piątek, 6 grudnia 2019

Podsłuchane u dentysty

Miałam dzisiaj wizytę u dentysty, notabene, u mojego znajomego dentysty z Polski. Kiedy z rozdziawioną buzią siedziałam już na wygodnym fotelu, zaczęłam się zastanawiać nad słowami usłyszanymi w poczekalni przychodni. Słyszałam tam rozmowę dwóch kobiet. Pacjentek. Obie narzekały na koszty, jakie muszą ponieść za usługi stomatologiczne. Narzekały też na ogólną sytuacją gospodarczą w Niemczech. Jedna drugiej podawała przykłady, co ostatnimi laty podrożało, i jaki ma to wpływ na codzienne życie. Wskazywały na puste miejsca w poczekalni, mówiąc, że ze względu na ogólną drożyznę w każdej dziedzinie życia ludziom jest teraz o wiele ciężej dbać o swoje uzębienie. Że wiele ludzi wręcz przestało odwiedzać gabinety stomatologiczne, albo, w najlepszym razie, wizyty swoje mocno ograniczyło. Chcąc nie chcąc, słyszałam wszystko o czym mówią i w duchu przyznawałam im rację. Tak jest w istocie od paru ładnych lat. Za wszystko trzeba płacić, za każdą najmniejszą nawet plombę trzeba z kieszeni wyłożyć co najmniej 40,- €. Kasy chorych płacą jedynie za okresowe kontrole, za wyrwanie zębów i za szpetne, trujące plomby amalgamatowe. Ludzie coraz rzadziej chodzą do dentysty, bo ich po prostu nie stać.

U każdego lekarza-specjalisty obecnie trzeba za większość badań płacić z własnej kieszeni. Mimo ubezpieczenia. Kasy chorych refundują jedynie podstawowe badania. Takie jak np. morfologia krwi. Najbardziej podstawowe z podstawowych badań. Z tym, że refundują te badania jedynie co dwa lata. Jak ktoś chce częściej krew swoją badać musi sam za badanie zapłacić. I tak jest prawie ze wszystkimi podstawowymi badaniami. Kto nie chce wykładać ze swojej kieszeni, albo rzeczone kieszenie ma puste, musi się trzymać zdrowo przez calusieńkie dwa lata. A gdyby jednak nie wytrzymał, to o tyle ma dobrze, że go, schorowanego nieboraka, w szpitalu przyjmą zawsze. A jak tam się już znajdzie, to aż tak bardzo martwić się nie musi, bo wtedy za wszystkie badania kasa chorych zapłaci. Jedynie za każdy dzień pobytu w szpitalu płacić musi. O przepraszam… dopłacić, bo szanowne kasy chorych oczywiście partycypują w kosztach.

Rzeczywiście, porobiło się tutaj… Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Blady strach padł na ludzi średniozamożnych. Zaczyna brakować pieniędzy. Muszą oszczędzać więc na zdrowiu. A co mają powiedzieć ludzie biedni, którzy stracili pracę? Tacy ludzie muszą się martwić przede wszystkim o to, by mieć co do garnka włożyć. O zdrowiu nawet nie myślą. A co dopiero o ładnym, zdrowym, w pełni uzębionym uśmiechu.
Kiedy dentysta oglądnął wszystkie moje zęby, które, ku mojemu ogromnemu zadowoleniu, okazały się być nadal zdrowe, wykonał jeszcze (jak co pół roku) pełny ich skaling. Po tym zabiegu zamknęłam buzię i skończyłam rozmyślać. Szybko ją jednak na powrót otworzyłam, bo koniecznie musiałam zadać mu pytanie:
Panie Adamie, czy naprawdę jest tak źle z pacjentami? — cedziłam słowa, rozmasowując dłońmi nadwerężone zawiasy żuchwy. — Coraz rzadziej przychodzą?
A cedziłam te słowa po niemiecku. Chciałam być grzeczna, gdyż wiem, że asystentka dentysty ni w ząb po polsku nie rozumie. A ja ją bardzo lubię. To takie miłe, ładniutkie, czarnoskóre dziewczątko o pięknym, bielusieńkim jak świeżutki śnieg uzębieniu.
Pan Adam jednak odpowiedział mi po polsku. Pewnie uznał, że to, co mówi, lepiej żeby pozostało między nami.
Ech, proszę pani, jest gorzej niż źle… A niech to szlag trafi, co za czasy nastały. Kasy chorych wypięły się na wszystkich i nie chcą refundować już pomału niczego, a ludzie tak zbiednieli, że mało kogo stać teraz na leczenie zębów. Przychodzą najczęściej dopiero wtedy, kiedy z bólu już nie wytrzymują i ząb nie nadaje się już do leczenia a jedynie do ekstrakcji. Niewielu, kto ma słabe zęby, stać dzisiaj na ładny uśmiech, bo żeby go mieć, musieliby wydać duże pieniądze. Są to kwoty rzędu tysięcy euro. Wiele osób mimo wszystko próbuje zadbać o swój uśmiech, ale żeby nie być narażonym na tak wysokie koszty, jedzie do Polski. Niższe koszty materiałowe, niższe koszty prac protetycznych i niższe honoraria lekarskie sprawiają, że leczenie stomatologiczne w Polsce jest blisko 70% tańsze niż w Niemczech. Dla Niemców jest to oczywista gratka. Jeszcze trochę, a pójdziemy z torbami… Jakby nie patrzeć.

Szkoda mi się zrobiło pana Adama. No ale co zrobić? Wszystkim się teraz ciężej przędzie. Takie czasy. Wszędzie.
Na odchodnym, aby rozładować nieco sytuację, opowiedziałam panu Adamowi, jak to kiedyś, przed kilkoma laty, przeczytałam w polskiej gazecie o takiej jednej Niemce (z byłego DDR-u), która pojechała do Szczecina, aby tam skorzystać z usług renomowanej przychodni stomatologicznej. No i owszem, korzystała, nawet bardzo skrzętnie, przez 3 dni z rzędu — na kwotę 5 tys. €. Tyle, że po 3 dniach uciekła, nie płacąc. Służba graniczna, powiadomiona przez policję i przychodnię stomatologiczną, zdążyła ją jednak zatrzymać na przejściu granicznym i do porządku przywołać. Oszustka chciała wyrolować polskich dentystów, a koniec końców wyrolowała samą siebie. Bo też zamiast oszczędzić na kosztach stomatologicznych te sławetne 70%, czekały ją dodatkowe koszty, kara za wyłudzenie. A w Niemczech to bardzo wysoka kara.

Wyszłam od dentysty roześmiana, ponieważ zdrowo się pośmialiśmy z panem Adamem z chytrej Niemki. Będąc jednak już na zewnątrz, mina mi nieco zrzedła, bo nagle moja wyobraźnia roztoczyła przede mną wizję bezzębnych uśmiechów. Aż się wzdrygnęłam na samą myśl, że może to być prawdą… Brrr! Od dziecka mam uraz do bezzębnych uśmiechów. O rany, to nie może być prawdą!




Wniosek nasuwa się jeden:

Dbajmy o zęby naszych dzieci, aby w dorosłości nie musiały stawać przed podobnym dylematem: wydać duże pieniądze na ładny uśmiech, czy straszyć bezzębnym?