niedziela, 15 grudnia 2019

Idiotów nie sieją…

To prawda, idioci sami się rodzą, i to w każdym kraju. Miałam kolejną okazję by się o tym przekonać, kiedy to, będąc u córki, wybrałam się z psem na spacer po torach kolejowych biegnących niedaleko jej domu.

Lubię spacery po torach. To pozostałość z dzieciństwa. Z dzieciakami często na torach urządzaliśmy sobie różne zabawy, np. zawody w skokach po pokładach, albo w chodzeniu po szynach i jak najdłuższym utrzymywaniu równowagi. W tajemnicy przed rodzicami oczywiście. Zachowywaliśmy jednak jak najdalej idące bezpieczeństwo. Znaliśmy dokładnie rozkład jazdy wszystkich pociągów osobowych. Jedynie na pociągi towarowe musieliśmy uważać. Ale ich na szczęście w tamtych czasach nie było zbyt dużo w naszym mieście. Zabawę mieliśmy zawsze wspaniałą i nigdy nikomu nic złego się nie stało.

Wracając do rzeczonego spaceru po torach, dodam, że tory te od kilkunastu lat są nieużywane. A są to tory, które wcześniej łączyły kilka dzielnic naszego miasta. Ze względu jednak na nierentowność tych połączeń, Włodarze Miasta zadecydowali wstrzymać pociągi na tej trasie. Rzeczywiście, mało kto jeździł nimi. Teraz niemalże każdy ma swój środek lokomocji, a dla tych co nie mają, są miejskie autobusy.
Szłam sobie z Aramisem zadowolona, co rusz skacząc z pokładu na pokład, kiedy on nagle się zatrzymał i wystawił mi to:


No coś takiego! — krzyknęłam, przypatrując się znalezisku. To była paczka z gazetami. Nasz lokalny tygodnik. Prosto z drukarni. Gazety były równiutko ułożone i obwiązane, z przeznaczeniem do kolportażu. Byłam zbulwersowana tym widokiem, bo od razu się domyśliłam, skąd się tu na torach wzięły. Z pewnością jakiś nieuczciwy roznosiciel, zamiast roznieść je po domach, pozbył się ich tutaj, „oszczędzając” sobie pracy a pieniądze „za pracę” pewnie kasując. Ten podły czyn to pewnie dzieło jakiegoś niewychowanego, głupiego smarkacza. Bo najczęściej to młodzi ludzie zatrudniają się do roznoszenia gazet, by dorobić sobie do kieszonkowego. Bo żeby dorosłego człowieka mogłoby stać na taki czyn, trudno mi uwierzyć.
Było widać, że gazety te niedawno ktoś tutaj wyrzucił, bo były z przedostatniego tygodnia. Tędy prawie nikt nie chodzi, więc pewnie ten ktoś myślał, że dobre miejsce wybrał dla swojego podłego czynu.
Obfotografowałam gazety z każdej strony, tak na wszelki wypadek, i zdegustowana ruszyłam dalej. Aramis jednak nie bardzo chciał iść, coś węszył. W końcu zeskoczył z torów i pobiegł na skarpę, wystawiając mi powód swojego węszenia. Oto i on:


Na ten widok z wrażenia aż przysiadłam i krzyknęłam: — Co za skończony idiota! Najwyraźniej ten ktoś oddawał się temu procederowi już od kilku miesięcy. Chcąc zarobić więcej pieniędzy, nabrał jeszcze też i różne prospekty reklamowe do kolportażu… Fajny kolportaż! A niech go nie wiem co! Takiego bydła narobił. Co za perfidia! Myślał, że zarobi sobie pieniądze nic nie robiąc? No jasne, bo po co łazić od ulicy do ulicy, od domu do domu, jak można wszystkich gazet i prospektów naraz się pozbyć i pieniądze i tak skasować.
Trzeba być skończonym idiotą, aby zrobić coś takiego i aby liczyć na to, że sprawa się nie rypnie, że się tak kolokwialnie wyrażę, i do odpowiedzialności pociągniętym się nie będzie. A tu, w Niemczech, niestety, albo raczej stety, kara za takie czyny jest bardzo dotkliwa. Już Służby Porządkowe Miasta po nitce do kłębka dojdą do sprawcy. Mają na to swoje sposoby. Ale w tej akurat sprawie sama im pomogłam, bo wysłałam im zdjęcia z tego procederu. Wprawdzie nie tak od razu, bo jakoś dziwnie żal mi było sprawcy. Byłam pewna, że jest nim jakiś durnowaty smarkacz, którego trzeba by było jakoś spamiętać. Chciałam najpierw sama go namierzyć i przywołać do porządku. Poszłam więc na tory jeszcze raz na drugi dzień. Niestety, nikogo tam nie widziałam i nic się tam nie zmieniło. Wszystkie gazety i prospekty nadal leżały jak leżały. Wracając torami, zastanawiałam się co zrobić. Po przejściu kilkudziesięciu kolejnych metrów, wiedziałam już co, bo na taki oto obrazek obok torów się natknęłam:


Aż mną potelepało ze złości, gdy to zobaczyłam. Ten skubaniec jeszcze więcej gazet dorzucił. — O nie! — zawołałam sama do siebie. — Teraz już nie daruję. I kiedy tylko wróciłam do domu, natychmiast pocztą mailową wysłałam zdjęcia do tut. Ratusza. Reakcja była natychmiastowa. Po kilkunastu minutach drogą powrotną otrzymałam maila z podziękowaniem za zdjęcia i obywatelską postawę.

W Niemczech takie rzeczy nie ujdą nikomu na sucho. Tu jest dyscyplina, a już zwłaszcza związana z Umweltschutz, czyli ochroną środowiska.
Oj, nagrabił sobie ten idiota, nagrabił. Raz, że będzie musiał wszystkie „zarobione” pieniądze oddać, to jeszcze będzie go czekać sąd. Będzie musiał ponieść karę pieniężną za zaśmiecanie terenu i zakpienie z pracodawcy. A sam pracodawca, czyli Dystrybutor Czasopism i Prospektów, już pewnie doszedł do sprawcy. Ale też, pewnie tak na wszelki wypadek, aby upewnić się, czy podobny proceder nie miał miejsca i w innych częściach miasta, już na drugi dzień wydzwaniano stamtąd po ludziach z pytaniem, czy dostarczano im do skrzynek prospekty i gazety. Do mnie też jakaś babka zadzwoniła, pytając o to.
To ja rozumiem. Jest akcja, jest i reakcja. I to natychmiastowa. A co! Ordnung muss sein! Bardzo mi się podoba ten niemiecki porządek… i dyscyplina. Łatwiej się żyje w takich warunkach i wśród zdyscyplinowanego społeczeństwa.

Po dobrze spełnionym obywatelskim obowiązku, i już bez żadnych wyrzutów sumienia, w kolejnym dniu znów pomaszerowałam z psem na tory. Lubię oglądać tamtejsze widoki rozciągające się wzdłuż torowiska. Z jednej strony ciągną się boiska i korty tenisowe, z drugiej lasy. Maszerowało mi się tym przyjemniej, że widziałam, iż moja akcja nie była daremna. Wszędzie było już posprzątane. Po gazetach i prospektach nie było już śladu.


Świat jest piękny, ale trzeba o niego nieustannie dbać i chronić przed złymi i głupimi ludźmi.