To
prawda, idioci sami się rodzą, i to w każdym kraju. Miałam
kolejną okazję by się o tym przekonać, kiedy to, będąc u córki,
wybrałam się z psem na spacer po torach kolejowych biegnących
niedaleko jej domu.
Lubię
spacery po torach. To pozostałość z dzieciństwa. Z dzieciakami
często na torach urządzaliśmy sobie różne zabawy, np. zawody w
skokach po pokładach, albo w chodzeniu po szynach i jak najdłuższym
utrzymywaniu równowagi. W tajemnicy przed rodzicami oczywiście.
Zachowywaliśmy jednak jak najdalej idące bezpieczeństwo. Znaliśmy
dokładnie rozkład jazdy wszystkich pociągów osobowych. Jedynie na
pociągi towarowe musieliśmy uważać. Ale ich na szczęście w
tamtych czasach nie było zbyt dużo w naszym mieście. Zabawę
mieliśmy zawsze wspaniałą i nigdy nikomu nic złego się nie
stało.
Wracając
do rzeczonego spaceru po torach, dodam, że tory te od kilkunastu lat
są nieużywane. A są to tory, które wcześniej łączyły kilka
dzielnic naszego miasta. Ze względu jednak na nierentowność tych
połączeń, Włodarze Miasta zadecydowali wstrzymać pociągi na tej
trasie. Rzeczywiście, mało kto jeździł nimi. Teraz niemalże
każdy ma swój środek lokomocji, a dla tych co nie mają, są
miejskie autobusy.
Szłam
sobie z Aramisem zadowolona, co rusz skacząc z pokładu na pokład,
kiedy on nagle się zatrzymał i wystawił mi to:
— No
coś takiego! — krzyknęłam, przypatrując się znalezisku. To
była paczka z gazetami. Nasz lokalny tygodnik. Prosto z drukarni.
Gazety były równiutko ułożone i obwiązane, z przeznaczeniem do
kolportażu. Byłam zbulwersowana tym widokiem, bo od razu się
domyśliłam, skąd się tu na torach wzięły. Z pewnością jakiś
nieuczciwy roznosiciel, zamiast roznieść je po domach, pozbył się
ich tutaj, „oszczędzając” sobie pracy a pieniądze „za pracę”
pewnie kasując. Ten podły czyn to pewnie dzieło jakiegoś
niewychowanego, głupiego smarkacza. Bo najczęściej to młodzi
ludzie zatrudniają się do roznoszenia gazet, by dorobić sobie do
kieszonkowego. Bo żeby dorosłego człowieka mogłoby stać na taki
czyn, trudno mi uwierzyć.
Było
widać, że gazety te niedawno ktoś tutaj wyrzucił, bo były z
przedostatniego tygodnia. Tędy prawie nikt nie chodzi, więc pewnie
ten ktoś myślał, że dobre miejsce wybrał dla swojego podłego
czynu.
Obfotografowałam
gazety z każdej strony, tak na wszelki wypadek, i zdegustowana
ruszyłam dalej. Aramis jednak nie bardzo chciał iść, coś węszył.
W końcu zeskoczył z torów i pobiegł na skarpę, wystawiając mi
powód swojego węszenia. Oto i on:
Na ten
widok z wrażenia aż przysiadłam i krzyknęłam: — Co za
skończony idiota! Najwyraźniej ten ktoś oddawał się temu
procederowi już od kilku miesięcy. Chcąc zarobić więcej
pieniędzy, nabrał jeszcze też i różne prospekty reklamowe do
kolportażu… Fajny kolportaż! A niech go nie wiem co! Takiego
bydła narobił. Co za perfidia! Myślał, że zarobi sobie pieniądze
nic nie robiąc? No jasne, bo po co łazić od ulicy do ulicy, od
domu do domu, jak można wszystkich gazet i prospektów naraz się
pozbyć i pieniądze i tak skasować.
Trzeba
być skończonym idiotą, aby zrobić coś takiego i aby liczyć na
to, że sprawa się nie rypnie, że się tak kolokwialnie wyrażę, i
do odpowiedzialności pociągniętym się nie będzie. A tu, w
Niemczech, niestety, albo raczej stety, kara za takie czyny jest
bardzo dotkliwa. Już Służby Porządkowe Miasta po nitce do kłębka
dojdą do sprawcy. Mają na to swoje sposoby. Ale w tej akurat
sprawie sama im pomogłam, bo wysłałam im zdjęcia z tego
procederu. Wprawdzie nie tak od razu, bo jakoś dziwnie żal mi było
sprawcy. Byłam pewna, że jest nim jakiś durnowaty smarkacz,
którego trzeba by było jakoś spamiętać. Chciałam najpierw sama
go namierzyć i przywołać do porządku. Poszłam więc na tory
jeszcze raz na drugi dzień. Niestety, nikogo tam nie widziałam i
nic się tam nie zmieniło. Wszystkie gazety i prospekty nadal leżały
jak leżały. Wracając torami, zastanawiałam się co zrobić. Po
przejściu kilkudziesięciu kolejnych metrów, wiedziałam już co,
bo na taki oto obrazek obok torów się natknęłam:
Aż mną
potelepało ze złości, gdy to zobaczyłam. Ten skubaniec jeszcze
więcej gazet dorzucił. — O nie! — zawołałam sama do siebie. —
Teraz już nie daruję. I kiedy tylko wróciłam do domu, natychmiast
pocztą mailową wysłałam zdjęcia do tut. Ratusza. Reakcja była
natychmiastowa. Po kilkunastu minutach drogą powrotną otrzymałam
maila z podziękowaniem za zdjęcia i obywatelską postawę.
W
Niemczech takie rzeczy nie ujdą nikomu na sucho. Tu jest dyscyplina,
a już zwłaszcza związana z Umweltschutz, czyli ochroną
środowiska.
Oj,
nagrabił sobie ten idiota, nagrabił. Raz, że będzie musiał
wszystkie „zarobione” pieniądze oddać, to jeszcze będzie go
czekać sąd. Będzie musiał ponieść karę pieniężną za
zaśmiecanie terenu i zakpienie z pracodawcy. A sam pracodawca, czyli
Dystrybutor Czasopism i Prospektów, już pewnie doszedł do sprawcy.
Ale też, pewnie tak na wszelki wypadek, aby upewnić się, czy
podobny proceder nie miał miejsca i w innych częściach miasta, już
na drugi dzień wydzwaniano stamtąd po ludziach z pytaniem, czy
dostarczano im do skrzynek prospekty i gazety. Do mnie też jakaś
babka zadzwoniła, pytając o to.
To ja
rozumiem. Jest akcja, jest i reakcja. I to natychmiastowa. A co!
Ordnung muss sein! Bardzo mi się podoba ten niemiecki porządek… i
dyscyplina. Łatwiej się żyje w takich warunkach i wśród zdyscyplinowanego społeczeństwa.
Po dobrze
spełnionym obywatelskim obowiązku, i już bez żadnych wyrzutów
sumienia, w kolejnym dniu znów pomaszerowałam z psem na tory.
Lubię oglądać tamtejsze widoki rozciągające się wzdłuż
torowiska. Z jednej strony ciągną się boiska i korty tenisowe, z
drugiej lasy. Maszerowało mi się tym przyjemniej, że widziałam,
iż moja akcja nie była daremna. Wszędzie było już posprzątane.
Po gazetach i prospektach nie było już śladu.
Świat
jest piękny, ale trzeba o niego nieustannie dbać i chronić przed
złymi i głupimi ludźmi.