sennej zmory.
Do kitu te wszystkie moje pomysły…
Zaraz… już wiem! Skoczę do Wisły!
— Tak, to jest pomysł — z radością pomyślała
I sama do siebie się w głos zaśmiała.
— Wisła do morza wpada niezbicie…
Fujara ze mnie, żadne to wszak odkrycie.
— Patyczków parę, źdźbeł trawy kilka,
Zbudować tratwę to tylko chwilka.
Na ster użyję rybiej łuski,
A potem już w rejs, choćby do… Ustki.
Ach, jeszcze żagiel… zrobię go z liścia…
Oj, chyba popłynę. Nie mam już wyjścia!
— Och Charlotko! — martwi się mama.
— Uważaj na siebie, będziesz tam sama.
Na podróż upiekłam ci pyszną szarlotkę...
— I bliska już płaczu, przytuliła Charlotkę.
— No to w drogę! Wypływać już czas…
Do zobaczenia! Żegnam was!
Ostatnie spojrzenie w stronę mrowiska.
Żal się rozstawać. Płaczu jest bliska.
Na tratwę jednak wsiąść się nie waha.
Wszystkim znajomym chusteczką macha.
— Zobaczę morze i... jadę z powrotem.
O mojej podróży opowiem wam potem!
Chomik
Egoista
Małemu chomikowi imieniem
Egoista,
Najeść się na zapas —
to rzecz oczywista.
Mieć pełny brzuszek —
to jego wola,
I napchać jedzeniem dwa
boczne wola.
Pochłania wszystko co
znajdzie na drodze,
Czym inne zwierzątka
zasmuca srodze.
W swej zachłanności
granice postradał…
Ależ egoista! Tylko sam
się najadał.
I chociaż inni jeść też
coś muszą…
Jedzenie znika zanim coś
ruszą.
— Och, Egoisto, co z
ciebie za egoista?!
Trudno żyć z takim —
to rzecz oczywista.
Raz chomik poszedł na
wycieczkę do lasu...
— Chować jedzenie!!! I
to zawczasu!
— W panikę wpadły
leśne zwierzątka
I każde co może upycha
po kątkach.
Lecz chomik sobie nic z
tego nie robił…
Jeść, i mieć co jeść
— to jego hobby.
Głośno zawołał: —
Spiżarnia moja nie będzie pusta!
— I ruszył jeszcze
raźniej ze śpiewem na ustach:
Jestem sobie Egoista,
Żyję sobie sam!
Hej!!!
Niechaj do mnie nikt nie bryka,
Guza będzie miał!
Hej!!!
Tylko siebie kocham
I o siebie dbam.
Czuję się jak w niebie,
Bo wszystko mam… i mam, i mam!
I tak zawodząc na cały
las,
Szedł dziarskim krokiem,
podskakując co raz.
Aż tu nagle!... Co się
dzieje?!
Cały las ożył i głośno
się śmieje.
Do śpiewu odeszła mu
zrazu ochota,
Bo się zagapił i…
wpadł do błota.
Stał tak nieborak w
błocie po pas...
Bez pomocy, choć
zwierzaków pełen las.
Tylko wiaterek szumiał
gdzieś w oddali,
Coś o tym jak to wielcy
egoiśśśści sssstają się mali.
A echo to wszystko
powtórzyło
I jeszcze od siebie coś
dorzuciło:
— Jesteś egoistą?
Żyjesz sobie sam?
Twoja wola! Lecz jedną
radę ci jednak dam:
— Życie
jest piękne, lecz czasem mniej,
Dużo
przyjaciół więc lepiej miej…
A
żebyś liczyć na nich mógł,
Spłacaj im zawsze przyjaźni dług.
Po starym drzewie Sroczka skakała.
Za swymi dziećmi wszędzie szukała.
Jedno znalazła — policzyła.
Drugie znalazła — policzyła.
Trzecie znalazła — policzyła.
Czwarte znalazła… pewność straciła.
A kiedy i piąte przyuważyła,
Rachubę dzieci całkiem straciła…
Z wrażenia w końcu z kretesem zdębiała,
Gdyż zapomniała ile dzieci miała.
Siwy koń
Hej ty koniu,
siwy koniu,
pięknym żeś
rumakiem.
Ech pognałabym
ja z tobą,
upajając się
wiatru smakiem.
Choćby na
oklep i bez baczmagów,
byleby z tobą,
boś koń na schwał.
I heya! z
kopyta galopem,
a w szczerym
polu już tylko cwał.
Hej ty koniu,
siwy koniu,
dokąd ty tak
gnasz?
Parskasz,
prychasz, rwiesz z kopyta,
rozwichrzoną
grzywę masz.
Czujesz pewnie zapach wiosny
W południowym wietrze...
Galopujesz po horyzont,
chrapami wciągając powietrze.
Ech ty koniu, siwy koniu,
pięknyś ty ogierek!
Marzysz pewnie o swej klaczy
słodkiej jak cukierek.
Marzenia jak skrzydlaty pegaz
niech cię w przestworza niosą,
a ujrzysz wnet w obłokach klacz,
przystrojoną srebrzystą rosą.
Ech ty koniu, siwy koniu,
gnaj po horyzont, gnaj!
Gdy znów wrócisz do mnie we śnie,
w moim sercu zakwitnie raj!